ESK 2016: Cudów nie było i... nie będzie? (FELIETON)
Pewnie większość mieszkańców już w niedzielę zapomniała o co chodziło. Wprawdzie Andrea Bocelli zachwycił część publiczności, ale pierwsza odsłona programu ESK we Wrocławiu rozczarowała lokalne media. I choć dyrektor biura ESK Krzysztof Maj uprzedzał, że dziennikarze z Wrocławia będą się nudzić na prezentacji to rzeczywiście miał rację. Gorzej, że my nudzimy się od momentu jak o programie zaczęło się w stolicy regionu mówić. I nic niestety nie zmienia tego stanu rzeczy. W kuluarowych rozmowach doszło do krótkiego podsumowania prezentacji programu ESK - "będzie się działo to co do tej pory we Wrocławiu....tylko teraz pod szyldem ESK".
A przecież prezydent Wrocławia mówiąc o 2016 roku mówił, że to będzie najważniejszy czas w historii miasta. I dalej, Wrocław organizując koncert na Stadionie Miejskim – preludium do Europejskiej Stolicy Kultury 2016, miał szansę zaproponować nowatorską narrację dla wydarzenia, a sięgając po niestandardową oprawę i formę pokazać to co najbardziej fascynujące we współczesnym świecie: połączenie wirtualnej i realnej rzeczywistości.
Niestety - moim zdaniem - otrzymaliśmy widowisko w stylu Eurowizji, przewidywalne, do bólu tradycyjne. Patos, smyczki, naiwne teksty poprzetykane klasyką literatury, brakowało jeszcze klaskania w stylu kompozycji Rubika. Andrzej Seweryn, który za czasów starań Wrocławia o organizację EXPO recytował fragmenty dzieła filozofa Martina Heideggera, tym razem - zachowując dawną manierę - serwował truizmy, które przy pompatycznej oprawie wybrzmiały infantylnie i lekko pretensjonalnie. Wydarzenie takie jak Europejska Stolica Kultury aż prosi się o eksperyment i sięgnięcie po niezużyte wzorce. W mieście, które szczyci się innowacyjnością, tej innowacyjności w działaniu zabrakło.
Być może takie podejście jest obarczone ryzykiem, ale czy wspominani na scenie i przez kuratorów - Jerzy Grotowski, Helmut Kajzar czy Pomarańczowa Alternatywa w pewien sposób nie zaryzykowali? Czym ryzykuje Wrocław? Niestety niczym. Wypuszczenie newsa o występie Davida Gilmoura z Pink Floyd w mieście cieszy, ale dziennikarze nie ukrywali, że to raczej "odgrzewana sensacja" a nie news na miarę wydarzenia roku. Jest letnio a miało być gorąco - takie komentarze się też pojawiły w kontekście programu ESK we Wrocławiu.
Programowe propozycje Wrocławia można ująć poprzez porównanie pracy kreatora mody z paryskiej pracowni, a robotą krawca z domowej szwalni. Ten pierwszy ryzykuje, ale wie że poprzez dobrze dobrane niebanalne rozwiązania może zainspirować odbiorców. Ten drugi sięga po wykroje z masowych wydawnictw, aby bezpiecznie odtworzyć to co ktoś inny wynalazł. Oczywiście, każda praca zasługuje na szacunek, ale krawiec nie aspiruje do zrewolucjonizowania ulicy, bo jest to przywilej kreatora. Tym razem Wrocław obsadził się w roli krawca, który ciągle tylko marzy o posadzie kreatora.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.