Dziś kolejna rozprawa wrocławskiego bombiarza. We wrześniu wyrok?
Proces zamachowca z Wrocławia zbliża się do końca. Dziś rusza jedna z ostatnich rozpraw sądowych Pawła R., 23-latka, który w maju ubiegłego roku podłożył w autobusie nr 145 ładunek wybuchowy własnej konstrukcji. Grozi mu dożywocie. Jakie są możliwe scenariusze?
Po pierwsze ma dziś zostać przesłuchany ostatni świadek. Jeśli ani prokurator, ani obrońcy Pawła R. nie zdecydują się na składanie dodatkowych wniosków dowodowych, to najprawdopodobniej sąd dopuści strony do głosu, co będzie oznaczało, że na kolejnej rozprawie, która ma odbyć się we wrześniu, poznamy wyrok. Obrońcy twierdzą, że mężczyzna nie wiedział, że przyznaje się do winy, bo był przesłuchiwany w radiowozie, a poza tym jego celem nie było zabójstwo wielu osób, jak uważa prokurator, a jedynie wzbudzenie strachu, a w konsekwencji wyłudzenie okupu w postaci złota w sztabkach. Sąd może także zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, ponieważ biegli uznali, że w trakcie podkładania bomby w autobusie, Paweł R. miał ograniczoną poczytalność.
- Bardzo żałuję tego, co zrobiłem, od momentu podłożenia tego ładunku. To co zrobiłem nie pasuje do mojego charakteru, bo jestem spokojnym człowiekiem. O czym wszyscy wiedzą, którzy mnie znają. Bardzo przepraszam wszystkich, których skrzywdziłem fizycznie i psychicznie i tych, których naraziłem na niebezpieczeństwo. Bardzo proszę o przebaczenie. Nigdy nikogo nie skrzywdziłem i nie skrzywdzę. Nie jestem żadnym typem przestępcy i chcę normalnie funkcjonować z innymi ludźmi. Żyć. Wcześniej wydawało mi się to niemożliwe. Jeszcze raz wszystkich przepraszam i dziękuję - mówił na pierwszej rozprawie Paweł R (KLIKNIJ I CZYTAJ WIĘCEJ ZEZNAŃ)
- Bomba była prymitywa natomiast dobrze zbudowana. Oceniam go jako amatora, który nie miał praktyki. Urządzenie, co jest ewenementem, było skonstruowane praktycznie bez żadnego zabezpieczenia. Uzbroił więc je w domu i chodził po mieście z bombą, która w każdej chwili mogła eksplodować. Jakieś uderzenie, potrącenie. Cokolwiek - mówił z kolei antyterrorysta, który specjalista.
- W przepisie jaki zastosował nie zabrakło niczego. Zapytałem go czy dokładnie ważył wszystkie składniki. Powiedział, że tak. Nie był jednak pasjonatem. Po prostu znalazł instrukcje, obejrzał w internecie sporo filmów i nauczył się, jak to zrobić. Po jakimś czasie w końcu przyznał się, że rzeczywiście dodał trochę więcej jednej z substancji wybuchowych, niż to jest to w przepisie. To spowodowało, że rzeczywiście efekt był dużo mniejszy. Obniżyło siłę wybuchu - skwitował policjant z CBŚ.
Antyterrorysta dodał także, że student chemii czerpał swoją wiedzę między innymi z czasopisma wydawanego przez Al-Kaidę. Trzy gimnazjalistki, które opowiadały o wydarzeniach z maja ubiegłego roku, wspominają, że w autobusie wybuchła panika, ludzie krzyczeli, a po eksplozji zaczęli uciekać: - Chwilę potem jak otworzyły się drzwi, to usłyszałam wybuch. Widziałem ogień i wysoki dym. Dalej nie pamiętam, bo uciekłam. Bałam się (KLIKNIJ I CZYTAJ WIĘCEJ)
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.