Legniccy strażnicy ratują bezdomnych przed mrozem. Nie zawsze się udaje...
W Legnicy - poza noclegownią - mieszka 53 bezdomnych. Część z nich wczoraj wieczorem przeniosło się do węzłów ciepłowniczych, czy ogrzewanych klatek schodowych w spółdzielczych wieżowcach. Ale są też tacy, którzy pod stertami kołder noc spędzili na dworze, na przykład w prowizorycznych altanach.
Na kilkunastostopniowym mrozie wystarczy pół godziny, by zapaść w hipotermiczny letarg. Dlatego strażnicy miejscy i policjanci odwiedzają takie miejsca. Proponują pomoc w przewiezieniu do miejskiej noclegowni. Z takiej oferty skorzystało tylko dwóch bezdomnych - o czwartej nad ranem. Dzięki temu teraz mogę powiedzieć, że ostatniej nocy w powiecie legnickim nikt zmarł na skutek wyziębienia organizmu.
Dziś nad ranem z ogrodowej altany na peryferiach miasta przewieźli do ogrzewalni dwóch mężczyzn ze wstępnymi oznakami wyziębienia. Inspektor Dariusz Borowy przyznaje, że o powodzeniu takich akcji czasem decyduje... szczęście:
- Pamiętam takie miejsce przy ul. Kominka, gdzie bezdomny położył się pod dwoma czy trzema kocami i nie było go widać, bo był przysypany śniegiem. Dzięki temu, że jakiś mężczyzna był na spacerze z psem i pies wyczuł, to mogliśmy szybko zareagować - mówi Borowy.
W poniedziałek 40-letni mężczyzna w Legnicy zmienił swoje koczowisko, nie mówiąc o tym strażnikom. Kilkanaście godzin później policjanci znaleźli jego ciało w zrujnowanym baraku na peryferiach miasta. Zmarł na skutek wyziębienia.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.