Jazztopad 2017: Shabaka & The Ancestors [RELACJA, ROZMOWA, ZDJĘCIA]
Zanim Shabaka & The Ancestors tymi słowami przekazali nam mądrość przodków, Narodowe Forum Muzyki wystrzeliło ferią kolorowej i porywającej muzyki, która na pierwszy rzut oka mało ma wspólnego z monochromatyzmem okładki ich debiutanckiego krążka.
Przyjechali kilka godzin przed wrocławskim koncertem. Szóstka muzyków z Republiki Południowej Afryki, Argentyny i Anglii. Właściwie należałoby też napisać: Anglii i Barbadosu. W końcu biografia Shabaki jest dość szczególna – urodzony w Londynie, jako 6 latek wraz z rodzicami wyemigrował do Ameryki Środkowej. Tam rozpoczął edukację w klasie klarnetu, nasiąkając też ukochanym przez ojca reggae, typowym dla tamtego rejonu calypso i przynależnym Barbadosowi nurtowi spouge. Dziś to muzyk stąpający na granicy dwóch światów:
Mieszkając na Barbadosie studiowałem klasyczny jazz, grałem też w zespołach wykonujących calypso. Kiedy wróciłem do Anglii, uczęszczałem do klasy klarnetu, a po szkole z różnymi jazzowymi składami uczestniczyłem w jam sessions. Nigdy więc nie było wyraźnego punkt przecięcia, moja muzyka nie nabierała ściśle określonego charakteru. Moje korzenie są jak wody terytorialne – umowne granice, w obrębie których wszystko się ze sobą miesza.
Powrót do Anglii albo jak wolisz zanurzenie w klasycznym kanonie zachodniej muzyki sprawił, że jestem bardziej świadomy tego co i w jaki sposób chcę włączyć do swojej wypowiedzi. Może więc jest tak, że oddalając się od Karaibów częściej i chętniej sięgam po to dziedzictwo.
Przed koncertem znalazł czas na chwilę rozmowy. Skromny, skory do żartów ale i wyraźnie skupiony, taksujący rozmówcę bystrym spojrzeniem zza grubych oprawek swoich okularów.
4 godziny później pojawił się na scenie. Dostojny. W charakterystycznej czapie i jednorzędowym garniturze, pamiętającym złote czasy afrobeatu. Image słuszny z co najmniej dwóch powodów. Shabakę odnajdziemy już w starożytnym Egipcie. To imię nubijskigo faraona, którego wyważona polityka spoiła ówczesne państwo. Tyle historii, a muzyka? Jako lider Shabaka & The Ancestors, na wydanej przed rokiem płycie „Wisdom of Elders” sięga i przepuszcza przez karaibski filtr tradycję Czarnego Lądu. Tradycję wyniesioną z nagrań Mulatu Astatke, Sun Ra Arkestra i te najświeższą, proponowaną przez współpracujących z nim muzyków johannesburskiego Amandla Freedom Ensemble.
Chwilę po 19.00 Ancestors rozpoczęli swój półtoragodzinny set. Charakterystyczny afrykański groove, doskonale znany z „Wisdom of Elders”, w Sali Czerwonej NFM-u niesiony był saksofonowymi partiami granymi unisono przez Hutchingsa i Mthunzima Mvubu. W sukurs szła sekcja (maszyna!) rytmiczna - Gontse Makhene i Tumi Mogorosi – zapewniająca opętańczy rytm, by za chwile zwolnić i zrobić miejsce naprzemiennemu głosowi altu i tenoru. W tym miejscu warto się zatrzymać i docenić współpracę na linii Mogorosi – Hutchings. Ich gra nadała tej muzyce szczególnej energii. Hutchings pełnił funkcję regulatora: potrafił być oszczędny, mocno trzymając się formy, ledwo artykułując oszczędne saksofonowe tematy, by za chwilę w okrzyku wolności wystrzelić wspaniałą, gorącą melodią.
Osobny akapit należy się kontrabasiście Arielowi Zamonsky'emu, wyznaczającemu puls zespołu. Obserwowanie jak czuje tę muzykę, z jaką pasją szarpie struny i porusza się po gryfie – czysta przyjemność. A kilkuminutowa solówka Argentyńczyka (ponoć mającego polskie korzenie?!) absolutnie zagotowała wszystkich i przygotowała do wielkiego finału w postaci „Mzwandile”.
Zresztą najpiękniejsze w tym koncercie było to, że nie sposób szczególnie wyróżnić konkretnego fragmentu/nagrania – całość naznaczona była ognistym i unikalnym piętnem afrojazzu. Takiego, który dla znających „Sextant” czy „Astral Travelling” będzie doskonałym ciągiem dalszym, a dla słuchaczy na co dzień nie mających styczności z taką muzyką, a posiadającymi otwartą głowę – szybko wchłaniającym się zastrzykiem witalności i wstępem do własnych poszukiwań?
Do wszystkich natomiast skierowane były słowa, które w „The Observer” wypowiedział Siyabong Mthembu. Nawoływanie do zmiany, które obecne było już do końca koncertu. O tym przesłaniu tak opowiadał Shabaka:
Nowy początek to pytanie o to, w którym miejscu, jako społeczeństwo, znajdujemy się w tym momencie. Jak postrzegamy siebie - unikalną jednostkę w postkolonialnym społeczeństwie dekonstruującym pojęcie rasizmu. Potrzebujemy nowych ludzi i świeżego spojrzenia na to jak dziś należy funkcjonować - jako jednostka i jako członek grupy.
Jeśli przyjrzymy się ruchom wolnościowym w Afryce epoki kolonialnej, silny akcent został położony na walkę o wolność, ale nie pomyślano o tym co potem. A może kolejność powinna być na odwrotna?
Owacja na stojąco wywołały muzyków na bis, podczas którego zabrzmiał Mulatu Astatke... i zapaliły się światła.
Za nami popis świetnych muzyków, tworzących nie odrębne ciało a sekstet skupiony w jednolitym muzycznym przekazie, radość ze wspólnego grania i dobra energia, której nie skąpili. Shabaka & The Ancestors – mam nadzieję, że szybko wrócą do Wrocławia.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.