Siemoniak o wyroku TK: kurs na konfrontację z Unią. Oznacza problemy z pozyskiwaniem środków
Trybunał Konstytucyjny orzekł wczoraj, że uznawanie prawa unijnego za wyższe nad krajowym jest niezgodne z polską konstytucją. Co to pana zdaniem oznacza, panie ministrze? Dla przysłowiowego Kowalskiego? I dla Polski?
To oznacza bardzo zły przełom. To jest już wydarzenie, które nie jest już w kategorii spekulacji, czy niemądrej wypowiedzi jednego lub drugiego polityka. To jest bardzo świadoma decyzja obozu politycznego PiS, bo przecież nikt nie wierzy w to, że tzw. Trybunał ma jakąkolwiek samodzielność, o tym, że zmieniamy kierunek. Polska od 90. roku szła do Unii do NATO, czyli na zachód, teraz zwrot następuje o 180 stopni. Same te twierdzenia, sam język, samo zachowanie Trybunału, wyraźnie pokazuje o co chodzi. Przecież nikt nie może przyjąć czegoś takiego, że nasze uczestnictwo w Unii Europejskiej będzie takim szwedzkim stołem, że sobie wybieramy te przepisy, które aktualnej władzy pasują. Było referendum o przystąpieniu do Unii, większość Polaków się wypowiedziała. Były traktaty akceptowane przez całą scenę polityczną, także przez Prawo i Sprawiedliwość, w tym prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wczoraj dramatycznie to zakwestionowano.
Wczoraj rzecznik rządu mówił, że w wielu krajach już stwierdzano, że krajowe prawo ma wyższość nad prawem unijnym i że to samo wczoraj orzekł Trybunał Konstytucyjny.
Ale to nie jest prawdziwe sformułowanie. Polski Trybunał Konstytucyjny, kiedy jeszcze działał prawidłowo osadzony, w 2005 roku, też to stwierdził. Jasne, że konstytucja jest najważniejsza. Natomiast traktaty o obecności Polski w Unii Europejskiej nie są z nią w żadnym punkcie sprzeczne. Mogliśmy być w Unii przez 17 lat i nikt tego nie kwestionował, zakwestionował to wczoraj tzw. Trybunał Konstytucyjny.
To co dalej?
To oznacza kurs na konfrontację z Unią, to oznacza realne problemy z pozyskiwaniem środków europejskich. Unia Europejska odczytuje to jako krok konfrontacyjny, przecież natychmiast zostało wydane oświadczenie ze strony Komisji Europejskiej. Bez wnikania w jakiś szczegóły, bo ta sprawa jest tak poważna, że szczegóły jakoś giną, to jest krok konfrontacyjny, który może być oceniany jako pierwszy krok w stronę wychodzenia z Unii Europejskiej.
Ale Prawo i Sprawiedliwość mówi, że nie będziemy wychodzić z Unii Europejskiej i że to są bajki, które powtarza opozycja.
Wczorajsze wydarzenia temu przeczą. Jak coś mówi partia, taka była anegdota w PRL-u, tzn. tylko, że mówi. Jak było z uchwałą o nepotyzmie? PiS przyjął uchwałę o nepotyzmie, że będzie z tym walczył i nie zdarzyło się prawie nic. Kilka osób z kilku tysięcy nominatów PiS-u zrezygnowało, odeszło z państwowych spółek. Tak samo PiS przyjął uchwałę o obecności Polski w Unii Europejskiej. To tyle znaczy, że PiS coś powiedział. Praktyka, a to wczorajsze wydarzenie jest praktyką, nie jakimś oświadczeniem, temu dramatycznie zaprzeczyła. Uważam, że te 80% Polaków, którzy są za obecnością Polski w Unii Europejskiej, widzą już tę intencję bez żadnych ogródek.
Wszystko wskazuje na to, że coraz więcej migrantów próbuje przejść przez granicę polsko-białoruską. Co Platforma Obywatelska myśli w tej sprawie?
Mówiliśmy o tym wielokrotnie, że jesteśmy za szczelną granicą. Nikt nie ma wątpliwości co do tego, że ta hybrydowa agresja, czy po prostu agresja, to słowo hybrydowe jest nadużywane, tu mamy do czynienia z agresją wprost. Tzn. przywożenie ludzi zwiedzionych tym, że być może łatwo przejdą przez Polskę do Zachodniej Europy, przez Łukaszenkę. To jest element konfrontacji Białorusi z Polską i Unią Europejską. Natomiast rząd obecny wydaję się widzieć w tym, tu zacytuję premiera Morawieckiego z osławionych maili, polityczne złote. Z jednej strony prowadzi taką dziwną politykę odcinania niezależnych, uczciwych, czy wszelkich mediów od granicy. Dziennikarze, którzy są na wojnach, są korespondentami wojennymi, nagle są odcięci, więc kompletnie nie wiemy co się tam dzieje. W demokratycznym społeczeństwie to jest to nie do przyjęcia. I rząd PiS wzbrania się przed tym, żeby unijna agencja Frontex, czy zespół ds. zwalczania zagrożeń hybrydowych NATO, wzorem Litwy, pojawiły się na polskiej granicy. Żeby pokazać, że to problem nie tylko Polski ale całej Unii, bo granica jest zewnętrzną granicą Unii Europejskiej i NATO. Trzeba skończyć z taką dramatyczną grą wokół tego, dramatycznymi oświadczeniami, jak to wczorajsze wicepremiera Kaczyńskiego, tylko rzetelnie informować i co najważniejsze, choć mówię to na końcu, wywrzeć realną presję na Białoruś. Czy słyszymy o wzywaniu białoruskich dyplomatów, czy wydalaniu białoruskich dyplomatów, czy organizujemy Unię Europejską do nowej serii sankcji? Nic się nie dzieje. Mówimy, że i rząd to mówi, że Białoruś dokonuje agresji, ale wobec tej Białorusi żadnych kroków nie podejmujemy. O co tutaj w tym wszystkich chodzi?
Powinniśmy przyjmować migrantów? Co mówi Donald Tusk?
Nie, nie. Rozmawiamy o tym dużo. Jasno bardzo Donald Tusk, publicznie mówił o szczelności granicy o konieczności przestrzegania prawa międzynarodowego i o tym, że są procedury, których powinno się przestrzegać. Myślę, że wszyscy słuchacze zgodzą się z tym, że Polsce nie służą takie dramatyczne obrazki w światowych mediach, chaosu, jakiś gonitw, przesuwania ludzi, tego co się dzieje z dziećmi. To wszystko szkodzi Polsce. Być może podsyca to jakiś napięcie wewnętrzne, jakieś obawy, natomiast tak państwo nie powinno działać. Już z litości przemilczę słynną konferencję ministra Kamińskiego z ministrem Błaszczakiem, gdzie dwóch ministrów polskiego rządu prezentowano pornograficzne, zoofilskie zdjęcia. To mi, jako byłemu ministrowi, się po prostu w głowie nie mieści, że można coś takiego robić. Jest polityczna gra i to trzeba tutaj wszystko widzieć, że po stronie rządzących nie ma chyba woli rzeczywistego załatwienia problemu, bo tutaj punktem pierwszym jest nacisk na Białoruś, żeby zaprzestała takiej praktyki, żeby nie przylatywały tysiące ludzi samolotami z Iraku i innych państw na Białoruś, a potem białoruskie służby przewoziły ich do granicy. Przy czym pamiętajmy, że ci ludzie są zmanipulowani, oszukani, ale są ludźmi. W każdej sytuacji ich godność jest bardzo ważna. My nie możemy sobie pozwolić ani na taką bezduszność wobec konkretnych sytuacji, ani na pokazywanie się na świecie jako kraj, który nie radzi sobie z taką sytuacją. Litwini, przecież mniejsze państwo od nas, potrafili sobie jakoś z tym poradzić.
Wyobraża sobie pan taki okrągły stół w tej sprawie.
Wielokrotnie wyciągaliśmy rękę do takiego dialogu. Ja kilka tygodni temu, przy debacie o stanie wyjątkowym, prezentowałem stanowisko Koalicji Obywatelskiej, mówiłem o potrzebie porozumienia, rozmowy, o tym, że Donald Tusk w 2014 zaprosił PiS, był prezes Kaczyński w Kancelarii Premiera, że zbierała się rada bezpieczeństwa narodowego. Dziś rządzący nie chcą ani opozycji, ani organizacji pozarządowych, ani mediów, ani organizacji międzynarodowych, w których jesteśmy. Dlaczego tak się dzieję? To jest niezrozumiałe. Każdy kto ma problem, zawsze lepiej się nim podzielić i wciągnąć ludzi do jego rozwiązywania.
Na Dolnym Śląsku szykuje się pojedynek w o przywództwo w Platformie Obywatelskiej. Pan na kogo stawia?
Stawiam na prezydenta Romana Szełemeja. Jako wałbrzyszanin i znający go przez wiele lat, i jako ktoś kto ocenia jego znakomitą prezydenturę w Wałbrzychu. To jest kompletna odmiana, te 10 lat w mieście, które miało fatalne, straszne 20 lat po nagłym upadku górnictwa. I wiem, że potrzeba Platformie Obywatelskiej w regionie dolnośląskim kogoś kto czuje samorząd i czuje trudny teren, bo województwo dolnośląskie to nie tylko piękny i zamożny Wrocław, ale to też cała masa rozmaitych problemów. Więc stawiam na Romana Szełemeja. Pamiętamy też, jak Donald Tusk napisał o nim jako o wybitnym lekarzu, wybitnej postaci. Więc wierzę w to i namawiam wszystkich, żeby głosować na Romana Szełemeja.
A co z doniesieniami, że trudno było mu pogodzić pracę w wałbrzyskim magistracie i szpitalu?
Oczywiście, że dużo rozmawiamy. Praktycznie codziennie telefonicznie i też często osobiście. Dla każdego, kto zna Romana Szełemeja, to wie, że to są po prostu tak krzywdzące bzdury wobec niego. Wiele razy doświadczyłem tego, że rozmawiamy gdzieś wieczorem późno, u niego w domu a on wybiega na dyżur, na SOR, bo nikogo nie ma. To jest lekarz, który nigdy nie robi nic innego niż dla pacjentów. Wiadomo sytuacja kadrowa szpitala wałbrzyskiego i oczywiście innych szpitali jest dramatyczna. On po prostu kosztem swojego wolnego czasu, kosztem nocy, weekendów ratował ten szpital na SOR-ze. Przecież jest wybitnym kardiologiem i powinien dyżurować na kardiologii, ale ponieważ nie ma lekarzy dramatycznie, to dyżurował na SOR-ze. Wałbrzyszanie są oburzeni atakiem na Romana Szełemeja, bo po prostu go znają, jako uczciwego lekarza. Jest to ktoś za kim stoimy murem w Wałbrzychu.
Posłuchaj rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.