Wspomnienia, które mają moc [POSŁUCHAJ, ZOBACZ]
- Rozmowy zawarte w książce mogą być podpowiedzią, jak przejść przez ten trudny czas i pokazują różne perspektywy, bo różni są bohaterowie - mówi Ewelina Lis:
Pierwszą osobą, która kontaktowała się z onkomocnymi była Anna Szymańska z fundacji. - Niektórzy byli pacjenci Przylądka reagowali na propozycje wzięcia udziału w projekcie ze zdziwieniem - relacjonuje:
- Publikacja ma pomóc chorym przetrwać najtrudniejsze chwile - podkreśla Anna Apel - kiedyś pacjentka kliniki, dziś Prezeska Fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową”:
POSŁUCHAJ: Chwalimy swoje: Ewelina Lis i Anna Szymańska
- Książka pokazuje też jak w ostatnich kilkudziesięciu latach zmieniały się warunki leczenia - dodaje Ewelina Lis:
Książka "Onkomocni. Potęga wspomnień" w wersji elektronicznej od października będzie dostępna nieodpłatnie na stronie fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową”, w wersji papierowej - również za darmo - będzie do odebrania w jej siedzibie.
POSŁUCHAJ CAŁEGO MATERIAŁU:
Poniżej fragmenty książki.
Czujesz się silniejszy?
Bartek: Tak, jestem silny, jak Rambo. To mój bohater.
Mama: Rambo? Przecież to dziadek po siedemdziesiątce, on jest już w podeszłym wieku. Ale fakt, że Bartek przed operacją miał takie przezwisko: Rambo.
Bartek: A po operacji zaczęli do mnie mówić Terminator, bo mam tytanowe wnętrze. W sumie...
może tak zostać.
Śnisz czasem o pływaniu?
Sylwia: Tak, bardzo często. Tuż przed rozpoczęciem leczenia pojawiały się bardzo realistyczne sny. Najczęściej widziałam siebie razem z innymi zawodnikami, wszyscy pływaliśmy w basenie. To wyglądało tak, jakbym obserwowała nasz trening gdzieś z boku. Potem, już w trakcie chemioterapii, kiedy założono mi centralny cewnik, czyli Broviaka, śniło mi się z kolei, że wskakuję do wody i zaczynam krzyczeć. Wiem, że ten cewnik nie może się uszkodzić, dlatego szybko wychodzę z wody. Jeszcze później w snach widziałam innych zawodników, mnie w tym basenie nie było.
Motocykle to twoja pasja.
To prawda, największa, interesowałem się nimi od dziecka. W trakcie leczenia w klinice przy ulicy Bujwida wymknąłem się nawet nielegalnie na wycieczkę po wrocławskich salonach z motocyklami.
To były konkretne salony czy przypadkowe?
Konkretne, adresy znalazłem w gazecie motoryzacyjnej przyniesionej do szpitala przez moją mamę. Wiedziałem, że w tym dniu nie będę podłączony do żadnej kroplówki, a więc będę mógł wyjść z sali. Wziąłem mapę i ustaliłem: „O, Yamaha jest tu, Suzuki trochę dalej, Honda tutaj, a Kawasaki tam”. Potem sprawdziłem, jak kursują tramwaje, żeby wiedzieć, którym gdzie dojechać. Kilka razy trzeba było się przesiąść, ale ostatecznie objechałem wszystkie salony w mieście.
Które uczucie było silniejsze – bezsilność czy złość?
Paulina: Chyba złość. Chciałam całemu światu wykrzyczeć, jak bardzo mam wszystkiego dość, jaki czuję żal i ból. Ale nawet tego nie byłam w stanie zrobić, bo rurka tracheostomijna mi to uniemożliwiała. Miałam obrzęknięte gardło i opuchliznę w jamie ustnej. Nie mogłam mówić. Z personelem medycznym porozumiewałam się poprzez pisanie na kartce.
Robert: Jak smakuje chemia? Jest gorzka, ma chemiczny, metaliczny posmak. Kiedy połykamy teraz witaminy czy suplementy, to są one podawane w specjalnych osłonkach zabezpieczających – nie czuje się wówczas goryczy. Tabletki do doustnej chemioterapii, mówiąc kolokwialnie, są „gołe”. Ten posmak pamięta się do końca życia.
Adam: Pierwsza przepustka była ogromnym przeżyciem. Przez kilka dni nie chciało mi się wychodzić z domu, musiałem poznać wszystko na nowo, bo niektóre rzeczy się zmieniły, jak chociażby łóżko czy meble w salonie. Miałem wrażenie, że jestem w obcym miejscu. Chodziłem dookoła domu i czułem, że zaczynam coś nowego. Nowe życie.
Na zdjęciu od lewej: Ewelina Lis - autorka wywiadów, Anna Szymańska - koordynatorka projektu i Łukasz Gawroński - autor zdjęć.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.