Samorządowcy się kłócą, a smród pozostał
Prezydent tego miasta Robert Raczyński przekonuje, że problemem jest dzikie wysypisko opon i odpadów technicznych w pobliskim Kłopotowie. Dlatego proponuje gminie pomoc:
- Chcemy im pożyczyć 10 milionów złotych. Wysłałem pismo do naszego wójta - jako naszego sąsiada - że powinniśmy przystąpić do rozwiązania tego problemu. My nie możemy go zlikwidować, bo nie jest na terenie miasta Lubina, a nam przynosi największą szkodę.
Gmina wiejska Lubin pożyczki jednak nie przyjmie. Przede wszystkim dlatego, że nie to ona, ale starostwo odpowiedzialne jest za uprzątnięcie sterty odpadów technicznych. Poza tym zarówno wójt, jak i mieszkańcy są przekonani, że źródło fetoru unoszącego to miejskie wysypisko, które podlega... prezydentowi.
Z kolei mieszkańcy miasta i okolicznych wsi podkreślają, że prawdziwym problemem w czasie upałów jest fetor gnijących śmieci komunalnych:
- Prezydent Lubina próbuje zajmować się cudzymi sprawami, nie dostrzegając swoich problemów - komentuje sprawę zastępca wójta gminy Bartosz Chojnacki:
- Tu już niejednokrotnie były przeprowadzone badania. Absolutnie nie śmierdzi z wysypiska w Kłopotowie, tylko z wysypiska miejskiego. Wszyscy mieszkańcy Lubina i okolic doskonale zdają sobie z tego sprawę.
Dwa i pół roku temu Prezydent Lubina bezskutecznie walczył o włączenie w granice miasta kilku okolicznych miejscowości. Tym razem wójt gminy sugeruje, że może oddać dzikie wysypisko w Kłopotowie. Wówczas prezydent będzie mógł uporządkować teren za pieniądze z budżetu miasta.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.