Sofia - miasto gdzie czas płynie powoli (ZOBACZ)
Przyznam się szczerze. Moje wyobrażenie o bułgarskiej stolicy było takie jak jakość obrazu podczas sportowych transmisji z tego kraju. Nie spodziewałem się wiele, myślałem, że czas zatrzymał się tam w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Tymczasem wcale nie było tak źle.Kiedy drużyna z Lubina wycisza się przed pierwszym treningiem, ja wraz z innymi dziennikarzami postanowiłem wykorzystać ten czas na krótką przechadzkę po centrum Sofii.
Klimat trochę jakby połączyć Zakopane, Sopot i… Łódź. Z jednej strony góry, z drugiej uliczki miasta prowadzą w dół, a wiatr zawiewa tak jakby gdzieś za rogiem miała być plaża i morze. Naturalnie w Sofii takowej nie uświadczysz podobnie jak morza. Góry za to faktycznie są. Rozciągają się akurat po tej stronie miasta gdzie jesteśmy zakwaterowani. Przejazd do centrum zajmuje nam niewiele – góra 20 minut.
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to, że życie toczy się tutaj dużo wolniej niż u nas. Nikt się nigdzie nie spieszy, nawet samochody jak stoją w korkach to kierowcy są jakoś mniej zdenerwowani od naszych. Tramwaje ze znanymi nam numerami linii też jeżdżą nieco inaczej i nie mam tu na myśli, że na „7” nie było napisu „KRZYKI”, a na "10" - "BISKUPIN":
Zamiast dwóch jest tylko jeden wagon i to taki nieco – tu też zaskoczenie bo myślałem, że będzie gorzej – starszy niż wysłużone wrocławskie modele. Skoro o Wrocławiu mowa to są też w Sofii tramwaje identyczne jak te najnowsze kursujące po dolnośląskiej stolicy. Nawet producent jest ten sam.
Nie o tramwajach jednak a o mieście.
Cisza i spokój. Tak wyglądały boczne uliczki w centrum Sofii. Kawiarenki, kebaby, ale w żadnym z nich nie było przesadnego hałasu. Są nawet takie sklepy:
Udało mi się znaleźć też polski akcent
Obok betonowe boisko do piłki nożnej (akurat zrobiłem zdjęcie kiedy nie grali, ale wierzcie mi, że kiedy zaczynałem kółko po centrum, dzieciaków było sporo) i koszykówki. Sami widzicie, który sport ma wyższe notowania w Bułgarii.
Sama okolica jest całkiem przyjemna. Myślałem przed przylotem do Sofii o mieście jako o Polsce lat 70. W rzeczywistości wygląda bardziej jak moje dzieciństwo czyli lata 90. Kwiaty, kwiaty, wszędzie kwiaty.
Boczne uliczki nie mają wielkiego rozmachu, ale już na placu na którym znajduje się teatr było przyjemnie. Mały park – trochę przypominający mi wejście na Nadodrze – i miejsce gdzie można usiąść na nieco bardziej formalnych spotkaniach.
Zaraz za rogiem jest siedziba prezydenta Bułgarii.
Gdyby nie dwójka strażników i wóz policji/żandarmerii mógłbyś pomyśleć, że to kolejny zwykły urzędniczy budynek w stolicy.
Jest władza, jest też religia bo w centrum miasta nie brakuje takich obiektów
Zupełnie nie wiem jak to zrobiliśmy, ale całą wycieczkę zaczęliśmy od drugiej strony, bo na główny punkt miasta – coś co u nas nazwalibyśmy Krupówkami trafiliśmy na samym końcu. Biorąc pod uwagę moje wyobrażenia Sofii to nawet bardziej pasuje porównanie - jak Piotrkowska w Łodzi.
Jedna długa ulica, sklep na sklepie, knajpa na knajpce. Sama stolica zresztą wygląda trochę jak Łódź. To przynajmniej moja perspektywa – kogoś kto raz na jakiś czas bywa w tym mieście. Niby jest trochę nowocześnie, ale z drugiej strony czujesz, że czas tutaj trochę się zatrzymał.
Nie ma ani słowa o meczu? W Sofii nikt specjalnie nie żyje pucharowym spotkaniem Slavii. Kilku napotkanych przez nas przechodniów pytających skąd jesteśmy i co tu robimy nie miała nawet pojęcia, że w czwartek jest pucharowe spotkanie. Sportu tu jednak nie brakuje. Powtórki Euro puszczane były do południa w każdym lokalu. Potem królował już tylko Wimbledon. Oby jutro wieczorem piłkarskim władcą Sofii choć na chwilę zostało Zagłębie.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.