Jeszcze przed weekendem w Wałbrzychu pojawi się wojsko (ZOBACZ, POSŁUCHAJ)
Jeszcze przed weekendem w Wałbrzychu pojawi się wojsko, które ma przeprowadzić rekonesans miejsca ukrycia tzw. „złotego pociągu”. Minister obrony Tomasz Siemoniak w rozmowie z Radiem Wrocław potwierdził, że ich przyjazd to już kwestia godzin, nie dni:
O pomoc w rozwiązaniu tej sprawy wojskowych poprosił prezydent Wałbrzycha. Szef resortu obrony podkreśla, że planowana misja nie będzie polegała na odkopaniu samego pociągu. Musimy zorientować się co tam jest, podkreśla Siemoniak:
Do tego czasu miejsca, w których ma być ukryty pancerny pociąg zabezpiecza policja, straż miejska i straż ochrony kolei.
Tymczasem międzynarodowe media szturmują Wałbrzych i zamek Książ. Legenda o tzw. złotym pociągu jest tak silna, że ściągnęła dziennikarzy nawet z Finlandii i Chin.
Na zaproszenie władz miast zwiedzają najważniejsze punkty Wałbrzycha, łącznie z podziemiami zamku. Jurek Skrobala przyjechał z Hamburga. Pracuje dla "Spiegla" i mówi, że w Niemczech już teraz ten temat nie schodzi z czołowych miejsc w dziennikach:
W ostatnich dwóch tygodniach Wałbrzych odwiedziły redakcje najważniejszych mediów światowych. Szacuje się, że kampanię reklamową prowadzoną z takim rozmachem, miasto musiałoby zapłacić kilkadziesiąt milinów złotych.
Wizytę w mieście rozpoczęło dzisiaj około pięćdziesięciu przedstawicieli zagranicznych redakcji. Są wśród nich dziennikarze m. in. z Chorwacji, Finlandii, Niemiec, Węgier i Wielkiej Brytanii. Prezes zamku Książ, Krzysztof Urbański nie ukrywa, że przez takie wizyty chcą wykorzystać moment, w którym na Wałbrzych skierowane są oczy całego świata:
Od dwóch tygodni Wałbrzych przeżywa prawdziwe oblężenie mediów. Do miasta dotarli nawet przedstawiciele jednej z chińskich telewizji.
Tymczasem Prezes Narodowego Banku Polskiego i przewodniczący Rady Polityki Pieniężnej sceptyczny w sprawie "złotego pociągu" z Wałbrzycha. Marek Belka odniósł się do tej kwestii wczoraj podczas konferencji po posiedzeniu Rady. Belka został zapytany, czy temat był poruszony podczas posiedzenia i czy złoto mogłoby powiększyć rezerwy NBP. Szef banku centralnego odniósł się do sprawy z dystansem. "Przecież to jest jakaś kaczka" - powiedział. (fot. NBP/Wikipedia) |
Gościem Radia Wrocław był Marcin Drews (m.in. dziennikarz, pisarz, scenarzysta oraz twórca transmedialnego cyklu "Łowcy przygód" promującego historie niezwykłe i turystykę alternatywną)
POSŁUCHAJ:
Cz. I
Magda Bajor: Poszukiwacz skarbów czy przygód?
Marcin Drews: Zdecydowanie przygody. Skarby mam w domu, w postaci mojej rodziny. To przygoda jest w życiu bardzo ważna. Chodzi o to żeby spędzać odpowiednio weekendy, żeby odkrywać ciekawe historię i mieć co wspominać.
Na to łowienie przygód ostatnio nie możemy narzekać. O Dolnym Śląsku mówi teraz cały świat. A wszystko przez „Złotolino”, bo już takie nazwy dla pociągu się pojawiają, który ma być ukryty pod Wałbrzychem.
Prawdę mówiąc nigdy nie można było narzekać na brak przygód na Dolnym Śląsku. To jest najpiękniejsza i najbogatsza w historie kraina w Polsce. Faktycznie złoty pociąg odmienił wizerunek Wałbrzycha, bo przeszliśmy jednym skokiem z biedaszybów do wagonów pełnych złota. To jest taka miejska legenda, która funkcjonuje już od wielu lat. Tuż po wojnie mówiono o tym, że pod Wałbrzychem był tunel i miał zostać tam ukryty pociąg. Myli się jednak tę historię z inną, która dotyczy złota Wrocławia. Ona miało wyjechać z naszego miasta ciężarówkami, więc to jest trochę inny trop. Ono też miało zostać ukryte na Dolnym Śląsku. Mówi się o Sudetach, sztolniach Wielisławki, sztolniach w masywie Ślęży oraz nieodkrytych sztolniach w masywie Ostrzycy Proboszczowickiej. Nie ma tego złota pod Wałbrzychem, to mówię na pewno, ale chciałbym się mylić.
Jeżeli nie złoto, to co tam może być?
Cały kraj zapomniał czym jest „złoty pociąg”. Był on składem polskim, który w roku 1939 opuścił naszą granicę. Wywiózł depozyty banku polskiego po to, by nie wpadły w ręce nazistów. Ten pociąg został zatrzymany pod Konstancą w Rumunii. Pamiętamy nazwę i zaczynamy ją mylnie kojarzyć z Wałbrzychem, dlatego wszyscy piszczą o „złotym pociągu. Ten pociąg nie jest złoty, ale może być bardzo groźny. Jeśli on faktycznie tam jest, to jest kilka teorii co może zawierać. Na pewne są to rzeczy, które były dla nazistów bardzo cenne, natomiast ta wartość nie musi się przeliczać na pieniądze. To mogą być pojemniki z gazem bojowym, części rakiet V1, V2, które będą miały jakąś wartość historyczną, ale nie jest to złoto. Co jeszcze? Liczymy na to, że jeśli ten pociąg istnieje i jeśli uda się go wydobyć, to będą tam dokumenty, które Niemcy chcieli ukryć. Wszyscy po cichu liczą, że będzie to dokumentacja dotycząca Projektu Riese, ponieważ jest to projekt o którym myślimy, że wiemy wszystko, a tak naprawdę nie wiemy nic. Znamy sztolnie w Walimiu, Osówce, Rzeczce, natomiast kompletnie nie ma żadnych dokumentów. One prawdopodobnie istnieją w bazach aliantów, czyli Rosjanie, Anglicy, Amerykanie wiedzą o tym więcej. Polacy wiedzą jak najmniej, więc nie wiemy tak naprawdę czemu Kompleks Riese miał służyć. Liczymy na to, że być może w tym pociągu znajduje się odpowiedź.
Cz. II
Pojawiają się takie głosy, że być może gaz bojowy. Czy w ogóle jest sens jest do niego dotrzeć?
Może zacznę od dygresji. Chodzi o to, żeby Dolny Śląsk złapał drugi oddech jeśli chodzi o turystykę. To jest przepiękna kraina, najpiękniejsza w Polsce. Moim zdaniem, jako Dolnoślązaka, ona nie funkcjonuje w przestrzeni marketingowej. Mówi się o Karpaczu, że to perła Karkonoszy. Kiedy tam przyjedziemy, to zobaczymy, że co druga chałupa to ruina. Nie tak powinien wyglądać kurort. Szkoda, bo wielu ludzi na zachodzie jest zainteresowanych Dolnym Śląskiem. To jest kraina zamków, pałaców, ogrodów, wulkanów, podziemi, sztolni, wulkanów, starych kopalni, zabytków kultury industrialnej. Tu jest w zasadzie wszystko i tutaj powinien Steven Spielberg kręcić filmy co rok. W dalszym ciągu tak nie jest i być może ten pociąg odmieni to na dobre.
Inną rzeczą jest fakt, że pociąg ma niebanalną wartość historyczną i mógłby wiele wnieść do naszej skromnej wiedzy o tym, co tu się pod koniec wojny działo. Pamiętajmy, że Niemcy byli mistrzami dezinformacji i robili wszystko, żeby ukrywać dokumenty na temat działań wojskowych.
Jest szansa, że taki badacz-amator dostanie się w to miejsce?
Ma, ale to może się źle skończyć. Zdarzało się, że tego typu skarby odkrywano przypadkiem. Nikt nie jest oczywiście w stanie we własnym zakresie odkopać tego pociągu. Jest jednak taka możliwość, że gdzieś jest jakaś szczelina skalna, doszło to jakiegoś ruchu górotworu i powstał jakiś otwór, przez który ktoś może się przecisnąć. Mówi się nieoficjalnie, że część osób już dotarła do tego pociągu kilka lat temu i już wyniosła to co się dało. Musimy jednak pamiętać, że jeżeli ten pociąg został ukryty, wejście zostało wysadzone, to w środku zostało również zaminowane.
Mogą być tam pojemniki z gazem bojowym, które korodują i mogą być bardzo niebezpieczne. Mogą też tam być w pojemnikach z ołowiu materiały radioaktywne. Wiemy, że Niemcy na Dolnym Śląsku pracowali nad bombą atomową. Dotarcie na własną rękę jest bardzo niebezpieczne i może skończyć się utratą zdrowia czy śmiercią. Zdecydowanie nie polecam. Jest wiele pięknych miejsc , gdzie można szukać i skarbów, i przygód. Tutaj to jest poważna sprawa. Ja byłem przerażony liczbą osób, które spacerują po tej trasie. Ten tor wygląda jak plac zabaw. Dziadkowe spacerują z dziećmi, a to już kompletna głupota. Pamiętajmy, że nikt nie znajdzie w trawie ukrytego złota. Trzeba nauczyć się odróżniać fikcję od faktów.
Mniej więcej pół roku temu mówiłem, że jeżeli wypłynie taka historia, to może się zdarzyć tak, że ktoś ją przez lata ukrywał i po prostu „wygadał się" na łożu śmierci. Prawdopodobnie tak się stało, że ktoś zdradził swoją tajemnicę synowi czy wnukowi.
Ja chcę wierzyć, że ten pociąg jest i zostanie odnaleziony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.