Mapy Google sobie - życie sobie. Sprawdzamy, jak działa nowa aplikacja
W przypadku komunikacji miejskiej - Rozkłady jazdy MPK Wrocław stały się łatwo dostępne w usłudze Google Maps, w sekcji "Transport publiczny". To rok temu społecznicy z Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia zaproponowali przedstawicielom miasta, by spróbowali wprowadzić rozkłady jazdy miejskiego przewoźnika do google'owych map. Jak komentuje jeden ze społeczników, ale też ekspert od spraw komunikacyjnych Wojciech Kurzyjamski "- I świetnie, że wreszcie ten prosty skądinąd pomysł zmienił się w zrealizowany projekt! I co najważniejsze: gratulujemy zespołowi portalu Wroclaw.pl, który zrealizował to zadanie pod kątem informatycznym. To oni są autorami tego sukcesu!"
I teraz, na Dzień Dziecka dostaliśmy prezent - google podpowiada nie tylko jak szybko dojedziemy samochodem, pociągiem, samolotem czy dojdziemy pieszo z punktu A do punktu B. Teraz oblicza też przejazdy komunikacją miejską we Wrocławiu. Co prawda od lat istnieją aplikacje w stylu jakdojade.pl, zresztą nieźle się sprawdzające. Tu jednak jest powszechnie dostępna funkcja spod najpopularniejszej przeglądarki. Na smartphonie otwieramy aplikację mapy googla, wybieram środek transportu i w drogę.
Tyle teoria czas na praktykę
Decydujemy, że ze studia na Karkonoskiej chcę najszybciej dostać się na Pola Grunwaldu - w końcu od kilku tygodni z "Krzyżakami" na naszej antenie (9.40, 16:40) tam zmierzamy. Komórka szybko wyznacza drogę - najpierw 7 minut pieszo na pętlę na Krzykach potem wsiadam do pospiesznego "D" i w 22 minuty dojeżdżam do placu Grunwaldzkiego! Tyle mówi ekran komórki.
Faktycznie aplikacja działa na początku idealnie - drogę z radiowego studia na przystanek pokonuję w czasie zgodnym co do minuty. O minutę spóźniony podjeżdża autobus D. Wsiadam. Kupuję bilet półgodzinny - w końcu droga ma zająć 25 minut - wynika z sieciowego wyliczenia.
W autobusie jest przyjemnie chłodno, klimatyzacji nie ma, są za to otwarte wywietrzniki dachowe i przyjemnie wieje. Przy okazji optymistycznie nastrajają pasażerowie - niby z badań wynika, że Polacy nie czytają, a widzę kilka otwartych opasłych tomów. Choć może to i prawda - bo tomy otwarte mają Polki, Polacy co najwyżej zasłuchani w audiobooki.
Przed skrzyżowaniem z Hallera pierwszy większy korek, przed rondem kolejny, największy w okolicach Arkad. Nowe światła wprowadzone na Powstańców przed Świdnicką (koło nasypu, na Kościuszki i przed Renomą) sprawiają, że autobus ma kolejne minuty opóźnienia. I nici z przyjemnego powietrza w środku - jak autobus nie jedzie, to z góry nie wieje. To dlatego, mimo wszystko, pasażerowie żądają klimatyzacji w autobusach.
Z boku śmigają tramwaje - i kolejna rzecz wyjaśnia się nienawykłym do komunikacji miejskiej - dlaczego mieszkańcy Nowego Dworu tak się domagali tramwaju, mimo że droższy o 75 milionów od autobusu. Jest spora szansa, że jeśli tylko torowiska są wydzielone - dane z google'owskiej mapy będą zgodne z rzeczywistością.
Bo ja autobusem zwiększam opóźnienie - jedyne, co się zgadza po drodze to dane widoczne na przystankowych tablicach elektronicznych - bo gdy wysiadam na kilka sekund na przystankach "Arkady" i "Galeria Dominikańska" widzę, że opóźnienie mi wzrasta najpierw o 8 a potem o 11 minut. Ostatecznie zamiast o 8:22 na Plac Grunwaldzki docieram o 8:35, a sam autobus z przystanku odjeżdża 8:38, bo trafił na korek autobusowo-tramwajowy. W dodatku ostatnie 8 minut jadę na gapę, bo skończył mi się półgodzinny bilet, który wykupiłem zgodnie z danymi aplikacji - miałem jechać 25 minut jechałem 38. Swoją droga ciekawe, czy dostałbym mandat? Gdy "zawierałem umowę na przejazd" kupując bilet - przewoźnik obiecał, że dowiezie mnie w czasie poniżej pół godziny. Wiózł dłużej, właściwie, jakby się uprzeć, to nie ja powinienem płacić mandat, a dostać zwrot - bo MPK się nie wywiązało z obietnicy...
Tak czy inaczej jestem na Placu Grunwaldzkim. Wyglądam jak Ulrich von Jungingen - zgrzany po podróży w dusznym autobusie, teraz w pełnym słońcu na rozgrzanej kostce brukowej. Dwóch nagich mieczy brak.
Na szczęście telefon podpowiada, że do redakcji nie muszę wracać autobusem - rowerem miejskim dojadę w 28 minut. Szybciej, a jak podmienię jeden egzemplarz na drugi w okolicach Renomy to na Karkonoską dojadę za darmo. Zatem pod Grunwaldem wsiadam na koń.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.