Dariusz Piontkowski o HiT: Kończymy prace nad podstawami programowymi, za chwilę ujrzą światło dzienne
Czy słyszał pan o młodzieżowym słowie roku i czy pan go w ogóle kiedyś używał.
Nie znam tego młodzieżowego słowa roku
To jest słowo śpiulkolot. Czy coś to panu mówi?
Nic mi to nie mówi.
Śpiulkolot to jest takie określenie czynności, które bardzo lubimy, takiego słodkiego spania np. pod kocem. Musi pan nadrobić, żeby pana młodzież nie zagięła.
Każde pokolenie ma jakieś swoje zwroty, czasami niezrozumiałe dla starszego pokolenia.
A pan ma takie określenia z pana młodości.
To często były skróty albo przeinaczenia tych słów powszechnie występujących. One często są takie bardzo środowiskowe, występujące w konkretnej szkole, konkretnej grupie, które nie pojawiają się w zupełnie innym miejscu.
Czyli nie ma się czym chwalić?
Nic nadzwyczajnego.
Dlaczego właściwie podjęto decyzję o nauce zdalnej od 20 grudnia? Dlaczego dopiero teraz?
To jest decyzja premiera, który uznał, że przy wzrastającej fali zakażeń jednak warto podjąć kroki, które pozwolą na to, aby spokojnie móc przeżywać święta i nie było konieczności wprowadzania kolejnych obostrzeń. Chodziło również o bezpieczeństwo osób starszych, dziadków, z którymi dzieci, wnuki będą miały kontakt w okresie świąt. Stąd wydłużenie tego okresu przerwy świątecznej o dodatkowych kilka dni. Ale nie chcąc, żeby były tracone kolejne dni nauki, korzystamy z tych przepisów, które umożliwiają wprowadzenie nauki zdalnej.
A czy możliwa jest powtórka z zeszłego roku w kontekście ferii? Tzn. że zrezygnujecie z podziału na województwa i wszyscy uczniowie mogliby mieć wolne w tym samym czasie?
W tej chwili nie zakładamy takiego scenariusza, ale epidemia nauczyła nas, że życia płata niespodzianki i może być różnie. W tej chwili nie zakładamy, żeby był jakiś dłuższy okres przechodzenia na naukę zdalną, o ile epidemia nie zmusi nas do jakiś poważniejszych kroków. Mamy nadzieję, że ta wydłużona przerwa, te obostrzenia w kilku dziedzinach życia doprowadzą do tego, że wyhamujemy czwartą falę epidemii i bardziej drastyczne kroki nie będą potrzebne.
Rozumiem. Dlaczego obowiązek szczepień dla nauczycieli będzie obowiązywać dopiero od marca?
Jeszcze nie wiemy czy ten obowiązek zostanie wprowadzony. To jest na razie jeden z pomysłów, który jeszcze nie został wprowadzony w życie. Pan minister Niedzielski wyraźnie wskazywał, że są zawody, które mają kontakt z większą grupą osób narażonych na cięższe przebycie tej choroby, miał tu na myśli przede wszystkim w pierwszej kolejności medyków, ale także nauczycieli, którzy stykają się z większą grupą osób i w ten sposób mogą być powodem przenoszenia tej choroby. Dlaczego dopiero od 1 marca, jeżeli w ogóle miałby wejść ten przepis? No trzeba dać czas na to, żeby ci którzy jeszcze się nie zaszczepili mogli dobrowolnie to zrobić. Dziś, według naszych szacunków, około 80% nauczycieli jest już zaszczepionych. Jeżeli odejmiemy od niego grupę tych osób, którzy ze wzglądów zdrowotnych raczej nie powinny się szczepić, to pewnie mamy do czynienia z kilkoma, może kilkunastoma procentami nauczycieli, których to będzie dotyczyło.
Ale czy obowiązek to przymus? Powinien być przymus? Czy gdyby był przymus to nauczycieli odeszliby z zawodu ci do tej pory niezaszczepieni?
Jeszcze nie wiemy jakie będą rozwiązania prawne. Jest to gestia ministra zdrowia. Będziemy dopiero rozmawiali na temat szczegółów.
Pan by co doradzał?
Ja jestem za dobrowolnością szczepień. Widać, że dotychczasowa akcja przyniosła duży sukces. 80% w tej grupie zawodowej to uważam, że to jest bardzo dużo. Gdyby w innych grupach zawodowych był podobny poziom szczepień, to wówczas moglibyśmy mówić, że w zasadzie nie ma problemu z tym czy ktoś się jeszcze chce iść zaszczepić, czy nie.
A pan się zaszczepił?
Tak, oczywiście, że tak. Przechorowałem, stąd trochę opóźniona druga dawka. Ale jak tylko mogłem pójść się zaszczepić to oczywiście się zaszczepiłem.
To zmieniamy temat panie ministrze. Uczniów w tegorocznej rekrutacji będzie zdecydowanie więcej niż zazwyczaj. To skutek reformy z czasów rządu PO-PSL, czyli obniżenia wieku szkolnego. W obecnych ósmych klasach uczy się teraz pół rocznika dzieci urodzonych w 2008 roku (od stycznia do czerwca), które decyzją ówczesnej władzy w 2014 roku obowiązkowo poszły do szkół. To oznacza, że łącznie uczy się w nich półtora rocznika dzieci - cały rocznik 2007 (wówczas siedmioletnich) i pół rocznika 2008. Dziennikarka Justyna Suchecka kilka dni temu wskazywała na antenie stacji TVN24, że w obecnych klasach ósmych uczniów jest tak dużo, że nie wiadomo, jak pomieszczą się w liceach i technikach, ani kto będzie ich uczył. Czy ministerstwo dostrzega to zagadnienie i czy faktycznie może być z tym problem?
Oczywiście wiemy, że taka sytuacja demograficzna jest w dwóch rocznikach, w tym kończącym 8. klasę i w tym, który jest w 7. klasie. To rzeczywiście jest wynik tego, że w pewnym momencie próbowano zmusić dzieci 6-letnie do tego, aby rozpoczynały już edukację w tym wieku. Przypomnę jednak, że w średnich szkołach będziemy mieć do czynienia z odejściem tzw. podwójnego rocznika, przynajmniej fragmentu, bo wygasa liceum po gimnazjum, czyli liceum 3-letnie. Odchodzi jeden rocznik, więc to powinno nieco ułatwić sprawę. Myślę, że licea, technika poradzą sobie. Spowoduje to pewni nieco wydłużenie czasu pobytu młodzieży w szkole, no ale tutaj niewiele jesteśmy w stanie zrobić. Te zmiany, które Platforma nam z PSL-em kilka lat temu nam zafundowały doprowadzą do tego, że przez kilka lat w liceach, technikach będzie nieco więcej młodzieży.
Samorządowcy wskazują wam, że mają z tym problemy? Już dziś rodzice wskazują, że zajęcia albo zaczynają się bardzo wcześnie albo kończą bardzo późno. Szkolne korytarze pękają w szwach, a teraz ma dojść jeszcze do kumulacji?
Ale jeszcze raz powtórzę, że w tej chwili w klasie 3 mamy podwójny rocznik. Jedna z tych klas, czy jeden z tych ciągów to są uczniowie po gimnazjum, którzy w maju po maturach odejdą już ze szkoły i w ich miejsce można powiedzieć wejdzie nowa klasa. Ona jest tylko trochę liczniejsza niż normalny standardowy rocznik. Nie powinno to więc spowodować jakiegoś większego kłopotu. Z rekrutacją jest podobnie. Przecież trzy lata temu była tzw. podwójna rekrutacja do szkół. Wtedy także część mediów pisała o wielkich tragediach, które miały się odbyć w okresie rekrutacji, a ta rekrutacja odbyła się sprawnie. Przepisy umożliwiają już dzisiaj także rozwiązanie wielu spraw poprzez kontakt elektroniczny, stąd z rekrutacją nie powinno być problemu. Ale na pewno w części szkół, tych najbardziej popularnych, zawsze jest duża konkurencja. Tam zawsze jest problem z ilością miejsc dla uczniów, którzy aplikują do tych najbardziej popularnych szkół.
Uczniów będzie miał, kto uczyć? Jak idą negocjacje z nauczycielami? Jesteście bliscy porozumienia i co właściwie to porozumienie przyniesie?
Po pierwsze trzeba wyraźnie powiedzieć, że na razie nie ma tendencji, która by pokazywała, że masowej tendencji, że masowo nauczyciele odchodzą z zawodu. Wbrew temu co niektóre media próbują sugerować, dane którymi my dysponujemy, z kilku ostatnich lat pokazują, że tego zjawiska nie ma. Zawsze na przełomie wakacji i początku roku szkolnego jest pewien ruch kadrowy i poszukiwanie części nauczycieli, podobnie było w rozpoczynającym się roku szkolnym, pewnie podobnie będą w kolejnym. Z drugiej strony mamy związkowców, którzy mówią o tym, że nauczyciele będą tracili pracę. Mamy więc do czynienia ze sprzecznymi komunikatami, z jednej strony, że nauczycieli nie ma, z drugiej strony obawy o to, że nauczyciele stracą pracę. Prawda jest gdzieś pośrodku i pewnie w różnych miejscach jest z tym różnie. Pewnie czasami brakuje nauczycieli pewnych specjalności. Mamy od wielu lat sygnały o brakujących nauczycielach praktycznej nauki zawodu, bo często są to fachowcy pracujący gdzieś w przemyśle, w usługach, którzy nie zawsze chcą zrezygnować z pracy w swojej branży i przejść do nauczania młodzieży.
Bo prawdopodobnie im się to nie opłaca.
To prawda. Ale mamy przepisy, które umożliwiają na to, by samorządy, chcąc zachęcić tego typu specjalistów do pracy w szkole, mogły podwyższać im stawki, mogły zrezygnować z takiego typowego awansu zawodowego nauczyciel i wynagradzać ich tak, żeby ten zawód był atrakcyjny także finansowo.
Już słyszę głos samorządowców, którzy mówią, że nie mają na to pieniędzy.
Ale trzeba pamiętać o tym, że w ostatnich latach, dzięki temu, że gospodarka się rozwijała, że uszczelniliśmy system podatkowy, wpływy także samorządu i budżetu państwa z podatku CIT i PIT wzrosły o 30, nawet o 40%. Zwłaszcza w tych największych miastach ten wzrost był najbardziej zauważalny.
Ale jak ja z kolei rozmawiam z samorządowcami, to oni mówią mi, że tracą. Więc ten punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Ale tu trzeba po prostu przytoczyć twarde dane. Ministerstwo te dane przytacza i wyraźnie wskazuje o dużych wzrostach z tych dwóch podatków. Żeby to porównać z rokiem 2015 to widać wyraźnie, że te dochody wzrastają, podobnie jak i subwencja oświatowa, która wzrasta. Gdy w 2015 roku rządziła jeszcze Platforma to ta subwencja oświatowa wynosiła niespełna 40 miliardów złotych, dziś jest to ponad 52 miliardy złotych.
Czy zainteresowanie młodych osób zawodem nauczyciela się zwiększa, zmniejsza, czy jest na stałym poziomie? Jak to wygląda w twardych danych?
Część z tych danych jest trudno zebrać. Takich typowych studiów pedagogicznych jest niewiele. Są to jednolite studia magisterskie do nauczenia dzieci ze specjalnymi potrzebami oraz nauczanie wczesnoszkolne, nauczanie przedszkolne. Pozostałe kierunki to często jest też tak, że ktoś wybiera matematykę, historię lub jakiś inny przedmiot, który mógłby być później wykładany i dopiero w trakcie zajęć robi kurs pedagogicznych. Nie jest więc to łatwe do wychwycenia. Na razie liczba studentów jest większa niż liczba wolnych miejsc pracy w szkołach.
Od 1 września w szkołach ponadpodstawowych wprowadzony zostanie przedmiot historia i teraźniejszość, który zastąpi wiedzę o społeczeństwie. Projekt podstawowy programowej HiT-u trafi do konsultacji publicznych i uzgodnień międzyresortowych w grudniu. Jak te konsultacje idą i skąd właściwie taka decyzja?
O tym mówił zarówno pan premier Mateusz Morawiecki, jak i pan premier Jarosław Kaczyński, mówiąc o tym, że dzisiejsza wiedza nastolatków na temat historii współczesnej, historii Polski, jest zdecydowanie niewystarczająca. To wynikało m.in. ze zmian programowych, które Platforma i PSL dokonały wiele lat temu, praktycznie likwidując systematyczną naukę historii w starszych klasach szkoły średniej. Nie wiem czy państwo się orientują, ale większość uczniów systematyczny wykład historii po gimnazjum kończyło na pierwszej klasie szkoły średniej, potem był już tylko taki przedmiot, gdzie były wyrywki historii i wyrywki WOS-u. Zmieniła to pani minister Anna Zalewska, przywracając systematyczny wykład historii w szkole średniej. Okazuje się jednak, że część nauczycieli ma kłopoty z realizacją podstawy programowej i dotyczących tych ostatnich wydarzeń, ostatnich kilkunastu, czy kilkudziesięciu lat i ten wykład historii ma się odbywać już w klasie maturalnej, kiedy uczniowie generalnie zainteresowani są przede wszystkim przedmiotami, które będą zdawali na maturze. Stąd pomysł, żeby wprowadzić nowy przedmiot obejmujący historię najnowszą, będzie wykładany w 1. i 2. klasie. Jesteśmy w trakcie kończenia prac nad podstawami programowymi, za chwilę ujrzą one światło dzienne, będzie dyskusja i potem ewentualne korekty.
To będzie hit?
Mam nadzieję, że tak. Historia Polski powinna być powszechnie znana.
To zapamiętał pan to młodzieżowe słowo roku.
Coś ze śpikocem.
Nie, śpiulkolot. Ale blisko.
Posłuchaj rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.