E-eurowybory są możliwe (Blog Eurowyborczy)

Tomasz Sikora | Utworzono: 2009-05-20 10:29 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12
E-eurowybory są możliwe (Blog Eurowyborczy) - (Fot. Wikipedia / Rama)
(Fot. Wikipedia / Rama)

Chcieć to móc. Zamiast tego w Polsce słyszymy jęczenie i cierpienie, że podła, obstrukcyjna opozycja nie zgadza się na wykorzystanie internetu w wyborach. W ten sposób jęczą ugrupowania, które liczą na młodych rzutkich i rozrzuconych po świecie wyborców. Idą po najmniejszej linii oporu. To polityczne lenistwo.

Tymczasem tuż za naszą zachodnią granicą...


Berlin, 10 kwietnia 2009. Rano w Rathaus Steglitz-Zehlendorf powstała specjalna grupa zadaniowa złożona z czterech osób. Mówią na nas Wahlamt. Jest socjolog, dwóch informatyków i prawnik, obowiązkowo kobieta, bo burmistrz uznał, że musi być parytet płci, a do tego kobiety są bardziej emocjonalne i sprawniej komunikują się z otoczeniem. Zadanie dla grupy – Eurowybory 2009 w dzielnicach Steglitz i Zehlendorf.

Do 2001 r. były to oddzielne osiedla. Na podstawie minireformy zostały połączone w jedno, tak jak inne w Berlinie: Marzahn i Hellersdorf, czy Tempelhof i Schöneberg. O łączeniu osiedli zdecydowały względy oszczędnościowe. Ponoć badania socjologów z Wolnego Uniwersytetu wykazały, że administracja będzie tańsza, a urzędników nie musi być tak wielu, skoro multum spraw można załatwić przez internet. Naukowcom łatwo powiedzieć, bo papier wszystko przyjmie. A przecież wszystkiego tą drogą się nie załatwi – na przykład głosować przez internet nie można.

Nawet jeśli przez sieć głosować nie można, to jest ona przecież w powszechnym użyciu. 82 proc. gospodarstw (to też zostało zmierzone, chwalimy się tym na naszych stronach) ma internet, więc trzeba to wykorzystać.

(Czytaj nasz Blog Eurowyborczy).

Wahlteam, nasza specjalna grupa (mamy we krwi to nasze niemieckie Ordnungsgefühl, z którego cała Europa się podśmiewa) przeprowadza kwerendę w całym ratuszu. Sprawdzamy, co da się załatwić przy pomocy Unii Europejskiej. Nie jesteśmy najbogatszym osiedlem Berlina, więc może uda się uszczknąć coś z funduszy pomocowych? Mamy trochę ziemi rolnej (fakt, obciach, w końcu jesteśmy częścią stolicy Niemiec), mamy sporo małych firm, ale mamy też te problemy minizjednoczeniowe: Steglitz i Zehlendorf wciąż nie są jednym organizmem. No i to ciągłe jęczenie restauratora Kindla, że potencjalny unijny nakaz Bio-grün, czyli o dostawach eko-produktów do restauracji, zabije pięć jego placówek... Takich lokalnych spraw, które teoretycznie można nieco poprawić (lub chociaż nie pogorszyć) z pomocą Unii Europejskiej jest aż 63.

Berlin, 20 kwietnia 2009. Nasza grupa ma już wszystko spisane. Udało się zrobić to szybko – rozesłaliśmy maile po urzędzie i sami urzędnicy odpowiedzieli w ciągu dwóch dni. Opornych popędził automatyczny rejestrator, sprawdzający płynność wewnętrznej korespondencji elektronicznej.

Najdłużej, bo tydzień, czekaliśmy na wyniki otwartego pytania powieszonego na stronie internetowej – było jasne: Co Unia może dla Pani/Pana/dla nas zrobić? Przyszło 67 odpowiedzi. Większość głupich. Ludzie wciąż nie wiedzą, po co jest ta Unia. Połowa odpowiedzi pluła jadem, w klimacie, że Unia może tylko nam głębiej do portfela po ojro sięgać. Faktycznie, jako Niemcy od lat jesteśmy płatnikiem netto, dorzucamy się do całego tego Unio-biznesu. Ech, trzeba to ludziom wyjaśnić.

Berlin, 30 kwietnia 2009. Na stronie już wisi nasz komunikat do wyborców. Był gotowy w dwa dni, pięć trwało przerobienie go z urzędniczego dialektu, na normalną mowę, by ludzie zrozumieli i łatwo im się czytało. O, jest tu. Napisaliśmy w nim od początku wszystko - immer der Reihe nach, jak to mówią - czym są wybory unijne, po co są organizowane, na podstawie jakiego prawa?

Dalej piszemy, że wciąż szukamy ochotników wyborczych, bo przecież ludziom trzeba pomóc dostać się do lokali. Młodzi chętnie się zgłoszą – taka Wahlhilfe dobrze potem wygląda w CV.

No właśnie, "dostać się do lokali" – to jest najgorsze. Gdy dwa Bezirki w jeden połączyli, to do lokali wyborczych jest daleko. Dlatego nasza psycholog chytrze najpierw przeprasza na stronie, że "czasem daleko", potem tłumaczy, że niby stanęliśmy na uszach, żeby było jak najłatwiej, ale najlepsze jest to jej zagranie na koniec: Die Wahllokale sind am 07. Juni in der Zeit von 08.00 bis 18.00 Uhr geöffnet. Da bietet sich ein Spaziergang zum Wahllokal vor oder nach dem Frühstück, Mittagessen oder Kaffee an. Bystra jędza jest, co nie? Psychologowie z Heidelbergu ustalili: niska frekwencja jest spowodowana tym, że wybory nie są cotygodniowym rytuałem. W niedzielę wyborczą rano ludzie nawet chcą iść głosować, ale potem oddają się rytuałom dnia i w końcu sobie odpuszczają. Dlatego podpowiadamy: nie szykujcie się jak na wyprawę, połączcie to z niedzielnym spacerem po śniadaniu, albo obiedzie, albo niech to będzie wypad po deserze, albo na deser, na kawę. Specjalnie tak rozmieściliśmy lokale, by w pobliżu była kawiarnia, albo cukiernia. By wybory były jak wisienka na rodzinnym torcie. Będziemy to jeszcze wzmacniać w kolejnych informacjach na stronie. Zaplanujemy ludziom Wahlsonntag!

Bo umówmy się, że i my, jako Rathaus Steglitz, liczymy na naszych mieszkańców. Dlatego w osobnej zakładce na stronie spisaliśmy, co tacy europosłowie i jak mogą dla nas załatwić. Nie mówimy na kogo głosować, um Gottes Willen! Mówimy, co mogliby załatwić.

Ma to podwójny efekt. Kandydaci z naszego zestawienia wiedzą, o co mogą zawalczyć dla berlińskich wyborców w Brukseli. Zaś wyborcy, berlińczycy, mają świadomość, o co pytać ewentualnych kandydatów.

W sumie spotkań wyborczych nie ma. Bo po co? Wszystko jest w internecie. Nasze żądania i ich oferta. A że stosujemy mały szantaż, mówiąc ludziom co jest ważne dla naszego wspólnego Steglitz-Zehlendorf? Przecież deputowani dostają te 7 tysięcy ojro w Parlamencie Europejskim nie za samo siedzenie. Niech tak robią euroustawy, by nam tu na południowym zachodzie Berlina lepiej się żyło. Także dzięki Unii.

Wyborów przez internet co prawda nie ma. Ale my internetem pomagamy wybierać, uświadamiamy, komunikujemy i poprawiamy frekwencję. Nie wyobrażamy sobie, jak można tego nie wykorzystać.

Ihr Wahlteam Berlin Steglitz-Zehlendorf

P.S.: A Wrocław sobie wyobraża. W Steglitz-Zehlendorf mieszka 288 tysięcy mieszkańców, w tamtejszym Rathaus pracuje 950 urzędników. W 600-tysięcznym Wrocławiu. według ostatnich danych, jest 25 tysięcy urzędników. I żadnego Wahlteam Wrocław!


Niedawno powstał serwis VoteWatch.eu, na którym możemy szczegółowo poznać, jak głosują poszczególni eurodeputowani, całe frakcje, czy koalicje frakcji. Autorami projektu są naukowcy z London School of Economics i Wolnego Uniwersytetu w Brukseli. Szczegółowo pisze o tym portal Euractiv.

Tam też czytamy, że europosłowie nie dali porwać się modzie na Twittera.


(Zdjęcie przy tekście pochodzi z Wikipedii. Jego autorem jest Rama. Objęte jest licencją Creative Commons Attribution ShareAlike 2.0 France).


Komentarze (4)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~sikora2009-05-24 13:16:16 z adresu IP: (78.8.xxx.xxx)
@ojro: nie tyle mi o niemiecki "porządek" chodziło, co o polskie "lenistwo" i polityczny płacz, że skoro nie ma e-wyborów, to "wszystko jest źle" i nic sie zrobić nie da. @voice: znam ten barometr, to taka zabawa w stylu watch'erskim, której faktycznie w Polsce nie ma. Inna sprawa że niemieckiemu barometrowi brakuje bardzo wiele by choć doganiać amerykańskich watchersów Baracka Obamy @ania: nie znam. prosze pytać autorkę [email protected]
~Ania2009-05-23 20:59:37 z adresu IP: (83.24.xxx.xxx)
czy nie orientuje się Pan Redaktor, jak nazywa się wieś, z której pochodzi KOGUT z reportażu?
~voicefromberlin2009-05-21 13:45:22 z adresu IP: (92.78.xxx.xxx)
swietny reportaz, polecam jeszcze Wahl-O-mat, taki barometr wyborczy na eurowybory.. http://www.wahl-o-mat.de/europa/
~ojro2009-05-20 11:31:44 z adresu IP: (83.24.xxx.xxx)
nie ma to jak niemiecki PORZĄDEK, w dobrym tego słowa znaczeniu. Szkolenie w Poznaniu też nie byłoby złe.