Nie Było Grane: „F” jak folk i Fleet Foxes
Kiedy debiutowali przed 9 laty, z miejsca wywoływali zdziwienie mieszające się z uwielbieniem fanów i uznaniem krytyków. Z jednej strony, w niespotykany wtedy sposób, odrestaurowali folkowe brzmienia i inspiracje sięgające chociażby The Beach Boys. Z drugiej, ich muzyka nie była propozycją tylko i wyłącznie zapożyczoną, a w pełni autorską, oddającą przy tym niespokojnego i nieco niedzisiejszego ducha tych XXI-wiecznych hippisów.
6 lat czekaliśmy na nowe dzieło Fleet Foxes, a przez ten czas sporo działo się w zespole. Wystarczy wspomnieć, że dziś Robin Pecknold nie przypomina już współczesnego hippisa czy modnego drwala. Zresztą w jego życiu zaszło kilka zmian, podobnie jak i w całym zespole. Ale czy powrót na studia, i hobbystyczna praktyka stolarska znalazły swoje odzwierciedlenie w muzyce na wydanym wczoraj „Crack-Up” ? Sprawdzimy!
Audycja NIE BYŁO GRANE czyli sludge, doom, indie, shoegaze, alternatywa, eksperymenty i proste piosenki - Radio Wrocław Kultura, w soboty od 16.00 do 20.00.
Zresztą prawie całe 4 godzimy upłyną nam pod znakiem folkowego grania. Nie zdradzając wszystkich wykonawców, zapowiemy więc tylko wizytę u urodzonego w Johannesburgu Johnny'ego Flynna. Muzyka bardzo płodnego, wydającego płyty ilustracyjne jak i wokalno-instrumentalne, zakotwiczone w półmroku Greenwich Village. Ale w twórczości Flynna, przynajmniej tej piosenkowej odsłonie, wczesny Dylan często ustępuje miejsca jowialności Marcusa Mumforda.
Z Johannesburga niedaleko do Auckland. To właśnie stamtąd pochodzi Aldous Harding, która przed dwoma laty zahipnotyzowała swoim głosem nie tylko Nową Zelandię. Siła debiutu była ta duża, że wytwórnia 4AD postanowiła podpisać z nią kontrakt, i to właśnie pod jej szyldem 19 maja ukazał się album zatytułowany „Party”. John Parrish wyprodukował całość, w dwóch utworach Harding wspomógł Perfume Genius. A muzyka? Zmysłowość i dramaturgia Kate Bush podszyta dawką chłodnej wstrzemięźliwości w epatowaniu emocjami. Jest też na tym albumie pewien nieodgadniony smutek, który emanuje w kilku najlepszych momentach, tej co prawda nierównej, choć intrygującej płyty.
Będziemy też sprawdzać dwa czerwcowe wydawnictwa artystów (z początku miesiąca i z wczoraj), którzy pojawią się na tegorocznym Open'erze (dla ułatwienia: tego samego dnia i na tej samej scenie...).
A Folkowe granie pojawi się również pod polską banderą. Choć sprawa wygląda tak, że jego autor, Daniel Hertzov, to prawdziwy kosmopolita. Bo cóż innego można powiedzieć o amerykańskim wokaliście z rosyjsko-żydowskimi rodowodem? Gdy miał kilka lat, jego rodzina przez Genuę wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Pomieszkiwał więc w Chicago czy Nowym Yorku, z kolei w Londynie zaczęła u niego kiełkować pasja do muzyki.
Na wydanym w środę albumie „Looking Glass”, Hertzov wraz z polskimi muzykami (m.in. znany z Transistors, Marcin Gałązka), udaje się w radosną podróż do przesyconej sepią krainy folku i alternatywnego country. Pobrzmiewająca lekkim i przyjemnym brudem gitara („Virgina”, „Lexicon of Love”), dobrze komponuje się ze spokojnym i kojącym głos lidera („Looking Glass”), a pojawiające się w końcówce kompozycji tytułowej klawisze, sytuują nas znakomicie w latach 1960.
Zgrabnie wkomponowane harmonie wokalne (w „Trust the River” z gościnnym udziałem Natalii Przybysz, czy w niemalże wyciągniętej z katalogu Evy Cassidy, poruszającej „Blinders”), wraz z oryginalnym, wyniesionym z epoki brzmieniem akustycznych gitar i bębnów, sprawiają wrażenie jak gdyby ta płyta nagrywana była w „Gaslight Cafe”, w której bohater „Co jest grane, Davis?”, szukał nie tylko muzycznego sensu istnienia...
Hertzov znalazł sposób na ten materiał. Niespełna 35-minutowy „Looking Glass”, z ekscytacją i szczerością małego dziecka, zabiera nas w podróż do nieco zasypiającego wesołego miasteczka. Wiele barw, wiele radości jest w tej nienarzucającej się muzyce, która raz po raz niespiesznie płynie z odtwarzacza.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.