Sen w wysokiej rozdzielczości – biografia Riverside [RECENZJA]

Michał Kwiatkowski | Utworzono: 2016-11-17 17:18 | Zmodyfikowano: 2016-11-17 17:18

We Wrocławiu zagrali kilkukrotnie. Od pamiętnego, kameralnego choć już wtedy gorąco przyjętego koncertu w nieistniejącym już Diabolique (2005), bardzo udanego występu w naszej radiowej sali koncertowej (2008), po wyprzedany na pniu urodzinowy koncert w Eterze (2013). Za każdym razem inaczej, dojrzalej. Naturalna progresja. W wypadku Riverside te słowa pasują jak ulał do muzycznych poszukiwań, ewolucji kwartetu. Z drugiej jednak strony, „rock/metal progresywny” to łatka, która skutecznie szufladkuje. Zwłaszcza nad Wisłą, gdzie przymiotnik progresywny ma tyluż zwolenników co, zwłaszcza w ostatnich latach, gorących adwersarzy. W końcu pod opinią Stasiuka podpisuje się wiele osób:

„(...) Kaczkowski w 'Trójce' puszczał w kółko Emersonów i Yesów. To nie było uczciwe. Załatwił nas na cacy. Puszczał ten gnój i rozmiękczał nam charaktery. Przy takiej muzyce można brać tylko heroinę (...)” [A. Stasiuk, „Jak zostałem pisarzem (próba autobiografii intelektualnej)”, Czarne 2008.]

Szyderczym chichotem wydaje się być zatem niespotykana kariera Riverside na polskim oraz na zagranicznych rynkach muzycznych. Kariera będąca pokłosiem unikalnego łączenia różnych stylistyk w przemyślane i chwytliwe melodie. Muzykę świeżą i pociągającą, choć korzeniami sięgającą do z pozoru wyczerpanych pomysłów i bezrefleksyjnej retromanii. Muzykę niemodną, nielansowaną w mediach, która w ostatnich 10 latach sprzedała się w nakładzie 200 tysięcy płyt, przynosząc nagrody i wyróżnienia krajowe i zagraniczne oraz sale pełne fanów podczas koncertów, od Wrocławia po Meksyk.

Pytanie o sensowność biografii młodego skądinąd zespołu (w końcu Riverside w tym roku obchodzi „dopiero" piętnastolecie), 21 lutego zupełnie straciło rację bytu. Niespodziewana śmierć założyciela i gitarzysty Riverside, Piotra Grudzińskiego sprawiła, że pewien cykl dobiegł końca, podsumowania są na miejscu.

Tych w „Snach w wysokiej rozdzielczości” dopuścił się wrocławski pisarz i dziennikarz Maurycy Nowakowski. Autor biografii poświęconych Genesis („Genesis. Zagrajcie to jeszcze raz”) i członkom tego zespołu (Gabrielowi, Collinsowi i Hackettowi), który pióro ostrzył na łamach portali artrock.pl, MLWZ i kwartalnika „Lizard”.
Dokumentowanie muzyki nie jest jego jedyną miłością. Jego nazwisko znajdziemy w dziale kryminalnym („Plagiat”) czy nawet sportowym, choć on sam pewnie wolałby, aby debiutu beletrystycznego dotyczącego korupcji w polskiej piłce („Okrągły przekręt”), obok wspomnień Andrzeja Iwana raczej nie szukać.

MAURYCY NOWAKOWSKI BYŁ GOŚCIEM CYKLU Zamieszani w Kulturę w RADIU WROCŁAW KULTURA, gdzie opowiadał o biografii Riverside

Riverside w życiu Nowakowskiego pojawił się przed 10 laty, kiedy po raz pierwszy pokusił się o napisanie wtedy jeszcze „małej biografii" zespołu, która zagościła na łamach portalu artrock.pl. Wieloletnia znajomość z muzykami, godziny odbytych rozmów, wzajemne zaufanie sprawiły, że nie jednomyślnie, ale zgodzili się na rozpoczęcie prac.

„(...) Gdy w 2014 roku rozpoczynałem pracę nad tą monografią, pojawiły się pojedyncze głosy, że na tego rodzaju opracowania jest za wcześnie. Mając świadomość, że zespół wciąż jest młody i na fali wznoszącej, uparłem się jednak, że zbliża się dobry moment na pierwsze podsumowanie jego drogi (...) Już wówczas dogrzebanie się do niektórych wspomnień okazało się bardzo trudne, pojawiły się rozbieżności, luki w pamięci." [M. Nowakowski, „Sen w wysokiej rozdzielczości”, In Rock 2016]

Maurycy Nowakowski na bieżąco śledził działalność zespołu, ale o atrakcyjności tej pozycji w głównej mierze przesądzają odbyte w ostatnich latach rozmowy z muzykami Riverside.

„(...) Wiedza wykorzystana w tej książce w znakomitej większości pochodzi bowiem z rozmów, jakie odbywałem z muzykami Riverside w trakcie siedmiu pobytów w Warszawie: od maja 2014 do kwietnia 2016 roku. Przeprowadziłem w tym czasie trzydzieści wywiadów, rejestrując na dyktafonie około stu godzin wspomnień. W tym sześć długich, kilkugodzinnych rozmów z Piotrem Grudzińskim" [Tamże]

Sen w wysokiej rozdzielczości” to klasyczna w formie biografia muzyczna, oddana z dużą dbałością o małe, często umykające - ale jak okazuje się w toku narracji - ważne szczegóły z życia zespołu i każdego z muzyków. Rzetelne CV Riversajdów jest istotne, w końcu grupa początkowo była tylko kolejnym szczeblem w muzycznej drabinie Piotra Kozieradzkiego, Piotra Grudzińskiego i Mariusz Dudy (profesjonalna przygoda Michała Łapaja rozpoczęła się właśnie w Riveride).

Początki grającego niszową muzykę Riverside, który zdobył dwie złote płyty czy nominację do tegorocznych Fryderyków, sięgają prowincjonalnych kapel i warszawskiego metalowego podziemia. To właśnie w stolicy Kozieradzki był cenionym perkusistą i organizatorem warszawskiej sceny metalowej, Piotr Grudziński gitarowe arkana opanował na równi z administracją sieci komputerowych. Z kolei w Węgorzewie Mariusz Duda poznawał od podszewki i grał wszelkie możliwe gatunki, z szantami i reggae włącznie. W Warszawie zaś na pierwszą wspólną próbę nie nazwanego jeszcze zespołu, z w/w muzykami, doprowadziła go praca w... firmie wynajmującej samochody. Umiejętne odmalowanie ścieżki każdego z muzyków jest również wciągającą podróżą do lat 1980 i przede wszystkim 1990, kiedy w analogowej rzeczywistości rządziły walkmany, a obecny cyfrowy świat wydawał się bardzo odległy.


Bardzo rzeczowo uszyta została droga poszukiwań artystycznych zespołu, pokonującego kolejne stylistyczne granice, doskonalącego własny styl (zarówno warsztat kompozytorski jak i tekstowy), kształtowanie się Mariusza Dudy jako lidera Riverside. Perypetie logistyczne grupy, które ważne były zwłaszcza na początku, przeplatają się ze szczegółową analizą twórczości – albumów studyjnych i koncertowych, epek. Nie brak tu na szczęście anegdot zaprawionych pieprzem i rock'n'rollową treścią. Zresztą tych jest całkiem sporo, bo opis rumuńskiego wulkanizatora, charakterystycznych zapachów w holenderskich klubach czy spotkanie z Ryszardem Rynkowskim dodaje całości potrzebnego kolorytu, wciągając nawet tych mniej znających twórczość kwartetu.

Nowakowski wyciąga też trudne sprawy z historii Riverside: konflikt z Jackiem Melnickim, pierwszym klawiszowcem i właścicielem sali prób, w której wszystko się zaczęło, czy też problemy osobiste poszczególnych muzyków. Mimo że wkraczał w życie Riversajdowej czwórki, nie mamy tutaj do czynienia z uwypuklaniem sfery prywatnej muzyków a z powściągliwym, dziennikarskim zapisem zdarzeń, opowiadanych ustami bohaterów (obok członków zespołu, również ich rodziny, przyjaciele), nie zaś samego Autora. Nowakowski nie ocenia postaw, z fanowskim zapałem nie wynosi zespołu na piedestał, za to przygląda się z biograficznym zacięciem, starając się umieścić zespół w szerszym muzycznym kontekście, polskiej sceny rockowej oraz zagranicznej – tu już starannie cyzelowanej, nazwijmy to umownie: progresywnej. Zespół, który w niełatwym dla muzyki czasie, osiągnął niebagatelną pozycję i szacunek fanów i branży, w Polsce i za granicą.

Z kart książki spogląda czterech chłopaków, od początku świadomych swoich umiejętności, żyjących pasją, która zrodziła zespół i jego muzykę. To droga pełna wyrzeczeń i wspólnego pokonywania przeciwności. I chociaż debiutujący Riverside nie od razu spotkał się z przychylnością w Polsce, a wytłoczony za własne pieniądze i rozpowszechniany podczas pierwszych koncertów album „Out of Myself” musiał najpierw zwrócić uwagę zagranicznego wydawcy by być zauważonym w kraju, nagroda za wytrwałość i za podążanie własną drogą okazała się bardzo wymierna. 

„Sny” nie są laurką. Co prawda recenzje muzyki trącą lekką dozą subiektywizmu, ale clou stanowi przejrzysty obraz ciężko pracujących ludzi, ich decyzji oraz okoliczności, które rzutują na obecny status Riverside. Na deser pozostaje okładka, autorstwa nadwornego grafika Riverside, Travisa Smithe'a, oraz zabawa z interpretacją tytułu, stanowiącego ukłon w stronę Riversajdowej twórczości.

Książka praktycznie nie została naznaczona pamięcią o nieobecnym już Piotrze Grudzińskim, którego śmierć zastała autora na finiszu pracy. Ale z pewnością jest świetnym uzupełnieniem powstałej za jego sprawą muzyki Riverside i przetrwalnikową formą dla słów tego wrażliwego gitarzysty. Słów, których już nie usłyszymy, ale do których za sprawą „Snów w wysokiej rozdzielczości” na szczęście będziemy mogli wracać.

Maurycy Nowakowski, „Sen w wysokiej rozdzielczości”, In Rock 2016.


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.