Zamiast studzienek zrobili atrapy
Starosta jeleniogórski Jacek Włodyga nie potrafi wyjaśnić dlaczego ani podczas remontów, ani podczas inwentaryzacji powiatowe służby tego nie stwierdziły. Mówi, że prawdopodobnie nie ma ich na planach, więc tymi studzienkami nikt się nie zajmował. Starosta jest przekonany, że takich problemów może być na powiatowych drogach więcej, ale jak podkreśla powiatu nie stać na naprawienie wszystkich takich problemów:
Po ostatnich deszczach miejskie służby wezwane przez mieszkańców próbowały je wyczyścić, ale wtedy okazało się, że jest to niemożliwe bo nie są podłączone do żadnych rur mówi burmistrz Szklarskiej Poręby Grzegorz Sokoliński:
Brak pieniędzy nie tłumaczy jednak np. dlaczego w czasie przebudowy ulicy Kilińskiego prowadzącej spod wyciągu do centrum Szklarskiej Poręby studzienki kanalizacji burzowej wyprowadzono na sąsiednie, prywatne posesje, bez zgody ich właścicieli. Miejskie służby w Szklarskiej Porębie sprawdzają obecnie wszystkie studzienki w mieście.
Ulica, w której zamiast studzienek są atrapy to droga powiatowa. Jak mówi starosta prawdopodobnie nie są zaznaczone w planach, w związku z czym przy kolejnych remontach czy inwentaryzacjach, po prostu nikt ich nie brał pod uwagę.
Polskie drogi - jakie są, każdy widzi i czuje
I nie jest to tylko i wyłącznie subiektywna ocena kierowców. Najnowszy raport Najwyższej Izby Kontroli nie pozostawia wątpliwości. We wniosku z maja tego roku kontrolerzy wystawili negatywną ocenę. Pod lupę wzięto przede wszystkim oznakowanie tras w regionie. Kontrolerzy stwierdzili, że znaki przy dolnośląskich drogach są nieczytelne, zniszczone, wykluczają się lub jest ich tyle, że nie można ich odczytać.
Powszechnie znanym problemem są kwestie związane z technologią budowy nowych dróg. Technologią najwyraźniej wątpliwej jakości, bo oddane do użytku szybko idą do poprawki. To jeden z najczęstszych dolnośląskich absurdów drogowych. Tak było m.in,. w Siechnicach podczas budowy Wschodniej Obwodnicy Wrocławia, gdzie świeżo ułożony asfalt nie wytrzymał nawet pierwszej zimy. Na ul. Strzegomskiej we Wrocławiu rok po remoncie zapadła się kostka na tzw. buspasie. Niechlubny "rekord" pobili drogowcy pracujący na ulicy Czechowickiej we Wrocławiu. Droga jeszcze nie powstała,a już zapadł się jej 20-metrowy odcinek. I nie pomogła w tym przypadku nawet zamówiona wcześniej przez mieszkańców msza w intencji pomyślnego zakończenia prac. O sprawie informowaliśmy w Radiu Wrocław:
ZOBACZ: Budowlana fuszerka na Księżu Małym
Problem mamy, gdy jezdnia się zapada, ale także gdy z niej coś wystaje. Np. studzienka kanalizacyjna. Sztukę utrudniania życia kierowcom do perfekcji opanowali inżynierowie i drogowcy remontujący trasę w podwrocławskim Kiełczowie. Pokrywy od kanalizacji są ustawione w taki sposób, że samochody poruszają się na nowym odcinku niczym na alpejskim stoku - slalomem. Złą sławą cieszą się także progi zwalniające. W niektórych miejscach tak wysokie, że zwalniają bardzo skutecznie, uszkadzając podwozia aut.
Drogowe absurdy nie są obce rowerzystom.Swego czasu głośno było ścieżce rowerowej na dwupasmowej ulicy Kazimierza Wielkiego we Wrocławiu, która prowadziła donikąd, bo kończyła się nagle na środku jezdni. Wrocławscy cykliści mogli się przekonać także, że istnienie ścieżki wcale nie musi oznaczać ułatwień. Przykładem jest ta na ul. Grabiszyńskiej. Żeby dostać się na ścieżkę, trzeba zjechać z jezdni, przeprowadzić rower przez pasy na drugą stronę ulicy. Po 150 metrach trzeba wrócić na przeciwną stronę i tam jechać kolejną ścieżką.
O tym, że fantazja polskich drogowców i zarządców dróg nie zna granic - dowodzi głośny przykład z Głogowa. Dziurawą ulicę naprawiono w taki sposób, że gdy mocniej przygrzało wiosenne słońce, jezdnia zaczęła się topić, a samochody dosłownie się do niej przykleiły. Ktoś we władzach miastach wpadł na absurdalnie oszczędny pomysł, by dziury w drodze zamiast prawdziwym asfaltem, zalać lepikiem do smołowania dachów...
Radio Wrocław
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.