Koniec sezonu dla koszykarzy Śląska Wrocław
Po dwóch porażkach wrocławskiego zespołu w Słupsku było wiadomo, że tylko wygrana przedłuży szansę zespołu Emila Rajkovicia na awans do półfinału.
Śląsk zaczął dobrze. Po kilku przestrzelonych rzutach z dystansu zaczął grać więcej do środka i to przyniosło efekt. Po 5 minutach gospodarze prowadzili 10:4 i wszystkie punkty zdobyli z pomalowanego. Przodował w tym Aleksandar Mladenović mający wtedy 6 „oczek”. Dobre zmiany dali Radosław Hyży i Roderick Trice. Ten pierwszy grał twardo w obronie. Amerykanin pokazał się z kolei w ataku – trafił spod kosza i dwukrotnie z półdystansu. Jedna z tych udanych prób miała miejsce tuż przed końcem pierwszej kwarty. Śląsk prowadził po inauguracyjnej odsłonie 18:15.
Trice swoją dobrą passę przedłużył jeszcze na początek drugiej kwarty – w pierwszej akcji trafił za trzy. Za chwilę do głosu doszli jednak goście. Śląsk był lepszy 23:17 i wtedy pozwolił rywalom na serię 14:0. Nie pomógł nawet czas wzięty przez trenera Emila Rajkovicia. Gospodarze pudłowali, a u rywali wstrzelił się Jerel Blassingame. Amerykanin trafił swoją drugą trójkę. Po wejściu pod kosz w wykonaniu Karola Gruszeckiego zrobiło się już 23:31 na niekorzyść Śląska. Gospodarze odblokowali się dopiero na cztery minuty przed przerwą. Zza łuku trafił wtedy Jakub Dłoniak (to była dopiero druga celna trójka gospodarzy przy 10 oddanej próbie). Przerwał tym samym pięciominutową passę swojego zespołu bez punktu. Śląsk przegrywał wtedy 26:31 i o to, żeby nie odrobił strat dbali Mantas Cesnausiks i Drago Pasalić. Litwin nie miał litości dla swoich byłych kolegów i trafił dwukrotnie zza łuku. Pasalić dominował pod koszem zdobywając do przerwy 10 punktów (5/6 za dwa). Po kolejnym celnym rzucie Chorwata, gospodarze mieli już 11 „oczek” mniej od Czarnych. Mogło być już po meczu, ale w ostatnich 51 sekundach wrocławianie pokazali pazur. Zaliczyli dwa przechwyty, które dały łatwe punkty – w tym efektowny wsad Łukasza Wiśniewskiego. Po dwóch kwartach Śląsk był gorszy 35:41.
Drugą połowę gospodarze zaczęli od zdjętej marynarki swojego szkoleniowca, ale Czarni wciąż trzymali ich na dystans. Działo się tak m.in. dlatego, że zza łuku trafiali Michał Nowakowski, Jarosław Mokros i Kyle Shiloh. Po trójce tego ostatniego, Śląsk przegrywał 41:55 na sześć minut przed końcem tej odsłony. We wrocławskim zespole najlepiej wtedy wyglądał Michał Gabiński, który zamienił trzy ofensywne zbiórki na sześć punktów. To nie był koniec popisów „Gabiego”. Zawodnik Śląska dołożył jeszcze 4 punkty, a trener Donaldas Kairys wziął czas. Nie zatrzymał to jednak rozpędzonych gospodarzy. Wrocławianie postawili prawdziwą ścianę – kibice w Hali Orbita dopingowali na stojąco, a Śląsk co chwilę wymuszali na rywalach straty. Gospodarze przechwyty zamieniał na łatwe punkty i na dwie i pół minuty przed końcem był remis 57:57! Po kolejnej przerwie na żądanie dla Kairysa, znów popisała dała obrona Śląska. Trice przechwycił piłkę (6 przechwyt drużyny w kwarcie) i efektownym wsadem wyprowadził swój zespól na długo oczekiwane prowadzenie – 59:57! To była wisienka na torcie trwającej cztery i pół minuty serii gospodarzy 18:2. Śląsk po trzech kwartach prowadził – 63:62.
Ostatnią odsłonę lepiej otworzyli goście. Przez pierwsze trzy minuty nie pozwolili gospodarzom na ani jeden celny rzut z gry, a sami trafili wtedy trzykrotnie. Zaczęli od dwóch skutecznych akcji pod kosz do Callistusa Eziukwu, a kiedy zza łuku trafił Michał Nowakowski, Czarni prowadzili 69:63. Zespół ze Słupska zachował więcej sił i był bardzo skuteczny, a w drużynę Śląska wkradła się ogromna nerwowość. Goście powiększali przewagę i na dwie i pół minuty przed końcem meczu wygrywali już 80:70. To był moment przełomowy. Śląsk do końca meczu nie zdobył już nawet punktu. Wrocławianie próbowali rzucać za trzy, ale piłka jak zaczarowana nie chciała wpaść do kosza. Czarni wygrali ostatnią kwartę aż 23:7, a cały mecz 85:70. To oznacza, że dla Śląska ten sezon już się skończył.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.