"Loving Vincent" - wrocławski film, jakiego świat jeszcze nie widział
Najpierw nakręcono sceny z udziałem aktorów, później na płótnie były wyświetlane pojedyncze kadry, a malarze odmalowywali je klatka po klatce, by stworzyć ujęcie. Projekt realizowano w Centrum Technologii Audiowizualnych. W sumie powstało ponad 62 tysiące takich obrazów, które po montażu tworzą 88 minutowy film.
"Loving Vincent", który będzie gotowy za kilka tygodni widział już Robert Banasiak, szef Centrum Technologii Audiowizualnych, gdzie realizowano najpierw zdjęcia z udziałem aktorów, a później malowano obrazy. Jest zachwycony. - Gdybyśmy ustawili ten obraz na obrazie, to powstałaby wieża, która wychodziłaby ponad atmosferę Ziemi. Pierwsza scena z tego filmu - gdybyśmy ustawili klatka po klatce, obraz na obrazie, to byłby większy niż Empire State Building - opowiada Banasiak:
Szef CeTA łumaczy, że przez cztery lata projektu 115 malarzy zużyło 6500 tubek farb, czyli 1300 litrów farb olejnych. - Wyobraźmy sobie poruszające się obrazy Vincenta Van Gogha, ich bohaterów, których nagle ożywiamy. Gdybyśmy ustawili te ponad 100 obrazów jeden obok drugie, to ci bohaterowie wyszliby z nich - dodaje:
Żeby lepiej wyobrazić sobie skalę trudności tego przedsięwzięcia dość powiedzieć, że postawione na sobie obrazy stworzyłyby wieżę, która sięgnęłaby by ponad atmosferę ziemi. Premiera tej niezwykłej animacji już wiosną na jednym z festiwali filmowych.
Posłuchaj całej rozmowy z Robertem Banasiakiem:
"Loving Vincent" to film jakiego jeszcze nie było. W kinach pojawi się już niedługo?
Planujemy drugi kwartał tego roku. Jesteśmy uzależnieni od premier na festiwalach. W pierwszej kolejności zależy nam na tym, by produkcja pojawiła się na świecie, dlatego wrocławianie muszą jeszcze trochę poczekać.
Na jakim etapie jest produkcja?
To już ostatnie szlify - liczymy, że za kilka dni film będzie gotowy. Trwa 88-minut, a w związku z unikatową technologią potrzebował dużo pracy.
Co Pan sobie pomyślał, kiedy usłyszał, ze ma powstać film, który będzie połączonymi obrazami?
Tak naprawdę Vincent Van Gogh jest marką sama w sobie, plus nowe technologie...Producent zwrócił się do mnie z propozycją, abyśmy wzięli udział w tak innowacyjnym projekcie. Na potrzeby filmu specjalnie wymyślono technologię "painting animation workstation" - to stacje, na których malarze malowali - klatka po klatce, obraz po obrazie. To był jeden z argumentów, dla których Centrum Technologii Audiowizualnych weszło w ten projekt.
Lubicie takie innowacyjne historie.
Absolutnie tak. To jedno z podstawowych naszych zadań, aby kręcić filmy nie tylko w tradycyjnych technologiach - w tych znanych i najbardziej popularnych, ale też wchodzić w nowe projekt i nowe możliwości.
Najpierw musiały powstać prawdziwe zdjęcia filmowe, ale to nie jest osteteczny materiał.
Nie. Przypomnę tylko, że od pomyslu do końca realizacji minęło 4 lata. Nikt dzisiaj nie ma takiego komfortu, by nad jednym filmem pracować tak długo. Zdjęcia z udziałem aktorów realizowane były we Wrocławiu oraz w Londynie.
Później te zdjęcia - klatka po klatce - były wyświetlane i malowane.
To było ogromne przedsięwzięcie - wzięło w nim udział 115 malarzy z 19 krajów świata - od Polski, przez Grecję, po Japonię, USA i wiele, wiele innych państw. Powstało 85 stacji na których codziennie - do rana do nocy - pracowali malarze.
To nie był problem? Każdy malarz ma przecież trochę inną ręką, inaczej dobiera kolory.
Ten etap realizacji był bardzo trudny. Trzeba było znaleźć marzy, którzy potrafią malować jak Van Gogh. Wielu nie było w stanie wytrzymać tej pracy.
Poddawali się?
Tak, byli tacy, którzy rezygnowali. I ciężko się dziwić - to była żmudna, mrówcza praca. Wykorzystaliśmy 6,5 tysiąca tubek farb. By stworzyć sekundę filmu, potrzebmnych było 12 obrazów. W sumie powstało ich 62 tys. Gdybyśmy ustawili obraz na obrazie, powstałaby wieża, która wychodziłaby ponad atmosferę Ziemi! Tylko pierwsza scena - gdybyśmy ją ustawili klatka po klatce, obraz na obrazie, przerosłaby Empire State Building. Wyobraźmy sobie, ile pracy musiało to kosztować.
Ten niezwykły film miał niezwykłą inspirację. Twórcy przyjrzeli się korespondencji artysty. W jednym z ostatnich listów do brata napisał: "więc tak naprawdę mogą mówić za nas tylko obrazy". No i obrazy przemówiły.
Wykorzystaliśmy 125 obrazów i ich bohaterów. 94 obrazy zostały odzwierciedlone w pełni, reszta - we fragmentach. Ta historia to historia tajemniczej śmierci Vincenta van Gogha. W tym dniu wyszedł z farbami, sztalugami, by malować. Wrócił bez ekwipunku, z raną postrzałową. Mówi się, że to było samobójstwo, ale nigdy nie odnaleziono ani farb, ani sztalug, ani broni. Do dziś nie rozwikłano tej zagadki.
Dla kogo to produkcja?
Właściwie dla wszystkich, film robi ogromne wrażenie, i jest wyjątkowy. Do dziś licencję na niego kupiło już 113 krajów - jest tak unikatowy. To coś, co trudno sobie wyobrazić. Vincent jest marką samą w sobie, to postać wyjątkowa. Co miesiąc jego nazwisko jest 3 mln razy wyszukiwane w googlach. O artyście powstało 27 piosenek, filmy - m.in. Altmana.
Celujecie w najważniejsze nagrody?
Niewątpliwie zasługują mna to pomysłodawcy - Dorota Kobiela i Hugh Welchman, malarze - za tą bardzo ciężką i żmudną pracę. Będziemy walczyć o najwyższe nagrody - to byłaby też nagroda dla CeTA i Wrocławia - Europejskiej Stolicy Kultury.
więcej o filmie przeczytacie tutaj
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.