Monitoring sam szuka poszukiwanych osób oraz skradzionych aut
W praktyce wygląda to tak, że do miasta wjeżdża skradziony samochód. Kamera natychmiast przesyła obraz poszukiwanej rejestracji, a komputer momentalnie uruchamia alarm przy biurku dyżurnego policji. Tak od trzech lat działa system inteligentnego monitoringu w Lubinie. I choć do sieci podłączonych jest ponad 300 kamer, to ich nadzorem zajmuje się... tylko jeden pracownik.
- Resztę robią procesory - przyznaje prezydent Lubina Robert Raczyński: - System nieobsługowy, dlatego że angażowanie kilkudziesięciu ludzi do obsługi monitoringu nie ma sensu. Koszty drastycznie wzrastają. Dla nas ważniejsza jest możliwość zarejestrowania tego zdarzenia i później osoba pokrzywdzona, bądź śledczy z policji przyjdą do tego systemu i wyciągną informacje.
- Wystarczy jedynie określić parametry i alarm sam się włączy, gdy zarejestruje żądany obraz - dodaje Marcelina Falkiewicz z lubińskiego magistratu. - Rozpoznawanie twarzy następuje także po zmianie wizerunku osoby poszukiwanej, np. po zapuszczeniu brody, po włożeniu czapki, czy założeniu okularów przez osobę, której zdjęcie jest wgrane. Alarm się uruchamia w chwili wykrycia osoby albo pojazdu po rejestracji - do 30 dni wstecz.
Możliwości lubińskiego monitoringu są znacznie większe. Jedynie wyobraźnia człowiek decyduje o ustawieniu alertów. Teoretycznie system potrafiłby na przykład zapamiętywać twarze osób przechodzących przy czerwonym świetle. Takie dane nie są jednak gromadzone na dyskach komputerów. Samorządowcy z Lubina przygotowują się do powiększenia sieci o kolejnych sto kamer. Docelowo ma ich w mieście pracować około tysiąca.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.