Jak pływać z głową? Spójrzmy na Holendrów (KOMENTARZ)
Niemcy mają złoto w piłce nożnej - chlubią się tym, że medal nie był zdobyty, ale zapracowany. Za naszą zachodnią granicą (działo się to przed mistrzostwami świata w Niemczech w 2006 roku) dokonała się rewolucja w pojmowaniu i uprawianiu podupadającej wówczas piłki. Nad Łabą wprowadzono przede wszystkim nowy system szkolenia. Na terenie całych Niemiec powstało 366 baz treningowych. Na rozwój szkół o profilu piłkarskim przeznaczono grube miliony euro. Skutek przerósł oczekiwania - Niemcy mają jedną z najsilniejszych lig, rok rocznie zdobywają klubowy puchar Europy, mają mistrzostwo świata.
Nieco inny model szkolenia, choć równie efektywny, mają Holendrzy - 3. drużyna świata w futbolu. Swoją drogą Niderlandy to z wielu powodów wyjątkowy kraj. Państwo o powierzchni 8-krotnie mniejszej od Polski, z ludnością o połowę niższą; w futbolu, biegach, kolarstwie, łyżwiarstwie szybkim, czy wreszcie w pływaniu jest bezkonkurencyjne. Pasją Holendrów jest uprawianie sportu, większość już od najmłodszych lat jest członkami rożnego rodzaju stowarzyszeń i klubów sportowych.
Tu dochodzimy do sedna - na drodze do którego posłużę się, na pierwszy rzut oka, niedorzecznym pytaniem: rolki, czy pływanie? Ta banalna wręcz kwestia ma jednak - w mojej ocenie - wielką głębie dydaktyczną. Rzuca też jasne światło na problem wakacyjnego bezpieczeństwa dzieci i młodzieży.
Woda jest integralną częścią holenderskiego krajobrazu. Państwo na większym obszarze położone poniżej poziomu morza, musiało więc - w imię bezpieczeństwa swoich obywateli - wypracować model pływackiej edukacji. W Holandii pływają już zatem sześciotygodniowe niemowlaki. Dzieci te w wieku 16 lat często nie mają już sobie równych na całym świecie. To oczywiście wyjątki, prawdą jest jednak, że nie ma Holendra, który nie umie pływać.
W kraju obowiązuje system "Zwem-ABC" - trzystopniowy system certyfikatów, z których ten najwyższy zaświadcza, że jego posiadacz poradzi sobie w każdej niebezpiecznej sytuacji związanej z wodą. Dyplom z pływania jest często wymagany w ubieganiu się o pracę. Jest wręcz niezbędny w policji lub straży pożarnej. Najdłużej zdobywa się podstawowy certyfikat A. Dzieci mają zajęcia przeważnie raz w tygodniu - na początku w formie zabawy a później dochodzą do poziomu wyższego. Uczą się zachowania w wodzie, np. wpadając do niej w ubraniu.
Jak to wygląda w Polsce? Zajęcia na basenie to w istocie coraz częściej wybierany przez rodziców element dodatkowego programu kształcenia w przedszkolach lub szkołach. Nierzadko pływanie konkuruje tam np. z rolkami, często w porównywalnej cenie. To jednak wciąż jest program dodatkowy. Na obowiązkowy kurs pływania nasze szkoły i samorządy nie mają pieniędzy; nie ma basenów i dobrze opłacanych instruktorów. Niewiele zmieni się w tej kwestii bez wsparcia systemowego. A może by tak zarządzić "pływacki orlik" w każdej gminie?
Nauczyciel, który miał uczyć pływania moje dziecko, kiedyś odbył ze mną taką oto rozmowę (mój syn jechał właśnie na letnie kolonie). - Czy twój syn umie jeździć na rowerze? - spytał. - Tak - odpowiedziałem. - Czy umie pływać? - Jeszcze nie. -Ośrodek jest w lesie, daleko od miasta - upewnił się nauczyciel. - Tak - odparłem. - Dzieci mogą jeździć rowerem do miasta? - Mogą. Mogą też iść piechotą - wyjaśniłem. - Otóż to - ciągnął ratownik. Gdyby twój syn nie potrafił jeździć na rowerze, konsekwencją byłaby tylko nieco dłuższa wycieczka do sklepu w mieście. Kiedy nie umie pływać, przechodzenie w pobliżu każdej rzeki, stawu czy potoku, zawsze jest dla niego zagrożeniem życia...
ps. Niemcy właśnie powrócili do kraju. Piłkarze są witani entuzjastycznie.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.