W sobotę wielki futbol we Wrocławiu. Panthers podejmą Seahawks
Gospodarz: Panthers Wrocław (1-0)
Gość: Seahawks Gdynia (1-0)
Data i godzina: 9 kwietnia, godz. 13:00
Stadion: Stadion Oławka, ul. Na Niskich Łąkach 8, Wrocław
Liga: Topliga
Bilety: 15 i 20 zł
Nie ma drugiego takiego pojedynku w Polskiej Lidze Futbolu Amerykańskiego, którego ciężar gatunkowy mógłby obdzielić co najmniej kilka kolejek Topligi. Panthers Wrocław i Seahawks Gdynia to zdecydowanie najsilniejsze drużyny w kraju, a ich starcia są wizytówką rodzimych rozgrywek nie tylko w Europie, ale i na świecie. Gros reprezentantów Polski, najlepsi obcokrajowcy i trenerzy-wizjonerzy. Do tego fantastyczni kibice i rachunki do wyrównania. A jest ich sporo – zwłaszcza dla Panthers.
Faworyzowani wrocławianie nie mają, co prawda większych problemów z odprawianiem z kwitkiem gdynian, ale mowa tu tylko o sezonie zasadniczym będącym jedynie przystawką przed głównym daniem, jakim jest faza pucharowa, a w szczególności finał. Tam na wszystkich z góry patrzą Jastrzębie, które z lotu ptaka polują na ofiarę, nawet na jej terenie. Tak jak dnia pamiętnego - 11 lipca 2015 roku, kiedy Seahawks po raz drugi z rzędu i trzeci w ciągu czterech lat zdobyli mistrzostwo Polski. Tym razem we Wrocławiu, przed kilkunastotysięczną widownią złożoną głównie z fanów Panthers czekających na mistrzowską fetę z okazji zakończonego bez porażki sezonu. Plany musieli jednak skorygować.
- Odnoszę wrażenie, że za każdym razem mierzymy się z Seahawks na początku rozgrywek. To bardzo dobrze. Warto sprawdzić swoje siły już teraz mając w perspektywie walkę o mistrzostwo i mecze Pucharu Europy. Rany po finale jeszcze się nie zabliźniły i można wykorzystać ten bodziec w pozytywny sposób – przyznaje Jakub Głogowski, generalny manager Panthers Wrocław. O rozdrapanie tych jeszcze świeżych ran postarają się Jastrzębie – zespół jak żaden inny odporny na opinie kibiców, mediów i ekspertów. - Co roku nikt na nas nie stawia i dlatego drzemie w nas sportowa złość. Wygraliśmy dwa ostatnie SuperFinały, ale w sezonie zasadniczym lepsze były Pantery. Dlatego mimo wszystko sądzimy, że mamy coś do udowodnienia i chcemy wygrać we Wrocławiu także w regularnym starciu ligowym – zapowiada Daniel Piechnik, koordynator defensywy Seahawks.
Gospodarze sobotniej batalii udanie rozpoczęli sezon. Panthers zgodnie z oczekiwaniami rozbili Husarię Szczecin aż 51:0, a Seahawks męczyli się z Primacol Lowlanders Białystok. Mistrzowie Polski wygrali 40:28, ale stanęli przed znacznie trudniejszym zadaniem – Ludzie z Nizin, to trzecia siła PLFA i pewniak do gry w fazie pucharowej. Nic dziwnego, że przysporzyli Jastrzębiom kłopotów. Lżej walczyło się natomiast wrocławianom, ale i ci dalecy są od samozachwytu: – Z Husarią zagraliśmy poprawnie, ale do ideału jest jeszcze daleka droga. Nerwy pierwszego meczu dały się we znaki, ale z kwarty na kwartę wyglądało to coraz lepiej. Zwłaszcza w ofensywie prezentujemy inny styl, niż w 2015 roku. Jesteśmy bardziej mobilni i mamy w zanadrzu więcej broni mogących dać wiele jardów. Liczę, że ta mieszanka już niedługo wybuchnie – zapowiada Głogowski.
Eksplozji i zdobyciu najwyższego stopnia podium XI SuperFinału w Białymstoku ma dopomóc Steven White. Amerykański quarterback jest przeciwieństwem Kyle’a Israela, poprzedniego rozgrywającego Panter, który lepiej czuł się w strefie zwanej „kieszenią” i nie podejmował zbyt wielu solowych akcji. White nie dość, że ma silne ramię, to jeszcze potrafi dobrze biegać. Przeciwko Husarii popisał się 43-jardowym rajdem na przyłożenie a wszystko wskazuje na to, że takich popisów będziemy oglądać znacznie więcej. Te wyczyny nie robię jednak wrażenia na Jastrzębiach, ponieważ i one mają swoją gwiazdę: - White może i lepiej biega od Israela, ale trochę gorzej rzuca. A naszą ofensywę prowadzi Terrance Owens, który jak nikt inny potrafi posłać piłki nie do przechwycenia przez obronę – przyznaje Piechnik.
Przed obecnymi rozgrywkami Panthers skrzyżowali już kaski z zespołem podobnego, co Seahawks, kalibru. Mowa o zwycięskim 35:27 sparingu z Calanda Broncos. Wicemistrzowie Polski zaimponowali zwłaszcza w pierwszej połowie, w której zbudowali prowadzenie 21:7. Po przerwie Szwajcarzy podkręcili tempo i w szeregach wrocławian zrobiło się nerwowo, ale ostatecznie górą byli podopieczni Nicka Johansena. – Teraz zdecydowanie liczymy na więcej niż dwie kwarty niezłej gry. By wygrać z Seahawks konieczne jest dobre 48 minut i na to musimy być gotowi – podkreśla Głogowski.
Kibice, którzy zdecydują się obejrzeć to spotkanie na żywo posłuchają komentarza Dawida Białego, przybiją piątkę z Miaurycym (maskotką drużyny), zobaczą występy Wild Cats Cheerleaders i będą mogli zakupić ubrania z nowej kolekcji Panthers.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.