Wyrok na dzwony: Sobótka 1924-1944 [UNIKATOWE ZDJĘCIA]
- Prezentowane zdjęcia to niepublikowane wcześniej unikaty znalezione przez jednego z mieszkańców naszej gminy, a następnie przekazane do digitalizacji naszemu CATL. Darczyńca pragnął zachować anonimowość, ale w tym miejscu składamy wielkie podziękowania za zainteresowanie się historią i udostępnienie zbioru - mówi Michał Hajdukiewicz.
Cztery pierwsze zdjęcia przyklejone były do tekturowych kart wydobytych spod starego obrazu. Piąta - została odnaleziona przez CATL w zbiorze zdjęć sprowadzonym w styczniu tego roku od Heinza Spinde z Niemiec.
- Ta sytuacja dobitnie pokazuje, że należy szukać oraz, że nigdy nie wiemy, czy pojedyncza fotografia nie będzie wartościowa sama w sobie lub w połączeniu z innymi fotografiami nie nabierze większej wartości dokumentacyjnej. Dlatego w eksploracjach prywatnych archiwów zachęcamy do niezrażania się lub nieumniejszania wartości swoich zbiorów, bo czasem właśnie to pojedyncze zdjęcie może być także dużym wkładem w poznanie historii - przekonuje Hajdukiewicz. Przeczytajcie jego opowieść o sobótczańskich dzwonach...
21 września 1924
Uroczystość poświęcenia i wciągnięcia na wieżę kościoła parafialnego pw. św. Jakuba Apostoła dzwonów kościelnych. Na pierwszym zdjęciu powyżej widzimy, jak 93 lata temu na Rynek w Sobótce wkracza korowód parafian katolickiego kościoła. Wśród nich jedzie wóz, na którym spoczywają 3 dzwony - 2 mniejsze i jeden główny, prawdopodobnie ufundowane przez lokalną wspólnotę. Korowód został uchwycony przez fotografa na tle zachodniej pierzei Rynku, znanych i zachowanych do dziś kamienic, z których jedna w ostatnim czasie straciła dość mocno swój urok, zaś druga uległa przebudowie po zniszczeniach wojennych w trakcie walk o miasto w 1945 r.
Główna kamienica mieściła dwa 2 sklepy: Wilhelma Winklera - artykuły metalowe oraz C.A Langera - konfekcja męska. Oba lokale zdobią (istniejące nawet do nie tak dawna) ozdobne drewniane witryny z półkami na asortyment, zaopatrzone także w żaluzje i kraty zabezpieczające oraz markizy. Uwagę zwracają często stosowane w tamtych czasach małe markizy okienne (górne okna). Widać również metalowy stelaż na linię energetyczną.
Natomiast najbardziej wartą odnotowania uwagą w opisie tego budynku są dobrze tu widoczne, a nieistniejące już okna przy bramie wejściowej do kamienicy oraz wmontowane w mur przy bramie metalowo-szklane gabloty reklamowe z jakimiś przedmiotami. Szyldy sklepowe są też wyraźnie wyblakłe lub przybrudzone pyłem/kurzem etc.
Bliżej prawej krawędzi widoczna jest elewacja sklepu Georga Frauboesa - właściciela sklepu odzieżowego (głównie dla pań) oraz zakładu szewskiego mieszczącego się ówcześnie w dzisiejszym przejściu na podwórze między księgarnią a restauracją "Pod Jeleniem" [LINK]:
Tutaj jednak na zdjęciu wydaje się, że zamiast szewca działał w tym okresie mały interes z handlem towarami kolonialnymi, co sugerowałby fragment widocznego szyldu.
Wróćmy jednak do pierwszego zdjęcia: Tłum, wśród którego tuż przed wozem podążają kapłani (zapewne proboszcz, doktor nauk teologicznych, Paul Bauschke i wikariusz, Alfons Moser) ze służbą ołtarza dobrze prezentuje modę tamtych lat: charakterystyczne suknie, kapelusze, buty, koszule, garnitury. Wybrani przedstawiciele wspólnoty niosą kościelne sztandary, z których drugi od lewej reprezentuje św. Jerzego lub Archanioła Michała walczących ze smokiem. Korowód podąża w stronę kościoła pw. św. Jakuba, pod którego murami odbędzie się uroczystość poświęcenia i wciągnięcia dzwonów.
Mowa nad dzwonami
Scena wygłaszania uroczystej mowy przed kościołem pw. św. Jakuba Apostoła przez - najprawdopodobniej ówczesnego proboszcza, doktora nauk teologicznych - Paula Bauschke. Ksiądz - mówca, ubrany w odświętne szaty stoi na drewnianym podeście w asyście ministrantów (trzymają świeczniki i sztandary), zakonnika oraz prawdopodobnie ówczesnego wikariusza, Alfonsa Mosera trzymającego modlitewnik. Przed reprezentantami Kościoła, w centralnym punkcie zdjęcia widoczny jest przystrojony wóz z trzema dzwonami wyposażonymi w jarzma. Rozmycie zdjęcia w tym miejscu uniemożliwia odtworzenie tłoczonych napisów na powierzchni instrumentów.
Miejsce przemówienia otacza tłum wiernych poprzedzony ubranymi jednolicie w białe suknie młodymi kobietami trzymającymi długą, roślinną girlandę. Być może były to członkinie jakiegoś ruchu modlitewnego działającego w tej parafii. Uwiecznieni na fotografii ludzie dobrze prezentują modę tamtych lat: charakterystyczne suknie, kapelusze, buty, koszule, garnitury.
Niemal w pierwszym rzędzie, bliżej lewej strony zdjęcia zwraca uwagę dziewczyna, która jako jedyna spośród stojących tyłem spogląda wprost na fotografa, wyłamując się jakby z powszechnego "nakazu" skupienia uwagi na głównym wydarzeniu.
Całość uroczystości rozgrywa się na tle murów kościoła. Jak widać, mury te nie prezentują się zbyt dobrze. Ostatni remont elewacji miał bowiem miejsce w 1903 r. Od tamtego czasu, co można stwierdzić po zapiskach archiwalnych, stan tynków zewnętrznych, w tym wieży kościelnej pogarszał się. Planowano wówczas renowacje zewnętrzne, ale te miały nastąpić dopiero w 1931 r. (Dzięki Martinowi WeiBenbornowi udało nam się uzyskać, jak się później okazało, 3 zdjęcia z tej właśnie renowacji wieży. Zaprezentujemy je w późniejszym czasie). Mur kościelny otacza rodzaj deptaku z kostki. Podobnie, stojący po prawej słuchacze mają pod nogami ciekawie prezentujący się chodnik skierowany w stronę bocznego - prawego wejścia.
I tu ciekawostka: zgodnie z przekazem Hansa Andersa (autora książki "Od Zobten do Sobótki"), w tamtym latach (przynajmniej 20-40.) panował zwyczaj wchodzenia i wychodzenia do tego kościoła tylko bocznymi drzwiami. Główne zaś wykorzystywane były tylko podczas świąt i wizytacji dostojników Kościoła.
Na przykładzie tej serii zdjęć trudno jednak stwierdzić, którymi drzwiami wierni wchodzili na Mszę odprawianą z tej okazji, choć z prawych drzwi wyłania się postać mężczyzny we fraku. Przy zagrzybionej części muru kościelnego widoczne są także małe, drewniane drzwi wiodące na wieżę oraz metalowe ogrodzenie, dzisiaj nieistniejące.
Ujęcie zostało wykonane prawdopodobnie z któregoś z okien stojącej naprzeciw kościoła plebanii. Warto zwrócić także uwagę, że ludzie stojący przy prawej krawędzi zdjęcia mogą tam stać "swobodnie", ponieważ kolumna z figurą Matki Boskiej stała w tamtym czasie w strefie chodnika i bardziej na prawo przed nieistniejącym dziś budynkiem.
Co do samej uroczystości uwiecznionej na zdjęciu nie ma niestety zbyt wielu informacji. Opracowanie dot. kościoła pw. św. Jakuba autorstwa Joanny Smereki również jakby pomija ten wątek, co wydaje się bardzo interesujące, że tak ważna uroczystość nie znalazła odzwierciedlenia w publikacji. Być może ma to związek z tym, że i w archiwach parafialnych ten wątek z jakichś względów mógł zostać pominięty lub nie dotrwał do naszych czasów, bo autorka, opisując historię kościoła korzystała m.in. z tychże kronik. W odniesieniu do tego okresu znajduje się wzmianka dotycząca pęknięcia najmniejszego dzwonu w 1911 r. i zlecenia przetopienia go przez Bierlinga z Drezna. Niezależnie od powyższego sprawę będziemy badać, mając nadzieję na znalezienie szerszego opisu.
Wciąganie dzwonu. Sobótka, 1924 rok
Pozornie, oszczędne zdjęcie, na którym niewiele się dzieje, jednak utrwalające ważną chwilę. To ten dzwon wespół z dwoma pozostałymi będzie w przenośni i dosłownie nadawał ton życiu religijnemu miasta w kolejnych latach, najprawdopodobniej bez żadnych uszkodzeń aż do końcówki wojny i nadejścia frontu. Dobre kadrowanie fotografii pozwala skupić uwagę na samym dzwonie, którego jarzmo otoczone jest metalowym łańcuchem, zaś płaszcz oplata gruba lina. Co ciekawe, dzwon podwiązany jest do o wiele cieńszej i tylko jednej liny, prawdopodobnie stalowej. Nie widać bowiem żadnych dodatkowych wiązań. Zdjęcie ukazuje nam również fragment serca instrumentu.
Za całą instalacją widoczna jest wysoka drabina wsparta o mur. Wyżej, z okienka wystaje kobieta, a przed nią rozciąga się linia elektryczna.
Ze względu na kadrowanie trudno jest stwierdzić, ilu ludzi i kto przebywał w tamtym czasie na dole, czy miało to miejsce tuż po uroczystościach pokazanych na poprzednich zdjęciach oraz jak wyglądał wysięgnik do wciągania dzwonu na wieżę. Być może istniały jeszcze jakieś fotografie uwieczniające tę uroczystość i prace, ale udało się odnaleźć tylko te, które - choć skrótowo - ale dają jednak nam obraz najważniejszych momentów wydarzenia.
Oprócz dzwonu warto zwrócić uwagę na stan ówczesnej elewacji kościoła. Jak widać, mury te nie prezentują się zbyt dobrze. Widoczne są liczne pęknięcia, zawilgocenie, ubytki w dachówce. Ostatni remont ścian miał bowiem miejsce w 1903 r. Od tamtego czasu, co można stwierdzić po zapiskach archiwalnych, stan tynków zewnętrznych, w tym wieży kościelnej pogarszał się. Planowano wówczas renowacje zewnętrzne, ale te miały nastąpić dopiero w 1931 r. (Dzięki Martinowi WeiBenbornowi udało nam się uzyskać, jak się później okazało, 3 zdjęcia z tej właśnie renowacji wieży. Zaprezentujemy je w późniejszym czasie).
Ujęcie zostało wykonane prawdopodobnie z któregoś z okien stojącej naprzeciw kościoła plebanii.
Trzy dzwony Jakuba. Sobótka, 21 IX 1924 rok
Fotografia przedstawia 3 dzwony, które wkrótce zawisną na wieży kościoła parafialnego. Na wozie bogato przystrojonym w zieleń i kwiaty znajdują się trzy instrumenty, które rozbrzmiewać będą na całą okolicę.
Widoczne okazy wyposażone są w jarzma. Każdy z nich ma na sobie odlane "napisy", jednak jakość fotografii, kąt ułożenia dzwonów oraz brak (jak na razie) źródeł pisanych uniemożliwia odtworzenie pełnej ich treść. Na dzwonie po lewej stronie widoczny jest napis "Heiliger Josef" oraz nieco wyżej - "Anne". Na płaszczu środkowego dzwonu: "Gemeinde" oraz nazwiska "Reinhold Negwer", "Max Bensch". Niżej w cieniu wyłania się: "Tschech". Na trzecim instrumencie połyskuje słowo: "Requiem". Biorąc pod uwagę czas wykonania fotografii oraz miejsce wydarzenia, miejsce wykonania tej fotografii to dróżka przy południowej ścianie kościoła, lecz z widocznym w tle, nieistniejącym już dziś budynkiem dawnego przedszkola (tzw. szkoły dziecięcej) prowadzonego przez siostry elżbietanki. Po wojnie w tym budynku również prowadzone były zajęcia, lecz dla działającej obok szkoły podstawowej (dziś budynek Starostwa Powiatowego). Dzieci uczyły się tam np. prac technicznych oraz robótek ręcznych. Wykonywano m.in. karmniki dla ptaków lub matowiono szkło (pod nadzorem p. Wojciecha Trzybulskiego), które to prace generowały bardzo donośny i nieznośny pisk.
Przy tej okazji warto także przywołać fragment wspomnień Hansa Andersa dotyczący nieco późniejszych lat, ale zapewne mówiący o dźwięku tych właśnie dzwonów wchodzących w "dialog" z dzwonami dawnego Domu Rekolekcyjnego (dziś Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy):
"Każdego poranka i wieczora z wieży kościoła parafialnego rozbrzmiewało bicie dzwonu. My słyszeliśmy jednak w tym samym czasie - szczególnie przy zachodnim wietrze - tak zwane "anielskie brzmienia". Były to trzy uderzenia dzwonu, po których następowała pauza o długości jednej zdrowaśki - proces ten powtarzał się trzykrotnie, a na końcu dzwon bił już długo, bez przerwy. Jako dzieci nie rozumieliśmy sensu takiego dzwonienia i pewnego razu mój przyjaciel Franz spytał o to swego "tatula" (jak go nazywał). Ten okazał się być żartownisiem, ponieważ odparł wówczas: - Wiecie, tam po prostu mają przy dzwonie stary sznur i on ciągle im się urywa. Wtedy trza przywiązać nowy kawałek i znowu próbować, aż zadzwoni porządnie! Nasz pierwszy kontakt z Domem Rekolekcyjnym św. Ignacego był więc czysto akustyczny...".
H.G.Anders, Od Zobten do Sobótki, Muzeum Ślężańskie, Sobótka 2015, s. 37.
Wyrok na dzwony. Sobótka, 1944 rok
Unikatowa, piąta i ostatnia fotografia z serii 5 zdjęć, które prezentujemy w tym tygodniu, czyli łut szczęścia i spostrzegawczość, które trzeba mieć w ramach działalności poszukiwawczej. Zanim ją opiszemy omówmy trzy zbiegi okoliczności towarzyszące "dzwonowej" serii - tłumaczy Michał Hajdukiewicz.
Pierwszy:
- dotychczas prezentowane zdjęcia wchodziły w skład zbioru zawierającego tylko fotografie z roku 1924, z uroczystości poświęcenia i zawieszenia dzwonów. Zostały one odnalezione za obrazem i dostarczone nam przez zaangażowanego darczyńcę.
Drugi:
- ostatnie, piąte zdjęcie zostało odnalezione już przez CATL w zbiorze zdjęć sprowadzonym w styczniu tego roku od Heinza Spinde z Niemiec i pochodzi z lat 40. Jakie było zaskoczenie, gdy przeglądając inne, równie ciekawe fotografie natrafiliśmy na tę właśnie. Szybka analiza posiadanych już zasobów z miejsca wywołała radość z konfrontacji z materiałem, który w pewien sposób dopełnił obraz losu instrumentów z tego i innych kościołów naszej gminy.
Trzeci:
- kontakt z wnukiem Bertholda Sandmanna (budowniczego z Sobótki), który - jak się okazało - opisał całe wydarzenie likwidacji dzwonów, będąc wyznaczonym do przeprowadzenia tej akcji. Na opis natrafiliśmy dzięki udostępnionym nam przy pomocy rodziny Anders wspomnieniom Sandmanna w lipcu tego roku.
Dzięki prowadzonym tak poszukiwaniom udało się więc pozyskać materiał zdjęciowy, a potem dopełnić go relacją głównego świadka wydarzenia. Takie działania wsparte zaangażowaniem osób pozwalają realizować naszą główną ideę - scalania archiwalnego materiału źródłowego dot. gminy Sobótka.
Przedstawione ujęcie jest wyjątkowe przynajmniej z dwóch powodów: szerokiej symboliki sytuacji - leżących dość bezładnie na gołej ziemi instrumentów, które w zamyśle, będąc tworzonymi z brązu czy spiżu na boską chwałę i poświęconymi, stanowią teraz złom oraz - udokumentowania szczególnego, choć powszechnego w czasie wojen i niechlubnego momentu.
Oryginał fotografii jest niewielką odbitką. Jej jakość jest dobra, pozwala na pewne analizy, ale niestety nie na tyle dobra, aby np. dostrzec szczegóły i napisy na dzwonach. Niemal cały pierwszy plan oraz dalsze wypełniają dzwony, na których można dostrzec zdobienia ich płaszczy, korony, "napisy". Na jednym widoczne jest słowo MARIA. Instrumenty spoczywają oparte o drewniane bale, a cały zbiór umiejscowiono na pasie zieleni, położonym między główną linią torów, a drogą i rampą do wyładunku wagonów. Za dzwonami widzimy natomiast stojący do dziś komin tartaku z wyciągiem trocin oraz halę traków. Widoczny jest także semafor oraz dachy stojących do dziś budynków kompleksu stacji. W tle, daleko widać także dach willi "Haus Hanke" przy ul. Wrocławskiej.
A jak to wszystko się odbyło, i ile dzwonów pozyskano na przetopienie? Przytoczmy w tym miejscu fragment wspomnień Bertholda Sandmanna:
"Jednym z najcięższych i równocześnie najmniej przyjemnym zadaniem było ściąganie kościelnych dzwonów. Na początku otrzymałem zlecenie odebrania ponad 16 sztuk z Sobótki i okolic. Do momentu wypadku, któremu uległ jeden z kolegów i braków w dostępności sprzętu, ściągnąłem ich 28. Najcięższy ważył 26 Ztr. (centnar/cetnar; 1 Ztr. ~ 50 kg, przyp. CATL) i był największym dzwonem 36 metrowej wieży sobótczańskiego kościoła św. Jakuba. Zawsze, kiedy wzywano mnie z pomocnikami do tego zadania, byłem przyjmowany z chmurnymi wyrazami twarzy i często musiałem znosić niewybredne uwagi. Jednak musiałem wypełnić swoje zadanie".
(B. Sandmann, Reinerbeck, 1947)
Ile ostatecznie pozyskano dzwonów do wywózki i jakie były ich dalsze losy, tego nie wiadomo...
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.