Cezary Morawski: "Spektakl Teatru Polskiego w Podziemiu to kradzież praw autorskich"[SŁUCHAJ]
Nie zamierza ustąpić i spokojnie czeka na decyzje marszałka. Ta ma zapaść już niedługo. Jak dziś, z perspektywy miesięcy, Cezary Morawski ocenia swój start w konkursie na dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu? Czy raz jeszcze podjąłby te same decyzje personalne? Między innymi o tym rozmawialiśmy dziś o poranku w Radiu Wrocław.
POSŁUCHAJCIE:
Już powoli się Pan pakuje?
Nie.
Sytuacja wydaje się być przesądzona - marszałek Cezary Przybylski mówi wprost: "Sytuację w Teatrze Polskim trzeba przeciąć".
Jak Pan sam powiedział - wydaje się
Czyli nie spodziewa się Pan, że w przyszłym tygodniu zarząd odwoła Pana ze stanowiska?
Spodziewam się, że będzie dyskusja, że dyskusja będzie na poziomie, który pozwoli zachować wszelkie normy prawne i sensownie rozmawiać o Teatrze Polskim.
Ale to będzie dyskusja na poziomie zarządu, bez Pana udziału.
Ostatnie dyskusje w ogóle odbywały się bez mojego udziału. To rzeczywiście to jest już ponad głowami wszystkich.
Trzy osoby z pięcioosobowego zarządu są za Pana odwołaniem, wydaje się, że decyzja została już podjęta.
Wydaje się. Poczekajmy, co będzie dalej.
To cytat z dzisiejszej Gazety Wyborczej, Cezary Przybylski: "Podejmowane przez dyrektora działania stoją w jaskrawej sprzeczności z koncepcją, jaką przedstawił w sierpniu komisji konkursowej. Zobowiązał się wówczas do utrzymania wysokiego poziomu artystycznego, deklarował współpracę z najlepszymi twórcami w Polsce, rozwijanie projektów międzynarodowych oraz powiększenie publiczności. Tymczasem dzisiaj nie ma mowy o współpracy z cenionymi reżyserami, teatr przestał być wiarygodny dla partnerów zagranicznych, a frekwencja na spektaklach jest wstydliwie niska".
To cytat, ale nie mogę brać odpowiedzialności za to, co mówi Pan marszałek, nie wiem też, z jakiego kontekstu jest wyjęty. Trudno pracować z reżyserami, którzy ogłosili już na początku sezonu, że nie będą współpracować z Teatrem Polskim, a o takich myśli - mam nadzieję - mówi Pan Przybylski w tym cytacie, to postulat grupy kontestującej. Trudno się do tego odnieść.
Jeżeli chodzi o wyjazdy - Teatr Polski wyjeżdżał na wszystkie, opuścił tylko jeden festiwal - a właściwie przedfestiwal, bo spektakl miał się odbyć tydzień przed imprezą w Budapeszcie, ale nie z winy teatru, ale z winy organizatorów, bo nie przystąpili do negocjacji.
Co z frekwencją? Marszałek mówi, że jest "wstydliwie niska".
Przez pierwsze miesiące frekwencja była bardzo dobra. Trudno mówić o frekwencji, jak dezinformacja i postępowanie urzędu marszałkowskiego, jego chwiejność, sprawiają, że sytuacja jest, jaka jest. Proszę pamiętać, że w samym styczniu odwołaliśmy ponad 20 spektakli - i to tylko ze względu na choroby aktorów. Mam wrażenie, że w historii powojennego teatru coś takiego to się nie zdarzyło. Musieliśmy też odwołać albo przesunąć kilkanaście spektakli w związku z tym, że aktorzy, których zaprosiliśmy do współpracy, tej współpracy odmówili.
Może to sygnał od widzów?
To nie jest sygnał od widzów - niezależnie od tego, jak wspaniałe i najbardziej wiarygodne są recenzje, wszystkich zapraszam do zobaczenia nowych spektakli, jest ich już kilka.
Z frekwencją nie mają problemu aktorzy Teatru Polskiego w Podziemiu - stworzyła się taka organizacja.
Mówi Pan organizacja - nie wiem, jak ta organizacja wygląda, kto jest szefem, kto za to odpowiada. Ostatnio odbyło się przedstawienie, w którym wykorzystano mnóstwo cytatów z repertuaru Teatru Polskiego. Uważam, że to kradzież praw autorskich, sprawę zgłosiłem do ZAIKSu.
Miał Pan okazję uczestniczyć w tym spektaklu?
Uczestniczyć? Nie i nie będę uczestniczył. Jeżeli będę miał okazję i czas, to taki spektakl sobie obejrzę i na pewno tam zapukam i zajrzę. Do tej pory nie miałem możliwości, bo byłem zajęty pracą w Teatrze Polskim.
Oddał Pan sprawę do ZAIKS-u. To znaczy, że niewykluczony jest pozew sądowy?
Ja tego nie wiem, to nie moja sprawa, to sprawa ZAIKSu, proszę mnie nie mieszać w różne pozwy sądowe. To sprawa do wyjaśnienia, jestem po to, by stać na straży prawa. Są instytucje do tego powołane, by to weryfikować.
Może warto było kilka miesięcy temu przyjąć propozycję marszałka - zatrudnić dyrektora artystycznego, nie zwalniać aktorów, nie ściągać z afisza uznanych spektakli.
Wszystko co Pan powiedział to jest dezinformacja - żadnych spektakli nie zdejmowałem. Spektakle, które spadły - spadły dwa lata temu, jeszcze za czasów Pana Mieszkowskiego. Tych spektakli było kilkanaście, ja zdecydowałam się na siedem. Nie było żadnych rozmów z marszałkiem, by nie zwalniać aktorów - wręcz odwrotnie - mówiliśmy, że ruchy kadrowe trzeba w teatrze zrobić.
A dyrektor artystyczny?
W aplikacji pisałem, że nie będę go powoływał. To było podstawą do tego, że komisja przyjęła moją aplikację i chciała ze mną rozmawiać.
Nie warto było zmienić zdania?
Nie - z jednego powodu. Kogokolwiek bym zaprosił, musiałbym go ograniczać w pracach artystycznych. Dopiero od niedawna mogłem ruszyć z premierami, w związku z tym ograniczałbym go we wszystkim, co chciałby wcześniej zrobić. Współpraca z takim dyrektorem na pewno by się nie układała w pierwszej fazie. Jeżeli chodzi o powołanie - bardzo możliwe, że taką osobę powołałbym w ostatnim sezonie mojej kadencji - by przygotować następne sezony i zapewnić ciągłość artystyczną teatru.
Czy miał Pan świadomość że zwalnia osoby chronione prawem pracy i należą do związku zawodowego? Rozpoczęły się procesy i jest spora szansa ze Teatr przegra. Odszkodowania mogą wynieść nawet 100 tysięcy.
To jest gdybanie - możemy powiedzieć równie dobrze, że 200 albo 500 albo 18. To co wnioskują, to wnioskują - ja też mogę zawnioskować jaką kwotę sobie wymyślę.
Miał Pan świadomość, że sprawa może trafić do sądu?
Oczywiście, że tak, każdy pracownik, który jest zwalniany trafia do sądu pracy. Cała grupa kontestująca jest tak, a nie inaczej zorganizowana, wiadomym było, że pójdą tą ścieżką. Jeżeli chodzi o przynależność związkową to większość - 80 proc. pracowników - jest w związkach - albo w jednym, albo w drugim. Ja nie analizowałam, kto jest w jakim, tylko z kim mogę, a z kim nie mogę pracować. To są decyzje kadrowe, które należą do dyrektora, a nie do marszałka.
Wydał Pan 100 tys. zł na audyt, nie znamy jeszcze jego wyników. Czy będą upublicznione? Jak Pan ocenia decyzję sądu okręgowego, że nie będzie śledztwa w sprawie domniemanej niegospodarności byłego dyrektora? Sprawa dotyczyła zaoferowania Krystianowi Lupie bardzo korzystnych warunków na realizację "Wycinki" i "Procesu".
Sprawa nie tylko tego dotyczyła, dotyczyła generalnie Pana Mieszkowskiego i jego niegospodarności. Sprawa została oddana do prokuratury, trafiła do sądu, bo była tak skomplikowana. Nie jestem prawnikiem i nie byłem w stanie sam jej ocenić.
Zdaniem sądu nie było podstaw do śledztwa.
I należy do zdanie uszanować.
Co z audytem?
Jest w fazie końcowej, czekamy na pewne poprawki. Nie będzie upubliczniony dopóty, dopóki nie będzie przeanalizowany wspólnie z urzędem marszałkowskim.
Nie wiadomo, czy nadal będzie Pan wtedy dyrektorem.
Nawet jeżeli nie, audyt musi być przeanalizowany. On potwierdza tylko to, co inne audyty urzędu.
To znaczy?
To znaczy niegospodarność Pana Mieszkowskiego.
Zapytam wprost - czy nie wysyłanie "Wycinki" na festiwal do Kanady nie było zwykłą złośliwością?
Teraz to Pan złośliwość uprawia, nie było żadnej złośliwości. Wycinka jedzie do Kanady i zawsze miała jechać.
To skąd takie informacje?
Proszę zapytać "Gazetę Wyborczą" dlaczego dezinformuje społeczność.
Czy decyzja o wyjeździe nie zapadła po rozmowie z marszałkiem?
Rozmowa odbyła się przed ostatnią, trzecią fazą negocjacji z Kanadyjczykami, a nie przed negocjacjami. Budapeszt podjął rozmowy, dotyczyły spraw prawnych, Kanadyjczycy również. Za budapesztański festiwal zapłaciliśmy nawet prawa autorskie, pojechała tam również ekipa techniczna, która oglądała scenę. Ale Budapeszt dał nam koszmarne warunki, które są niezgodne z polskim prawem pracy, zakwestionowałby je natychmiast PIP. Ludzie nie mogą pracować po 24 godzin bez snu, nawet na festiwalu, gdzie jest napięty harmonogram. Kanadyjczycy podjęli takie rozmowy, i wyjazd będzie.
Aktorzy, którzy zostali przez Pana zwolnieni, zostaną przyjęci do pracy przez organizatorów imprezy.
Takie są wymogi prawne - jest taka, a nie inna wykładnia prawa, która obowiązuje w Polsce, ja muszę prawo respektować.
Dziś, patrząc na cała sprawę z dystansu, czy wystartowałby Pan ponownie w konkursie?
Tak, wystartowałbym ponownie.
Nie ma Pan żadnych wątpliwości?
Wystartowałbym, pytanie, czy ten konkurs tak, a nie inaczej by się potoczył.
Podjąłby Pan by te same decyzje?
Niektóre szybciej.
Na przykład jakie?
Na przykład kadrowe. Za długo chciałem porozumieć się z zespołem. Z tym zespołem nie dało się porozumieć i jak Pan widzi, nie da się dalej, o czym świadczy choćby ostatni wywiad Pana Lulka i Pana Kujawskiego dla Onetu. Wszelkie rozmowy dotyczące porozumienia spełzały na niczym, bo była niestety jedna narracja - "Morawski musi odejść".
Jeżeli urząd rozwiąże z Panem umowę, pójdzie Pan do sądu pracy?
Będę się odwoływał wszędzie, gdzie można - to po pierwsze. Po drugie - muszę się dowiedzieć, jakie są podstawy merytoryczne i prawne mojego odwołania.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.