AC/DC i amerykańska inkwizycja (ZOBACZ WIDEO)
Ale po kolei. LaVey, Węgier z pochodzenia, parający się w życiu kilkoma profesjami (był m.in. pogromcą lwów, fotografem policyjnym), w kwietniu 1966 r. zakłada Kościól Szatana. Satanizm nie był niczym nowym, ale to właśnie wtedy stał się modny. Dlaczego? LaVey niczym zręczny PR-owiec przyciągnął znane i wpływowe ikony Hollywood (Jayne Mansfield, Sammy Davis Junior), co ubrało ruch w modny, rozchełstany garnitur lata miłości, wpychając tym samym ten odłam religijny w ramiona ludzi młodych, jakże łasych na to co w danym momencie "na topie". Jednym z nich okazał się pewien Amerykanin o meksykańskim rodowodzie, pochodzący z El Paso Ricardo Leyva Muñoz Ramírez. W 1983 r., 23 – letni wówczas Ramirez, mający już na koncie niejeden konflikt z prawem, odwiedził prywatnie LaVeya w San Francisco. Za dwa lata, 31 sierpnia, stanie się tematem numer jeden każdego wydania wiadomości w Stanach.
Powiedz mi co nosisz i czego słuchasz, a powiem ci kim jesteś.
W czerwcu 1985 r. AC/DC wydali album „Fly on the Wall”. Ale to nie nowa muzyka była powodem tego, że spoglądali z okładek większości amerykańskich gazet. Po raz kolejny bowiem wyciągnięto braciom Young ich rzekome, okultystyczne powiązania. Nowością w całej sprawie było jednak to, że tym razem doszło do tego jeszcze tło kryminalne.
Los Angeles, 3 miesiące wcześniej. 17 marca w godzinach wieczornych ma miejsce pierwsza z całej serii zbrodni, jaką niezidentyfikowany osobnik terroryzować miał Amerykę. Obok ciała zastrzelonej 34 - letniej Dayle Okazaki, znaleziono czarną czapkę. Na tym niepozornym, wystrzępionym kawałku bawełny widniało logo AC/DC. Zespołu, jaki na każdym koncercie zapraszał na muzyczną przejażdżkę autostradą do piekła ("Highway to Hell"), o samym miejscu z przekonaniem śpiewając, że nie jest tak straszne jakim go malują ("Hell Ain't a Bad Place to Be"). Ale to była tylko przygrywka.
Kiedy nocą 29 maja w Monrovii w hrabstwie Los Angeles, zabójca zmasakrował młotkiem dwie staruszki , a ich krwią wymalował na ścianie domu odwrócony pentagram, ktoś nagle połączył muzykę z „Highway to Hell” z okładkę zdobiącą album. Okładką, na jakiej Angus Young ma diabelskie rogi i ogon, na szyi Bono Scotta wisi pentagram (cóż z tego, że nie odwrócony), a sam album zamyka utwór o znamiennym tytule „Nocny Prześladowca” ("Night Prowler") – wszystko stało się jasne. To nie był tylko artystyczny image...
Szatańskie wersety.
Członkowie AC/DC o takiej formie reklamy swoich artystycznych dokonań z pewnością nie marzyli. Zdarzały się co prawda zarzuty o propagowanie satanizmu – sama nazwa miała być wyraźnym odwołaniem do Antychrysta (Anti Christ/Devil Children). Angus Young do znudzenia opowiadał historię o maszynie do szycia należącej do jego siostry Margaret Young, na korpusie której zainstalowany był przełącznik prądu zmiennego i stałego (AC/DC). Sama piosenka "Night Prowler" miała dotyczyć niewinnego okresu dzieciństwa, kiedy to młodzi Youngowie zakradali się pod okna dziewczyn jakie się im podobały.
Zespół był na cenzurowanym. Na kilka miesięcy muzyka AC/DC w bardzo mocno została ograniczona w rozgłośniach amerykańskich, a o nowej płycie i jej promocji zespół mógł zapomnieć. Kiedy Ramirez został ujęty, a stało się to 31 sierpnia 1985 r., potwierdził to o czym pisały wcześniej media: "Nocny Łowca jest zaprzysięgłym fanem AC/DC, a "Highway to Hell" to jego ulubiona płyta!"
Nikt nie spodziewa się amerykańskiej inkwizycji!
AC/DC trasę promującą „Fly on the Wall” rozpoczęli 2 września przy wtórze szalejącej na ich punkcie nagonki obyczajowej. Grupa grała w na wpół pustych halach, bądź przed samym koncertem dowiadywała się, że występ został odwołany i jedyne co można zrobić, to szybko przenieść sprzęt do sąsiedniego miasta. Tak postąpiono w Springfield, gdzie rada miejska stanowczo sprzeciwiła się przyjęciu Australijczyków, zmuszając zespół do grania w St. Louis. Koncerty w Austin i Dallas, odbyły się, choć organizatorzy musieli przekładać ich datę. Natomiast występy planowane na 17 października w Compton Terrace w Phoenix oraz 21 października w Pacific Amphitheater w Costa Mesa, zostały odwołane.
Zresztą, tak o tej trasie w październiku 1985 r., pisał "Los Angeles Times":
"Niesławny australijski zespół AC/DC, witany jest ostatnio w sposób, jaki dotychczas zarezerwowany był dla przewoźników zarazy". Miło.
Jakby tego było mało, dopiero co powołana pod przewodnictwem Tipper Gore organizacja Parents Music Resource Center, zaklasyfikowała twórczość AC/DC jako tę o podejrzanej zawartości, z wyraźną adnotacją: "Tylko dla dorosłych".
I aż dziw bierze, że kiedy na niedawnym warszawskim koncercie AC/DC Stadion Narodowy pękał w szwach, był czas kiedy AC/DC mieli trudność w zapełnieniu kilkutysięcznej hali...
A Ramirez? Został skazany na karę śmierci. 19 - krotną. 24 lata oczekiwał na wykonanie wyroku, jako osadzony w celi śmierci Więzienia Stanowego w San Quentin. W tym czasie udało mu się ożenić z zafascynowaną nim fanką. Jakkolwiek nienaturalnie to brzmi, stało się faktem w 1996 r. Kary nie doczekał, w 2013 r. dosięgnęła go niewydolność wątroby.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.