Po nie udanej Marvelowskiej serii „Defenders”, która w pięciu odsłonach: ”Daredevil”, „Jessica Jones”, „Luke Cage", "Iron Fist" i finałowy "The Defenders" sprawdziła się jedynie na początku, traciliśmy nadzieję na dobrą współpracę między Netflixem a Marvelem. Ale wierzyliśmy jeszcze w „Punishera”, który oddzielił się od „Daredevila”, po tym jak zjednał sobie przychylność widzów i krytyków. Ponieważ był najmocniejszą częścią drugiego sezonu "Daredevila” i uchodzi za jednego z najciekawszych bohaterów Marvela, wszyscy oczekiwali jego powrotu. Był też ostatnią nadzieją serialowego uniwersum Marvela na platformie Netflix.
Frank Castle zwany Punisherem został wyśmienicie zagrany przez Jona Bernthala, aktora znanego głównie z postaci Shane'a Walsha w "The Walking Dead". Powraca w otoczeniu nowych bohaterów Davida Liebermana / Micro granego przez Ebona Mossa-Bachracha, Dinah Madani graną przez Amber Rose Revah i Billego Russo granego przez Bena Barnesa. Świetny casting, nie licząc Jona Bernthala jako Punishera, przekłada się na całą ekipę serialu. Ale w tym serialu nie chodzi tylko dobry casting.
Ten komiksowy antybohater nie miał do tej pory łatwego życia na dużym ekranie. Czy ta czwarta inkarnacja Franka w przeciągu niespełna trzech dekad w końcu się udała? Czy uratuje kolaboracje Netflixa z Marvelem po niefortunnym zakończeniu serii Defenders?