Miejska dziewczyna w Arktyce (NIEZWYKŁA GALERIA ZDJĘĆ)
Boi się ciemności, ale bardzo lubi noc polarną. Nie przepada za zimnem, ale zamieszkała za kręgiem polarnym. Unika samotnych wyjść w teren, aby nie spotkać białego niedźwiedzia, bo mogło by się okazać, że ratując swoje życie musi go zabić, a to byłoby bardzo przykre.
Po 4 latach mieszkania na Spitsbergenie napisała książkę o zwykłych ludziach, mieszkańcach małej wyspy na końcu świata. Ilona Wiśniewska polonistka i fotograf, która Wrocław zamieniła na życie pod biegunem.
Czy można być mieszczuchem w Arktyce? Okazuje się, że tak. Inna sprawa, że to mieszczańskie życie troszkę odbiega od naszych wyobrażeń rodem z niższych szerokości geograficznych. Miasto, o którym mowa to Longyearbyen, główny ośrodek Spitsbergenu, jednej z wysp Archipelagu Svalbard. Liczy sobie około 2,5 tysiąca mieszkańców, głównie Norwegów, ale jest też licząca ponad sto osób silna grupa rodem z Tajlandii. Są też przedstawiciele czterdziestu innych krajów. Miasto? Może raczej miasteczko. Tylko jakie miasteczko ma uniwersytet, siedzibę gubernatora i lotnisko, i festiwal jazzowy?
To może jednak miasto. Górnicze konkretnie, z górnikami wydobywającymi węgiel kamienny. Są też ich rodziny, w tym dzieci, urodzone na kontynencie, bo tak bezpieczniej, i szybko przywiezione do domu w Arktyce. Normalna sprawa, gdzie mają trafiać dzieci z porodówki, jak nie do domu. Dom na palach, żeby nie popłynął wraz z topniejącym lodem wiecznej zmarzliny. A koło domu skuter śnieżny, są też samochody na lato, do jeżdżenia po mieście. Ani domu, ani auta się nie zamyka. Bo przed kim. No chyba, że przed turystami, którym się wydaje, że trafili do czegoś pomiędzy skansenem a inscenizacją na ich użytek zbudowaną.
Turyści przyjeżdżają coraz liczniej, ku radości mieszkańców żywiących wobec gości plany zarobkowe. Zarabiać można też prowadząc autobus, jak robi to Królik. Są też sklepy, czasami z kartkami na półkach zamiast sałaty. Kartki informują, że samolot z towarem nie przyleciał, bo aura nie pozwoliła.
O codziennym życiu na Spitsbergenie rozmowa z Ilona Wiśniewską:
Jak to za kołem polarnym jest jeszcze dzień i noc. Bywa, że dzień męczy, a noc przynosi spokój, nie depresję, jak moglibyśmy sobie wyobrażać.
Książka Ilony Wiśniewskiej „Białe. Zimna Wyspa Spitsbergen” jest nie tylko fascynującym opisem życia w dość nietypowych, czasami ekstremalnych warunkach. To szereg historii ludzi, którzy na dłużej lub krócej zagościli na wyspie. Przeczytamy o Piramidzie, osadzie-widmo, w której kiedyś Rosjanie prowadzili wydobycie i jej współczesnych strażnikach. O samolocie, który uderzył w zbocze góry. O stanie wojennym w Polskiej Stacji Polarnej w Hornsundzie. O traperach, spotkaniach z niedźwiedziami i Galinie, która wskoczyła do lodowatej wody z przepływającego koło wyspy statku Maksym Gorki.
Są opowieści z dawnych lat i zupełnie współczesne o ludziach niezwykłych i pozornie zwyczajnych. Wszystkie wciągają, tak jak 5 lat temu dziewczynę, która je zebrała wciągnął odległy ciemny obraz z kamerki zainstalowanej w Longyearbyen. Troszkę nudząc się w pracy, podpatrywała jak stopniowo obraz się rozjaśnia, noc polarna ustępuje dniu. Aż w końcu w Arktyce stało się jasno i jasne stało się też we Wrocławiu, że trzeba tam pojechać oraz, to już skutki uboczne, zakochać się, zamieszkać i napisać książkę. Tak to się może skończyć, jak człowiek troszkę nudzi się w pracy.
Spotkanie z Iloną Wiśniewską dziś(wtorek) w kawiarni Machina Organika, początek o godz 18.00
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.