Wrocław: Bój o drugą klasę na Gaju. Rodzice: Jesteśmy ofiarami systemu
Sprawa na pierwszy rzut oka wydaje się absurdalna - jest nowa szkoła, ale nie ma w niej wszystkich klas. Na przykład drugiej, piątej, czy szóstej. Jednak okazuje się, że jest w tym logika. Dlaczego? Bo placówka przy ul. Kłodzkiej była budowana jeszcze za starego systemu. Miała być podstawówką dla Jagodna. Sześcioletnią, kameralną na 700 dzieci. Miała być jednozmianowa i z trzyletnim przedszkolem. Miała się zapełniać powoli począwszy od klas pierwszych.
Tymczasem przyszła reforma i okazało się, że musi być tam osiem klas i czteroletnie przedszkole. Kiedy gmina przygotowywała plany rejonizacji poszerzyła też obwód tej szkoły o osiedle Gaj. Zgodnie z założeniami reformy, klasy pierwsze musiały zostać otwarte i tylko do nich obowiązuje rejonizacja. Co do reszty, gmina mogła zrobić jak zechce. Otworzyła więc tylko te klasy, które, albo maja nową podstawę programową - klasa siódma, albo te, które są przepełnione w pobliskich podstawówkach.
Z wyliczeń demograficznych wyszło, że klasa druga potrzebna nie jest, bo jest niewiele dzieci z tego rocznika. - Chcieliśmy, aby w szkole nie trzeba było robić od razu dwóch zmian, żeby ta szkoła została w miarę kameralna, ale odciążyła okoliczne, które są totalnie przepełnione, stąd nasza decyzja - tłumaczy Jarosław Delewski, szef departamentu edukacji w magistracie.
I tu się zaczyna problem. Rodzice, którzy walczą o utworzenie tej właśnie klasy, to ofiary zamieszania w oświacie w poprzednich latach. Rok temu odpowiedzieli na apel gminy i wysłali swoje 6-letnie pociechy do szkół. Dziś to już prawie drugoklasiści, ale gdyby to teraz mieli zacząć edukację, bez problemu dostaliby się do swojej nowej, rejonowej szkoły przy Kłodzkiej, a tak - muszą chodzić do innych, przepełnionych i w dalszej odległości od domu. - To niesprawiedliwe, bo my pomogliśmy gminie rok temu, a teraz, urzędnicy mają nas gdzieś - mówią zgodnie rodzice:
- Gdybyśmy nie posłali dzieci w wieku 6 lat do szkoły, to miasto miałoby problem. Większość naszej grupy posłały do szkoły 6-latki. Efekt jest taki, że gdyby dzieci szły do szkoły w tym roku, to normalnie byłyby przyjęte do szkoły nr 32. Teraz miasto, któremu już nie zależy, "wypina się" na nas i nie przyjmie naszych dzieci - bo nie.
Rodzice napisali petycję do prezydenta i urzędników, bo chodzi o jedną, małą klasę i ich zdaniem nie będzie to zbyt duże obciążenie dla szkoły (dzieci jest nieco ponad dwadzieścioro). Udało im się zebrać ponad 200 podpisów. Pismo do prezydenta, radnych i urzędników zostanie wysłane dziś.
- Prosimy o pomoc prezydenta miasta, panią dyrektor Monastyrską, pana dyrektora Delewskiego o przemyślenie tej decyzji, żeby nie tworzyć żadnej klasy drugiej, bo to jest zupełnie niezrozumiałe. Prosimy o pomoc i żeby Państwo tę decyzję zmienili. Chodzi o otworzenie jednej klasy, bo jest kwestia 20 paru rodziców, którzy chcieli, by posłać dzieci do tej szkoły.
Jarosław Delewski przyznaje, że sytuacja, w tym przypadku jest niezręczna:
- Wyjątkowo źle to wygląda w przypadku dzieci, które powinny być w przyszłym roku w klasie drugiej. Bo to rzeczywiście, w większości są, 6 latki, które posłuchały naszych próśb i zechciały do szkoły przyjść wcześniej. Analizujemy jeszcze sytuację, czekamy na jednoznaczny sygnał od rodziców, jeśli będzie zapotrzebowanie na klasę drugą, zwłaszcza dla tych, którzy zrobili taki ukłon w zeszłym roku, w naszą stronę, oczywiście, decyzja będzie zmieniona.
O zdanie zapytaliśmy też kuratora oświaty. Przyznaje on racje zarówno gminie jak i rodzicom. - Miasto ma prawo otwierać takie klasy na jakie jest zapotrzebowanie i tak, by dzieci miały jak największy komfort nauki. Rozumiem też sytuację tych rodziców, którzy, jakby nie patrzeć, mogą czuć się oszukani w tej sytuacji. Liczę, że uda się dojść do porozumienia w tej sprawie - powiedział portalowi radiowroclaw.pl Roman Kowalczyk. Sprawa ma się rozstrzygnąć w ciągu kilku tygodni.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.