Derby dla Turowa. Zadecydowała czwarta kwarta
Derby od mocnego uderzenia zaczął Cameron Tatum. Trafił trójkę ze szczytu (po zasłonie), potem wymusił faul (punkt z linii) by za moment raz jeszcze wjechać pod kosz, tym razem już mijając wszystkich rywali. Amerykanin po 3 minutach miał 6 punktów, a Turów prowadził 10:4. Przy kolejnej udanej akcji gości – wejściu Daniela Dillona trener Rajković nie wytrzymał i wziął czas (4:12). Pomogło bo przez kolejne 3 minuty zgorzelczanie nie trafili do kosza (8:12). Lepsza obrona Śląska to jedno, drugie to atak. Po tej stronie parkietu gospodarze tracili piłkę w czterech kolejnych posiadaniach, trzykrotnie robiąc błąd kroków, raz przewinienie ofensywne. Wrocławianie grali głównie do środka, choć na nieco ponad minutę przed końcem otworzyli się na dystansie – trafił Anthony Smith (15:19). Akcja końcówki pierwszej kwarty należała jednak do Tatuma (8 punktów w kwarcie), który zaliczył efektowne wejście zakończone wsadem jedną ręką. To były ostatnie punkty w tej odsłonie. Turów prowadził 21:15.
Wsad mieliśmy też na starcie drugiej kwarty – zapakował wtedy Jarvis Williams. Śląsk w ogóle zaczął dobrze – trzy skuteczne akcje na dzień dobry. Trener Piotr Ignatowicz nie czekał i po zaledwie dwóch minutach wziął czas, bo przewaga jego zespołu stopniała do dwóch punktów (23:21). Po przerwie na żądanie oba zespoły było blisko, a kibice w Orbicie tylko westchnęli z podziwem kiedy potężną "czapę" (typ na blok kolejki) założył (a raczej ściął piłkę jak na siatkarskim parkiecie) Filip Dylewicz, kiedy trójkę z rogu rzucał Norbert Kulon. Częściej we wrocławskiej hali można było słyszeć jednak wrzawę i oklaski. Tak było chociażby kiedy spod obręczy skończył Jarvis Williams i mieliśmy remis – 25:25 po 4 minutach drugiej kwarty. Minutę później było już 27:25 dla gospodarzy – znów Williams spod kosza (11 punktów w kwarcie). W końcówce pierwszej połowy lepiej wyglądał Turów – m.in. dlatego, że dobrze grał Daniel Dillon. Różnica między drużynami wynosiła jednak tylko punkt. Na sekundę przed końcem trójkę trafił Witalij Kowalenko i Śląsk przegrywał do przerwy tylko 37:38.
Statystyka pierwszej połowy? Rzuty wolne obu drużyn i katastrofalna skuteczność. Śląsk trafił z linii 3/8, Turów 3/10.
Po powrocie z szatni grę prowadzili Amerykanie. Dla Śląska na otwarcie dwa razy trafił Williams, a trójkę dorzucił Madden, a dla Turowa punktował Tatum. Efekt? Prowadzenie Śląska 45:40 po 3 minutach drugiej połowy. Wrocławianie stracili prowadzenie dopiero w ostatnich sekundach trzeciej kwarty, kiedy spod kosza trafił Mateusz Kostrzewski (chwilę wcześniej trafił jeszcze trójkę z rogu). To były ostatnie punkty w tej odsłonie. Turów był lepszy 55:54. Sama trzecia kwarta była jednak ciężka do oglądania. Tempo było szarpane, a celnych rzutów niewiele.. Śląsk miał 5/14, Turów 6/14.
Goście odskoczyli na początku decydującej odsłony. Zrobili serię 8:0 (w tym duża trójka od tablicy Kostrzewskiego i celny rzut zza łuku Jovana Novaka). Po dwóch minutach Turów prowadził 63:54. Emil Rajković szybko wziął przerwę na żądanie, ale po niej znów punktowali zgorzelczanie - pod kosz wszedł Dillon (dwukrotnie) i raz Dylewicz (69:54). Fatalną serię gospodarzy 0:14 (!!) przerwał dopiero - po pięciu minutach - celnym rzutem spod kosza Jarvis Williams. Wrocławianie jeszcze próbowali, ale celne trójki Heatha i Jankowskiego to były jedyne przebłyski w fatalnej czwartej kwarcie. Turów małymi kroczkami wygrał trzeci mecz z rzędu. Śląsk przegrał szóste kolejne spotkanie, w tym piąte na własnym parkiecie.
Śląsk Wrocław - PGE Turów Zgorzelec 72:85 (15:21, 22:17, 17:17, 18:30)
Śląsk: Williams 23, Heath 11, Smith 11, Madden 9, Jankowski 9, Kowalenko 7, Stawiak 2, Jarmakowicz 2, N. Kulon, Chanas, Sutton, M. Kulon
PGE Turów: Dillon 26, Dylewicz 18, Tatum 13, Novak 9, Krestinin 8, Kostrzewski 7, Marek 2, Gospodarek 2, Karolak, Prostak.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.