Twój Vincent ****

Jan Pelczar, el | Utworzono: 2017-08-05 18:50 | Zmodyfikowano: 2017-08-05 11:53

Wrocław promował się ostatnio w świecie za sprawą piłkarskich mistrzostw Europy, światowych igrzysk sportów nieolimpijskich oraz Europejskiej Stolicy Kultury. Jeśli miasto umiejętnie wykorzysta międzynarodowy sukces filmu Doroty Kobieli i Hugh Welchmana, może zyskać o wiele większy światowy rozgłos niż za sprawą wszystkich wymienionych imprez razem wziętych. Film już sprzedano do 134 krajów świata, krytycy są zgodni, że ma spore szanse na oscarową nominację. Publiczność będzie zachwycona.

ZOBACZ TAKŻE:

Malarstwo Van Gogha podoba się na całym świecie, ujmuje słońcem i światłem. Twórcy filmu ,za sprawą ogromu pracy ponad setki artystów, ożywili świat holenderskiego malarza, opowiedzieli jego historię z pomocą jego formy widzenia, patrzenia, odbierania. W obrazie zachowali jego wielką wrażliwość. W historii starają się dotrzeć do mroku, który skrywał twórca. Wyjść poza słoneczniki, dojść do cienia. Rekonstruujemy ostatnie tygodnie jego życia, obserwując śledztwo domorosłego detektywa. Niczym za pionkami z gry planszowej, wędrujemy za kolejnymi świadkami tragicznego końca Vincenta. Każda postać odsyła głównego bohatera dalej, do tych, co mają wiedzieć więcej. Trudno całkiem na serio podążać za fabularną warstwą filmu. Armand Roulin buduje swoje śledztwo na niemądrym przeświadczeniu, że jeśli ktoś sześć tygodni przed śmiercią określał się mianem szczęśliwego, nie mógł po tak krótkim czasie popełnić samobójstwa. Wystarczą pojedyncze, banalne argumenty, by zmieniać jego punkt widzenia.

Pojawi się teoria, że nie da się postrzelić z danego kąta? Można ją obalić, przypominając, że Van Gogh już wcześniej dokonał niemożliwego. Ktoś znęcał się nad malarzem? A może ten po prostu ukradł swojemu oprawcy broń? Wspomniane sześć tygodni zetrze w pył doktor Gachet, przyznając, że radykalne zmiany samopoczucia mogą dzielić sześć godzin, a co dopiero czterdzieści dwa dni. Filmowe śledztwo, najpierw zagrane na planie filmowym, a później dosłownie zamalowane, z wieloma odniesieniami do twórczości Van Gogha i jego sposobu widzenia przedstawionych bohaterów, miało sprawić, że zatrą się granice między filmem animowanym i fabularnym. Tymczasem przez sporą część seansu mialem wrażenie, że oglądam malarski...dokument. Sceny aktorskie zainscenizowano wiarygodnie. Miałem wrażenie oglądania paradokumentalnych przerywników w biograficznym programie o Van Goghu. W odbiorze przeszkadzała mi muzyka , unosząca się niepotrzebnie nad filmowym śledztwem, dominująca nad subtelnymi malarskimi impresjami. Kompozycje Clinta Mansella wprowadzają w "Twoim Vincencie" zbyt grube kreski.

Film, który powstał m.in w Centrum Technologii Audiowizualnych we Wrocławiu przejdzie do historii, będzie punktem wyjścia do fascynacji Van Gogiem, lub niezwykłym dodatkiem, nową formą spotkania z jego malarstwem. Powinien też zostać wykorzystany jako obowiązkowa filmowa lektura szkolna. Tu sprawdzi się najlepiej. Szczególnie, że z plastyką, sztukami wizualnymi i historią sztuki nie jest w naszym systemie szkolnym najlepiej.

 


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.