Radio Wrocław Kultura: nowamuzyka #9 (27.02 - 05.03)
Luty zamykamy kolejną zapowiedzią nowej płyty Dylana oraz muzyką z premierowych wydawnictw Dirty Projectors i Dear Reader.
BOB DYLAN - My One and Only Love
Lucky Wilbury, Blind Boy Grunt, Jack Frost, Tedham Porterhouse czy Elston Gunn – to pseudonimy, za którymi krył się Bob Dylan, zarówno na swoich płytach jak i produkcjach innych wykonawców. W wypadku tego wyjątkowego Artysty liczba aliasów jest wprost proporcjonalna do muzycznych, co ważne udanych, wcieleń.
31 marca Dylan po raz kolejny zaprezentuje się w roli interpretatora amerykańskich klasyków (m.in. Harolda Arlena, Teda Koehlera). 30 nowych nagrań zostało zebranych na płytach: „Til The Sun Goes Down”, „Devil Dolls” i „Comin’ Home Late”, stanowiąc zbiór zatytułowany „Triplicate”.
A tak brzmi w wykonaniu Boba Dylana klasyczna propozycja Franka Sinatry:
DIRTY PROJECTORS - Up In Hudson
Od ostatniej płyty zespołu, „Swing Lo Magellan”, minęło całe 5 lat. W tym okresie sklad grupy został zredukowany do osoby wokalisty i kompozytora Davida Longstretha. Wpływ na to miały wyczerpujące tournée (to w wypadku muzyków) oraz rozstanie Longstretha z Amber Coffman, wokalistką i gitarzystką zespołu.
Jak łatwo się domyślić, materiał zawarty na płycie „Dirty Projectors” zainspirowany został rozterkami sercowymi i depresją Longstretha. Ten początkowo pisał do szuflady, nie miał zamiaru publikować powstałych nagrań. Wszystko zmieniło się kiedy piosenki usłyszał Rick Rubin. Brodaty producent z miejsca rozpoznał ich potencjał i przekonał Longstretha, że to świetny materiał na nowy album.
Na „Dirty Projectors” David Longstreth wyraźnie bawi się głosem (od barytonowego lamentu w „Keep Your Name” po falset w „Winner Take Nothing”), aranże zahaczają o elementy muzyki afrykańskiej („Up In Hudson”), a całość polana jest całą masą elektroniki, choć z wyczuciem dawkowanej. Jeśli chodzi o pomysły i fajerwerki, nowemu Dirty Projectors brakuje nieco do „22, A Million” Bon Ivera. Ale to nie zarzut, bo o ile ten ostatni na siłę uraczył nas brzmieniową rewolucją, o tyle „Dirty Projectors”, mimo że nie czekają nas żadne niespodzianki, nie powoduje pragnienia przedwczesnego wyłączenia płyty.
ROBERT RANDOLPH & THE FAMILY BAND – She Got Soul
Wulkan energii i znakomity gitarzysta w jednej osobie: Robert Randolph i Family Band. Zespół 'rodzinny', w końcu nazwisko Randolph przewija się tutaj jeszcze dwukrotnie: wokalistką jest siostra Roberta, Lenesha Randolph; perkusista zespołu to Marcus Randolph, brat lidera; całość uzupełnia grający na basie Brett Haas. W „She Got Soul” zespół wspomaga wokalista Anthony Hamilton.
LOR – Keaton
Grupa utalentowanych nastolatków z Krakowa: Julia Skiba (komponuje i gra na pianinie), Paulina Sumera (pisze teksty), Jagoda Kudlińska (śpiewa) i Julia Błachuta (gra na skrzypcach). Lor to muzyka klimatyczna, oparta na współbrzmieniu skrzypiec i pianina, świetnie współgrającym z subtelnym wokalem. O najnowszym utworze tak opowiadają: „(...) Każda linijka „Keatona” powstała innego dnia na przestrzeni kilku tygodni, dlatego stanowi on zestawienie różnych myśli i odczuć. Jest to głównie piosenka o wspomnieniach, o pewnym rodzaju wyizolowaniu, o utracie przyjaciół, o ucieczce, drodze i próbie połączenia się z ludźmi, znalezienia osób, które są do nas podobne (…).
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.