PŚ w skokach - zwycięstwo Bardala, druga seria anulowana
Morgenstern umocnił się na prowadzeniu w PŚ bowiem dalsze miejsce - 16. zajął wicelider klasyfikacji Fin Janne Ahonen, a trzeci w PŚ Gregor Schlierenzauer był ósmy. Adam Małysz przesunął się na 11. pozycję w pucharowej klasyfikacji generalnej. Liderem pozostał Morgenstern.
W drugiej serii, po skokach dziewięciu zawodników, jury obniżyło belkę startową z 10 na 9. Do chwili obniżenia rozbiegu w serii finałowej prowadził Kamil Stoch, który jako jedyny przekroczył granicę 130 m lądując na 131,5 m. W pierwszej serii zawodnicy skakali z 11 belki.
Po skokach kolejnych dwunastu zawodników wzmogły się porywy wiatru i definitywnie zrezygnowano z rozegrania serii finałowej.
"Uważam, że odwołanie drugiej serii było potrzebne. Zaczął wiać silny, zmienny wiatr, bezpieczeństwo zawodników mogło być zagrożone. Cieszę się z drugiego miejsca i wywalczenia kolejnych punktów w klasyfikacji Pucharu Świata. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niektórzy moi rywale mogą być z tej decyzji niezadowoleni, ale taki jest sport. Po konkursach w Zakopanem zbliżyłem się do zwycięstwa w końcowej klasyfikacji" - powiedział Morgenstern.
Mniej zadowolony z anulowania serii finałowej był Adam Małysz.
"Korekty rozbiegu nie były potrzebne. Zostało już nas tylko dziewięciu z czołówki, chyba zagrożenia bezpieczeństwa nie było. Teraz czeka mnie tydzień spokojnego treningu, mam nadzieję, że forma wróci. Moje skoki są już o wiele bardziej stabilne, niż te sprzed dwóch tygodni" - powiedział Adam Małysz.
"To mój największy sportowy sukces w karierze. Po raz pierwszy triumfowałem w Pucharze Świata. Jestem bardzo szczęśliwy" - stwierdził zwycięzca konkursu Anders Bardal.
25-letni Bardal uważa, że jest obecnie drugim skoczkiem reprezentacji Norwegii. Liczy na to, że druga część sezonu będzie dla niego także udana. Oprócz skakania na nartach pasjonuje się ekonomią, jest studentem jednej z norweskich uczelni. Triumfator drugiego konkursu w Zakopanem zapowiedział, że wybiera się do Japonii na dwa konkursy w Sapporo. Start w Japonii potwierdzili także Thomas Morgenstern i Simon Ammann.
Tradycyjnie już w Zakopanem nie zawiedli kibice. Co prawda na niedzielny, przełożony konkurs przyszło nieco mniej widzów niż w piątek i sobotę, ale atmosfera była znakomita, między innymi z powodu bardzo wysokiego poziomu rywalizacji i udanego występu Małysza. W pierwszej serii, przeprowadzonej w niemal bezwietrznych warunkach, widzowie obejrzeli aż kilkanaście skoków, w których zawodnicy lądowali powyżej 130. metra.
Publiczność poważnie potraktowała apele spikera, który przypomniał, że zawodnicy zastali w Zakopanem dzień dłużej głównie z uwagi na kibiców i należy im się gorący doping. Każdemu skokowi towarzyszyła ogłuszająca wrzawa i dzwięki tysięcy trąbek, choć oczywiście najgłośniej i najgoręcej dopingowano Polaków.
Adama Małysza ten doping poniósł bardzo daleko, a ponieważ próba była nienaganna pod względem techniki, polski skoczek wyprzedził dwóch zawodników lądujących dalej i zakończył pierwszą serię na czwartej pozycji.
Kilkanaście minut później, po bezskutecznych próbach przeprowadzenia serii finałowej, okazało się, że o miejscach decydować będzie tylko jedna kolejka skoków. Wśród tych, którzy mogą żałować, że nie dokończono drugiej serii był Kamil Stoch, który poszybował bardzo daleko, prowadził w konkursie i miał wielkie szanse poprawienia pozycji, a być może nawet awansu do czołowej piętnastki.
Bardzo niezadowolony ze swego występu był natomiast słynny Fin Janne Ahonen. Triumfator Turnieju Czterech Skoczni, który imponował formą na przełomie roku, w Zakopanem spisywał się słabo, a po niedzielnym konkursie wściekły opuścił Wielką Krokiew, nie reagując na prośby dziennikarzy o kilka słów komentarza.
Nerwowe chwile przeżywał w niedzielę rano dyrektor Pucharu Świata Walter Hofer. To przecież on podjął decyzję o przełożeniu konkursu na niedzielę, co wiązało się ze sporym ryzykiem. W nocy z soboty na niedzielę nad Zakopanem przeszła burza śnieżna z piorunami i gwałtowną wichurą, a jeszcze rano pod Tatrami bardzo mocno wiało. Sprawdziły się jednak precyzyjne prognozy, przewidujące, że od południa do 15.00 wiatr osłabnie. Podmuchy powróciły jednak trochę przed trzecią po południu i w efekcie uniemożliwiły przeprowadzenie serii finałowej.
Stojący przy zeskoku Hofer z coraz większą nerwowością obserwował bardzo dalekie skoki w pierwszej serii. Była bowiem obawa, że gdy któryś z zawodników pokona tzw. odległość bezpieczeństwa, trzeba będzie zawody przerwać i całą serię powtarzać. Nic więc dziwnego, że kiedy kończący pierwszą kolejkę skoków Thomas Morgenstern wylądował bezpiecznie uzyskując 135 metrów, Hofer rzucił się w ramiona dyrektora zawodów Lecha Nadarkiewicza. Panowie uściskali się serdecznie, bowiem było już jasne, że bez względu na to co stanie się później z pogodą, zawody będą mogły być zaliczone.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.