"Proszę Księdza" – rozmowa z Mariuszem Pawełkiem. O Odrze, Turcji i „Pawełkach”
Posłuchaj całej rozmowy:
Pamiętasz swoje pierwsze bramkarskie rękawice?
To były chyba Asadi. Miałem 14 lat
Zanim dostałeś profesjonalny sprzęt, to próbowałeś wcześniej stworzyć go z czegoś innego? Pamiętam, za swoich podwórkowych czasów, że próbowało się na przykład z robotniczymi
Z tych opowieści bramkarzy, które pamiętam, to oni z rakiety od ping-ponga zdejmowali gąbkę i naklejali sobie na rękawice. Ja akurat miałem to szczęście w klubie już wtedy w nas inwestowali. Dostawałem sprzęt z klubu i byłem zadowolony. Później akurat zainteresowany był mną taki sponsor - Ernest Janeta, który zasponsorował mi cały sprzęt bramkarski.
Miałeś 14 lat kiedy dostałeś pierwsze rękawice. Bramka to był naturalny wybór, czy wcześniej grałeś w polu?
W polu. Od początku byłem prawym obrońcą. Do bramki wszedłem z przypadku pod koniec 14 roku życia. Bezpośrednio do meczu, bez żadnych wcześniejszych treningów w tygodniu na bramce. W weekend, w juniorach z powodu choroby podstawowego bramkarza, trener pytał kto chce go zastąpić i ja byłem chętny. Wiedziałem, że nie zagram w polu. Służyłem wtedy do mszy w tygodniu i nie uczestniczyłem we wszystkich zajęciach. Tak to się zaczęło, a od poniedziałku już stałem na bramce normalnie bo mi się spodobało.
Lubomia. Twoja rodzinna wieś. Ile mieliście piłkarskich boisk?
Powiem szczerze, że jak na tę gminę mamy bardzo fajne dwa trawiaste, pełnowymiarowe boiska. Wioska ma około 3,5 tysiąca mieszkańców, ale naprawdę są w tym momencie bardzo fajne warunki do tego, żeby coś robić z młodzieżą. Jest dużo lepiej niż ja pamiętam - asfaltowe boiska, dziury po bramkami.
Jak już stanąłeś na bramce to od razu idolem był Oliver Kahn?
Wtedy Oliver Kahn był na topie. Późnej Peter Schmeichel. Podobały mi się te robinsonady, bo wtedy rzucało się tak bardziej pod publiczkę. Kahn wydaje mi się, że w tamtych czasach robił to najlepiej i był przede wszystkim skuteczny w tych interwencjach. Potem jak zacząłem oglądać Manchester United i Peter Schmeichela, to co on wyprawiał to dla mnie była inna bajka. Wznowienia ręką, gra nogami w tamtych czasach, dalekie wykopy. Na linii był kotem. Wzorowałem się, ale ja w tych czasach, których zaczynałem nie miałem nawet bramkarskich treningów. Tak naprawdę odchodząc do Odry, mając wtedy 15 lat, to nawet w Wodzisławiu na początku ich nie było. Wtedy Pan Wolny trenował bramkarzy. W drużynie był Paweł Primel, Darek Kłoda. Coś nam tam trener powymyślał. Treningi były bardzo mocne. Dopiero jak do Wodzisławia przyszedł trener Bęben to zaczęły się takie już typowo bramkarskie zajęcia. On zresztą był grającym trenerem. Czyli profesjonalne zajęcia zacząłem mając 17-18 lat.
Ty do Odry trafiłeś dość nietypowo. Po meczu w którym wpuściłeś sporo bramek.
Pamiętam, że wtedy pauzowała pierwsza liga i Odra przyjechała do Lubomi pełną kadrą. Do momentu jak nie strzelili karnego - chyba w 40 minucie - to naprawdę wyglądało to dobrze. Potem już wjeżdżali jak w masło. Do przerwy dołożyli nam jeszcze dwa gole, po przerwie dwie następne, ale to nie tak, że wpuściłem można powiedzieć "Pawełki "jak niektórzy komentują. Trener dał też pobronić jeszcze drugiemu bramkarzowi. To był oficjalny mecz w piątej lidze, ale zrobiłem jakieś tam wrażenie na trenerze Bochynku, trenerze Wieczorku i dostałem propozycję przyjazdu na trening pierwszej drużyny. Tak to się zaczęło.
Mariusz, większość mówi do Ciebie Mario, ale jakbym powiedział Proszę Księdza, jak niektórzy się zwracali..
(śmiech) Zwracali się, to Janek Wosiu, Marcin Malinowski, ta starszyzna. Ja rzadko kląłem na treningach zawsze było nie „kurw” i nie będą robił "pi-pi", tylko "kurwus", "kurczę", "kurczak" i ich to bawiło. Tym bardziej że wiedzieli że jestem ministrantem i że służę przy ołtarzu. Ale od kiedy zacząłem już wchodzić w poważny związek z moją aktualną żoną Iwoną, w dorosłe życie, to już przestali żartować.
A Tutek? (śmiech)
(śmiech) Ciekawe kto to posprzedawał, albo gdzie to wyczytałeś. Wiem, że w "Ulicy Sezamkowej" (naprawę Tutek występuje w bajce "Niedźwiedź w dużym niebieskim domu" - red.) jest taka myszka, ale nie wiem czemu. Sam nawet nie wiedziałem co to jest. Kiedyś mojego brata tak nazywali i jakoś tak zostało. W klubie miałem raczej inne ksywki. Gibon, Mario. Za granicą też inaczej. Tam wołają do Ciebie po nazwisku, ale ja to chciałem zmienić i mówić po imieniu. Pamiętam jeszcze w drugiej lidze w Adanie, niektórym się to nie podobał. Woleli mówić mi po nazwisku, ale jak miałem urodziny to dali koszulkę Supermana i napisali na niej "Mariusz Nie-Pawełek". Mariusz Superpawełek coś takiego. Najważniejsze, że ten Tutek nie został do dziś. W klubie mam ksywkę Mario.
Ktoś się Tobą opiekował na początku w Odrze Wodzisław, czy miałeś raczej takie samotne wejście do szatni?
Wejście do szatni było wejściem smoka (śmiech). Byłem tak dziwnie ubrany wszyscy, że wszyscy na mnie patrzyli (śmiech). Pierwsze co zrobiłem to zapukałem do drzwi, powiedziałem wszystkim "Dzień dobry" to się spodobało. Ogólnie młodzież naprawdę ma teraz luźniej niż kiedyś było. Wtedy starsi typu np. Piotrek Jegor, który grał w Górniku Zabrze, bracia Stańkowi, Woś, Malinowski, nie pozwolili młodym nawet nie tyle za dużo mówić, co głośno myśleć w szatni. Ta dyscyplina młodych była naprawdę na wysokim poziomie. Do masażysty jak przychodziłeś to tak szczerze mówiąc, on pytał:
- Na masaż?
- Tak
- To masz Voltaren na rękę i posmaruj sobie sam
Takim aniołem stróżem był Piotrek Sowisz. Siedziałem blisko niego, pomagał mi na początku. Był jeszcze Przemek Pluta. Ogólnie atmosfera była wtedy bardzo dobra.
Potem miałeś w drużynie też sąsiada z Lubomi - trenera Smudę.
On w Lubomi pojawiał się na święta, ale z tego co wiem – dziwne dla mnie to zawsze było – nie chciał się przyznawać do tej miejscowości. Nie wiem czemu. Mi się to nie podobało. Ogólnie nie mam jakoś sentymentu do trenera Smudy i nie lubię się o nim wypowiadać.
Z Odry przeszedł do Wisły Kraków. Miałeś w tamtych czasach jakąś inną propozycję?
W tym samym czasie kiedy odchodziłem do Wisły zgłosiło się jeszcze Zagłębie Lubin, ale wybrałem aspekt sportowy i najlepiej na tym wyszedłem.
W Krakowie trochę minąłeś się z największymi napastnikami tamtych czasów - Tomaszem Frankowskim i Maciejem Żurawskim. Chociaż wcześniej trochę przeciwko nim grałeś, tego drugiego obroniłeś nawet rzut karny.
Ale to w przegranym meczu (śmiech). Setną bramkę w Ekstraklasie Frankowi puściłem, ale to chyba nawet on nie jest z tego zadowolony. No cóż takie jest życie. Później po paru latach mojego pobytu w Wiśle, Franek miał propozycje podpisana kontraktu, ale nie doszli do porozumienia. Wtedy przez parę dni, czy nawet dwa tygodnie trenował z nami. Zostawałem z Tomkiem po zajęciach i to był naprawdę świetny napastnik, miał świetnie ułożoną nogę. To samo robiłem też z Maćkiem i trenowaliśmy. Strzały z dystansu, technikę nawet na YouTube są takie filmiki. Zawsze lubiłem rywalizacje czy to uderzenie takiego snajpera z najwyższej polki, czy to Żurawia czy Franka to tylko wychodziło na plus.
A pomijając tę dwójkę, gdybyś miał wskazać napastnika z którego zatrzymania jesteś najbardziej dumny?
Jak grało się właśnie przeciwko takim klubom jak Wisła, Legia to byli to– Marcin Mięciel, "Żuraw", "Franek". Wydaje mi się, że takie najsoczystsze, precyzyjne uderzenie miał właśnie Żurawski, a "Franek" był takim lisem pola karnego. Gdzie piłka nie spadła, to zawsze lądowała pod jego nogami i on tylko dokładał nogę. Miał ogólnie takie niekonwencjonalne uderzenia. Każdego napastnika musimy inaczej ocenić. Żurawski próbował sobie sam coś wypracować, miał uderzenie z dystansu, zejście do środka. To byli dwaj różni zawodnicy. Tak samo jak Mięciel czy jeszcze Cezary Kucharski, jak zaczynałem bronić. Tych napastników trochę było np. Mariusz Nosal – miał takie uderzenie z głowy jak niektórzy nie mają z nogi.
Masz jakąś ulubioną paradę?
Było parę interwencji, w meczu z Legią obroniłem strzał Chinyamy z paru metrów taką bramkę już praktycznie. Czy Stilicowi po podaniu Lewandowskiego z 2-3 na pusta bramkę. Takich interwencji po strzałach z dystansu miałem mało. Dużo miałem za to piłek które przecinałem na przedpolu, kasowałem, wysoko grałem. Czasami to było kosztem jakiejś straconej bramki, ale wydaje mi po analizie tych wszystkich meczów, że więcej zrobiłem pożytku niż jakiś tam negatywnych odczuć. Wydaje mi się że mało miałem takich interwencji na linii ale jak były starałem się jak najlepiej bronić. Było jednak parę. Czy jak grało się w europejskich pucharach z Tottenhamem, Salonikami, Barceloną. To już były takie uderzenia typu – Andres Iniesta przy samym słupku, Samuel Eto'o. Thierry Henry wchodził dal ci taka podcinkę, że mówiłeś „nie no już ja mam” a on jeszcze dołożył nogę i gdzieś tę podcinkę zmieścił.
Wspomniałeś Barcelonę, a to Twój ulubiony zespół.
Jeszcze jak byłem młody to o Barcelonie mało co wiedziałem ewentualnie z gazeta bo w telewizji rzadko była pokazywana. Ja pochodzę z wielodzietnej rodziny, nie mieliśmy płatne telewizji, żeby oglądać tyle wydarzeń sportowych co teraz. Ja tak zaczynałem jak miałem 18-19 lat. To co mi się podobało to ich "tiki-taka". Mojemu ojcu się to np. nie podoba. Zawsze się kłóciliśmy. Tata mówił „ile oni piłek razem wymieniają i do tylu i z powrotem”, a ja mu mówię, że "Tato ot jest właśnie ta taktyka i wyprowadzenie przeciwnika z równowagi." Wystarczy, że przeciwko takiemu klubowi jeden pójdzie pressingiem, a reszta nie i oni wtedy graja z klepy w trójkątach i w bardzo szybkim tempie są na połowie przeciwnika, w obrębie szesnastki i kończą to golem. Bardzo fajnie się na to patrzy. Teraz mam mało czasu, ale syn mnie czasem namawia, żebyśmy zagrali w FIFĘ, to tam biorę Barcelonę, ale oni w grze nie reagują tak szybko jak na żywo.
I nie da się zrobić takich cudów jak ostatnio przy karnym zagrali.
Dokładnie, chociaż teraz mówią, że jakiś błąd popełnili, ale tych błędów jest naprawdę dużo. Czy bramkarz wyjdzie za wcześnie przed linię, czy zawodnicy wbiegną w 16-tkę, a sędzia jest na linii i nie widzi tego. A teraz robią wielkie echo przy tej bramce.
Mówiłeś o technicznych, taktycznych rzeczach. Ty należysz do takich bramkarzy, którzy lubią się trochę "zabawić" nogami. Odważyłby się stanąć do Turbokozaka?
Ja im to zaproponowałem chyba ze dwa lata temu. Nie wiem albo się boją, albo maja innych zawodników. Ta zabawa bywałą z różnym skutkiem. W meczu z Wisłą miałem takie piłki zagrane do tyłu, bardzo niewygodne do bezpośredniego wybijania. Ona mogła się nawet przelać przez nogę, to boisko może z telewizji wyglądało super, ale było grząsko i nierówno i balem się z pierwszej piłki uderzyć. Zawszę próbuję piłkę sobie skontrolować i rozegrać do boku. Czasami mamy taką filozofię żeby nie pałować do przodu. Wiem, że to na trybunach wywołuje ciarki i gęsia skórkę. W pierwszej akcji za słabo zagrałem do Tomka Hołoty i piłkę przejął Rafał Boguski i rożnie mogło się to skończyć, ale wierzyłem w Tomka bo jest mocny, szybki, dobrze przygotowany zdążył jeszcze dogonić Rafała i uchronić od zagrożenia.
Większość kariery spędziłeś w Polsce, ale był też epizod w Turcji. Twoja przygoda nad Bosforem zaczęła się jednak wcześniej podczas zgrupowania Odry (śmiech).
(Śmiech) To na pewno ktoś się pochwalił w jakiejś gazecie. Wtedy Smuda był trenerem i pojechaliśmy z Odrą do Alanyii. Bo Wodzisław i Alanya to miasta partnerskie, no i akurat w naszym hotelu był taki występ - pokaz węży, pokaz tańca tureckiego. Ja potrafię tańczyć i pokazałem swoje umiejętności. Zostałem zaproszony na parkiet i potem mile mnie wynagrodzono. Przydały się te pieniądze, bo dostałem od Niemców, starszych osób po kilkaset Euro. Miałęm 19-20 lat to akuart na pamiątki z Turcji się uzbierało.
Pieniądze też uzbierałeś na boisku i to tak dosłownie.
Ja nie żałuję, że pojechałem do Turcji. Kariera jest krótka, ja nie lubię patrzeć w kieszeń zawodnikom, którzy przychodzą do naszej ligi, ale w ostatnim czasie jest bardzo głośno, że jeszcze spłaca się byłych zawodników. Chciałem zostać w Wiśle, ale też nie mogę się godzić na takie warunki, bo teraz patrząc wstecz jakbym nie zrobił takiego kroku do Turcji, to może bym nie był teraz w Śląsku. Musiałbym wtedy jeszcze długo sobie odkładać pieniądze. Każdy myśli, że jak zdobyłem trzy mistrzostwa i dwa wicemistrzostwa to jestem ustawiony do końca życia. Moim zdaniem ustawić to się można nie w Polsce, a zagranicą. Tam zarobiłem fajne pieniądze i mogłem sobie odłożyć. Kupić mieszkanie, zainwestować w działki, zabezpieczyć się. Mam trójkę dzieci i każdemu chce coś zostawić, wiadomo jak skończą ten wiek dojrzałości, ale też nie dostanie tego tak prosto. Trzeba sobie zapracować, ja też za darmo niczego nie dostałem, do wszystkiego dochodziłem ciężką pracą. Nie żałuję, że pojechałem do Turcji. W Polonii Warszawa np. nie dostawaliśmy pensji przez 10 miesięcy, a Warszawa była naprawdę droga. Dzieci chodziły do szkoły, dobrze że pieniądze były na koncie oszczędnościowym. Różnie to się mogło potoczyć. Miałem możliwość kupienia mieszkania, ale mój doradca - Rafał Zahraj dużo mi pomógł, bo dzięki niemu szybko zainwestowałem w fajne rzeczy - kazał mi wtedy zostawić pieniądze na czarną godzinę i faktycznie się przydały przez te 10 miesięcy. To nie były jeszcze czasy, żeby wyciągać z tej kupeczki, którą się odłożyło. Mam jeszcze tyle lat, że mogę sobie odkładać..
Wszedłeś w mocny finansowy wątek, a myślałem, że jak powiedziałem o pieniądzach, to opowiesz jak rzucali Ci je w Turcji z trybun (śmiech)
Się rozpędziłem (śmiech). No były bodajże takie dwa mecze, że chodziłem po wygranym spotkaniu i kibice rzucali monetami. Nazbierałem tego dość dużo, ale nie zabrałem dla siebie, tylko dałem dzieciom, które podawały piłki. Wysypałem te monety z rękawic i chłopczyk był w szoku - zadowolony, a ja podziękowałem jeszcze kibicom gospodarzy.
Były jakieś momenty największego uwielbienia w Turcji, albo reakcje z innej strony? Oni są znani z tego, że lubią dorzucić do pieca.
Lubią, ostatnio byłem na wakacjach i mnie kojarzyli, czy to na plaży czy w hotelu. To jest miłe i fajnie się wraca do takich momentów. Co prawda spadłem tam z ligi tureckiej do tej pierwszej, ale nie było tak jak to wszyscy opisują, że ci kibice byli tak mega wrogo nastawieni. Wiadomo, że jak spadasz ta miarka się przebrała to różnie kibice reagują. W klubie dużo było transferów i zanim się zgraliśmy było za późno. Kibice jednak wiedzieli, że oddajemy zdrowie na boisku, że biegamy, że walczymy. Mało bramek wtedy traciliśmy, ale też mało strzelaliśmy. W drużynie byłem wtedy z Marcinem Robakiem. Chociaż nie udało się utrzymać zespołu, to kibice podziękowali nam za walkę. Ale w drugiej lidze jak byłem w Adanie to musiałeś poczekać parę godzin po meczu, żeby wyjść z szatni czy na miasto. Wydaje mi się, że to też zależy od konkretnego miasta, każde ma inny klimat, kulturę. Nigdy jednak nie spotkałem się z jakąś mega wrogością oprócz jednego incydentu.
Możesz opowiedzieć?
Raz jechałem z synem, zawoziłem go samochodem do przedszkola, a Turcy jeżdżą bardzo niebezpiecznie, nieprzepisowo. Czerwone, zielone oni nie patrzą na światła. Raz wjechał mi gość z podporządkowanej -bardzo niebezpiecznie i podjechałem do niego i pokazałem mu klepiąc się po głowie "jak jeździsz". Jechał on i jeszcze chyba jego ojciec. Chyba się zdenerwował, bo ja jadę dalej i widzę, że on trzyma się ogona. Dojeżdżaliśmy już do przedszkola, ale już nie chciałem jechać do samego końca, żeby on za mną nie pojechał i nie doszło do jakiegoś ekscesu. Wyczułem to i zjechałem wcześniej w uliczkę. Synowi kazałem dać głowę między nogi, a widzę już w lusterku, że on idzie takim równym, szybkim krokiem. Ja wychodzę, on już z pięściami gotowy no i nic.. musiałem być pierwszy, bo jeżeli nie ja to on. Fajnie, że z pobliskich sklepików wyskoczyli ludzie i uspokajali sytuację.
Jest jeszcze jakaś zagraniczna liga w której chciałbyś się spróbować?
Kiedy odchodziłem z Wisły, to miałem też ofertę z Herthy Berlin z 2 Bundesligi. W międzyczasie jeszcze pojawiło się coś z drugiej ligi angielskie, ale na drugiego bramkarza. Wiadomo ze fajne miejsce, ale ja mam ambicje. To nie jest tez tak, że ktoś ci zagwarantuje miejsce, bo walczysz o pierwszy plac, ale jak mam podpisać kontrakt i oni ci mówią od razu na drugiego, jak mam być tak traktowany tak "na boku", to ja w takie rzeczy nie wchodzę i od razu mowie jak jest. Z ta Herthą z kolei byłoby fajnie, ale bramkarz był kontuzjowany, miał zerwane więzadła i do 10 stycznia wszystko się miało wyjaśnić, ale ja do końca roku, czyli 11 dni wcześniej musiałem dać ostateczną decyzję Turkom, czy idę do nich czy nie. Powiem szczerze, że dobrze wybrałem, bo po tych 10 dniach bramkarz Herthy powiedział ze jedzie na obóz na własne ryzyko walczyć z zespołem i trenować o skład. Ja nie zostałbym zatrudniony, więc nie żałuję że wybrałem Turcję.
Podobno gdybyś nie został piłkarzem to byłbyś piosenkarzem?
Głos miałem bardzo fajny. Moja żona może to potwierdzić, ale po paru latach krzyczenia na boisku trochę mi się zmienił, już nie mam takiego wysokiego c. Z muzyki miałem same piątki, parę piosenek zaśpiewałem, ale nie będę tu śpiewał...
Właśnie chciałem zapytać czy dasz się na mówić chociaż na refren.
Znów dziś przeszła obok mnie (śmiech). To jest moja najlepsza piosenka - wiadomo o co chodzi (śmiech).
Fajnie, że masz dystans do siebie bo ostatnia rzecz, to "Pawełki" Z perspektywy czasu jest jakiś "Pawełek" na którego patrzysz z przymrużeniem oka?
Szczerze nie przypominam sobie żebym puścił takiego naprawdę babola - pfu, pfu - chcę odpukać nie kusze losu. Zawsze mi zarzucono czy to piłka odbiła się od słupka czy od moich pleców i napisali "Pawełek". Miałem takie bramki z Legia czy z Cracovia, ale nie wiem od czego to się wzięło bo ja naprawdę nie puściłem miedzy nogami czy coś.
Była taka sytuacja na Lechii Gdańsk mecz, który z Wisła ważył o naszym mistrzostwie. Przegrywaliśmy 0:1 i była taka piłka zagrana od Marcelo, wycofana. Jak nigdy w życiu nie zatrzymuje piłki podeszwą tak teraz spróbowałem, a piłka mi pod noga przelatuje i leci w stronę bramki. Odbija się od słupka – to byłaby bramka na 2:0 pies pogrzebany – ona się odbiła od słupka ja nawrót za nią sprintem.... ufff. Kamień z serca spadł. Po paru minutach jakby w drużynie coś drgnęło bramka na 1:1, potem 2:1, 3:1, 3:2, 4:2 i wygrywamy na Lechii, wracamy do Krakowa, jeszcze jedne mecz został, ale to już było mistrzostwo.
Poza tym nie nasuwa mi się jakaś bramka, może jakaś na przedpolu, gdzieś było jakieś nieporozumienie miedzy mną a obrońca np. na Ruchu Chorzów gdzie Junior Diaz stał na słupku i on tak samo mógł wybić piłkę.
Zawsze mi się takie rzeczy zdarzały jak zaczynał się sezon. W Wiśle naprawdę tych bramkarzy na testy przyjeżdżało sporo i w meczach sparingowych mało broniłem bo byli sprawdzani obcokrajowcy. Potem przychodziła liga i musiałem bronić i było to z różnym skutkiem, bo brakowało zgrania z obrońcami. I to tak "Pawełki" jak ktoś to nazwał poszły w świat. Na Weszło jest taka ikonka "Pawełki" - jakieś śmieszne scenki. Nie wiem czy się pytali czy w ogóle mogą, znaczy nie wiem nie znam praw ogólnie, nie wnikam niech sobie piszą ja tam patzę na to z dystansem. Wiadomo, nie podobają mi się takie rzeczy typu jak byłem w Gdańsku na meczu Hiszpanów na Euro. Zostałem zaproszony przez Dawida Zapiska, to jeden z redaktorów, chyba "Faktu" napisał na stronie internetowej - Pawełek nieudacznik kibicuje reprezentacji Hiszpanii. Półtora roku mnie nie było w Polsce, raz przyjeżdżam, Polska już nie bierze udziału w Euro a tu taki artykuł. Dostałem od Hiszpana koszulkę na Starówce i flagę i jako kibic chciałem iść - nie na lożę, żeby się najeść - tylko normalnie na trybunę na wprost bramki. Zabolał mnie ten tekst bardzo. Nie wiem jaki był przekaz tego kogoś, ale ludzie czasami tacy są.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.