Koszykarze Śląska Wrocław bliżej półfinału Basket Ligi
Pierwsze punkty w meczu należały do Aleksandra Dziewy, który trafił z półdystansu. Goście jednak odpowiedzieli bardzo szybko, najpierw z góry obręcz zaatakował Olejniczak, a chwilę później swoje punkty w kontrze dołożył Gruszecki i sopocianie wyszli na pierwsze prowadzenie w całej serii. W zespole Śląska do gry wkroczył jednak Kyle Gibson, który trafił zza łuku i było 5:4 dla gospodarzy. W porównaniu do wtorkowego starcia, Trefl zaskakiwał przede wszystkim bardzo agresywnym naciskiem na całym boisku, a Michał Kolenda ani na sekundę nie odpuszczał Jovanoviciowi i nie pozostawiał mu swobody w rozegraniu. Ta mocna defensywa i stuprocentowa skuteczność w ataku sprawiły, że po trzech minutach goście prowadzili 9:5. Wojskowi z kolei mieli bardzo duże problemy z konstruowaniem swoich ataków i dochodzeniem do czystych pozycji, przez co po pięciu minutach gry wciąż mieli na swoim koncie zaledwie 5 oczek.
Sygnał do ataku dał Elijah Stewart, który trafił bardzo ważną trójkę i pozwolił znowu złapać rytm. W pierwszym starciu w hali Orbita rzucił tylko dwa punkty, w związku z czym miał tego wieczora sporo do udowodnienia. Wciąż Trójkolorowi mieli jednak dość duże problemy w defensywie i przy stanie 16:10 dla Trefla, Oliver Vidin poprosił o przerwę. Po czasie dwie skuteczne akcje z rzędu zaliczyli wrocławianie, a do kosza trafiali rozgrywający – najpierw Jovanovic, a później zza łuku Mateusz Szlachetka i dzięki temu udało się nadgonić rezultat (15:18). Śląsk zagrał kapitalną końcówkę kwarty. Łukasz Kolenda ostatnią akcję Trefla chciał rozegrać kombinacyjnie, ale bardzo dobrym przechwytem popisał się Szlachetka, a w kontrze podanie Stewarta wykorzystał Munja i po pierwszej ćwiartce na tablicy widniał remis 20:20.
Drugie dziesięć minut od bardzo cierpliwej akcji rozpoczęli sopocianie, a Nuni Omot trafił zza łuku i zdobył tym samym swój 7,8 i 9 punkt w meczu. Chwilę później na jego rzut tym samym odpowiedział jednak Ben McCauley, który z minuty na minutę czuł się na parkiecie coraz lepiej i wyrastał na coraz ważniejszą postać Śląska. Swoją obecność ponownie zaznaczył też Stew, który trafił w trudnej sytuacji spod kosza i dał Wojskowym prowadzenie. W kolejnej akcji WKS mocno męczył się z rozegraniem, ale na zbiórce kapitalnie powalczył Ben. Za drugim razem udało mu się dograć do Stew, a ten potężnie zapakował z góry nad Omotem, na dodatek z faulem. Z minuty na minutę gra ŚWKS-u się rozkręcała, a po rzutach Elijaha wrocławianie prowadzili już sześcioma oczkami (29:23).
W kolejnych fragmentach Ben wciąż rządził na tablicach i świetnie zbierał w ataku, co nawet w przypadku błędów rzutowych, dawało szansę na ponowienie akcji. Później nasz środkowy włączył się również do rozgrywania i prawdopodobnie byłby autorem dwóch najładniejszych asyst pierwszej połowy, gdyby nie fakt, że koledzy nie wykorzystywali jego fenomenalnych zagrań. Ten okres posuchy punktowej Trójkolorowych bezlitośnie wykorzystali rywale, a po lay up-ie Radicevicia goście ponownie wyszli na prowadzenie 30:29. Wojskowi przez ponad pięć minut nie byli w stanie rzucić celnie do kosza, przez co tuż przed końcem pierwszej połowy przegrywali 29:32. Dopiero rzut wolny Munji i punkty spod kosza Gabińskiego obudziły gospodarzy. Na 46 sekund przed przerwą Trefl prowadził w hali Orbita 35:34, dwie ostatnie akcje należały jednak do podopiecznych Olivera Vidina. Najpierw dobrze w obronie zachował się Ben i zebrał piłkę, a w ostatniej akcji drugiej kwarty Elijah Stewart trafił zza łuku i Śląsk na przerwę schodził z prowadzeniem 37:35.
Drugą połowę od świetnej akcji rozpoczął McCauley, który obsłużył dobrym podaniem Munję, a ten nie miał problemu ze zdobyciem kolejnych oczek spod kosza. Poźniej jednak gospodarzom zdarzyły się dwa błędy w obronie, które wykorzystali przyjezdni i wyszli na prowadzenie 40:39. To obudziło Wojskowych, którzy dwa razy z rzędu trafili zza łuku, najpierw Gibson, a później Gabiński i wrocławianie bardzo szybko wrócili na prowadzenie (45:40). Przewagi nie udało się jednak utrzymać zbyt długo, a faul niesportowy odgwizdany Ramljakowi na pewno nie pomógł w budowaniu przewagi.
Wtedy jednak rozpoczął się fragment kapitalnej gry Stew, który pojawił się na boisku i zdobył dziewięć punktów z rzędu dla Śląska. Dwukrotnie trafił z półdystansu, raz zza łuku i wykorzystał również dwa z trzech rzutów wolnych i Trójkolorowi prowadzili 58:50. Elijah cztery minuty przed końcem trzeciej kwarty miał na swoim koncie już 23 punkty, a Daniel Stefański musiał poprosić o czas, by zatrzymać naszego rzucającego. Przerwa nie zmieniła obrazu gry, ale obudziła za to niemrawego dziś Aleksandra Dziewę. Reprezentant Polski najpierw popisał się skutecznym wsadem, a potem trafił spod kosza po ofensywnej zbiórce i Wojskowi wygrywali już 62:50. W końcówce kwarty gospodarze jeszcze podkręcili tempo, a w ostatniej akcji instynktowny przechwyt zaliczył Szlachetka, ale jego rzut z półdystansu sędziowie ocenili jako próbę po czasie, dlatego też trzecia kwarta zakończyła się wynikiem 66:53.
Ostatnią ćwiartkę od celnych rzutów wolnych rozpoczął rozgrywający Trefla, Martynas Paliukenas. Kapitalnie dysponowany dzisiaj McCauley jednak momentalnie odpowiedział z półdystansu i dystans punktowy się nie zmniejszał. Swoją pierwszą trójkę trafił również Strahnija Jovanović, któremu udało się celnie rzucić dopiero w ósmej próbie, ale za to w jak kluczowym momencie. Najważniejsza informacja wieczoru była jednak taka, że swój koncert kontynuował Stewart, który dwa razy z rzędu był skuteczny pod koszem i na niespełna sześć minut przed końcem miał na swoim koncie 29 oczek, a Śląsk prowadził 75:59. Chwilę później trafił z dystansu i wykorzystał jeden z dwóch rzutów wolnych. Amerykanin rozgrywał kapitalne zawody, a Trefl nie miał pomysłu, jak go zatrzymać.
Na cztery minuty przed końcem spotkania, Aleksander Dziewa dołożył swoje punkty spod kosza i było już 81:65. Po potężnym wsadzie Stewarta i trójce Szlachetki, Oliver Vidin zdecydował się na wprowadzenie na boisko Jana Wójcika i Szymona Tomczaka. Ten drugi już w pierwszej akcji był faulowany i wykorzystał rzut wolny, a chwilę później Jasiek dobił rzut Gibsona. Po tej akcji na parkiecie pojawili się również Kacper Gordon i Tomasz Żeleźniak, a tę czwórkę na boisku wspomagał Mateusz Szlachetka. W ostatniej akcji meczu swoją szansę z dystansu miał Żeleźniak, ale rzucił niecelnie i mecz zakończył się bardzo wyraźnym zwycięstwem WKS-u 91:72.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.