Strażnicy wysłali dokumenty, ale kierowca już nie żył
Pod koniec maja br. fotoradar wrocławskiej straży miejskiej zarejestrował samochód, który ulicą Kochanowskiego, gdzie obowiązuje ograniczenie do 50km/h, jechał ponad dwa razy szybciej. Kierowca miał 23 lata i pożyczył auto od brata. Jak ustalił portal mojaolesnica.pl, wraz ze znajomymi wracał do domu ze studiów.
Okazało się, że 20 minut później mężczyzna doprowadził do tragicznego w skutkach wypadku pod Oleśnicą. Zginął on i jedna z pasażerek, trzy osoby zostały ranne.
- W ciągu tego czasu pokonał odcinek 50 kilometrów, musiał mieć więc na liczniku ponad 100 km/h - tłumaczy Radiu Wrocław Chełchowski:
Fragmenty komunikatu straży miejskiej:
Około godz. 12. samochód marki Audi wykonując manewr wyprzedzania uderzył w znajdujący się w pasie drogowym betonowy murek i dachował kilkanaście metrów dalej. Pojazdem jechało pięć młodych osób - mężczyzna i cztery kobiety. W wyniku wypadku zginęły dwie osoby, kierowca i jedna z pasażerek. Pozostałe pasażerki trafiły do szpitala. Jak ustalili dziennikarze portalu, wszyscy mieli wracać ze studiów do domu. Ten sam pojazd o godz.11:36:45 na ul Kochanowskiego zarejestrował fotoradar Straży Miejskiej Wrocławia. Samochód jechał z prędkością 121 km/h, przy dozwolonej 50 km/h. Odległość od miejsca pomiaru prędkości do miejsca tragicznego zdarzenia wynosi około 48 km. Trasę tę kontrolowany samochód pokonał w ciągu około 24 minut. Przejechanie takiego dystansu w tak krótkim czasie wymaga jazdy z prędkością ponad 100 km/h.
Informację tą dedykujemy wszystkim tym, którzy kwestionują działania straży miejskich i innych służb związane z kontrolą prędkości na drogach. Brawura niektórych kierowców podbudowana brakiem wyobraźni i przeświadczeniem, że jazda z nadmierną prędkością nie jest czymś nagannym i niebezpiecznym wielokrotnie doprowadziła do tragedii dotykającej wiele osób.
Apelujemy do wszystkich uczestników ruchu o rozwagę. Aby takich tragedii było jak najmniej.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.