Na marginesie prawa (Felieton)
Na początek streszczenie dwóch notatek z policyjnego biuletynu.
Notatka pierwsza: 43-letnia kobieta mając w organizmie ponad 3 promile alkoholu spowodowała kolizję drogową. W czasie podróży samochodem z Niemiec, przez Czechy do Polski piła wino i wódkę. Tłumaczyła, że spotkał ją zawód miłosny. Za kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości i spowodowanie kolizji, odpowie przed sądem. Grozi za to kara nawet do 2 lat pozbawienia wolności.
ZOBACZ: Zawód miłosny i piracki rajd (Foto)
Notatka druga: Drogówka zatrzymała 31-latka, który włamał się do sklepu spożywczego. Wzorem bohaterów filmowych kryminałów wybił w ścianie dziurę. Chciał ukraść artykuły spożywcze, papierosy i alkohol o łącznej wartości 4 tys. złotych. W jego organizmie stwierdzono 1 promil alkoholu. Grozi mu do 10 lat więzienia.
ZOBACZ: Włamanie jak z "Gangu Olsena"
Maksymalny wymiar kary, jaką podają policjanci, to oczywiście tylko pewna ewentualność. To polski sąd ostatecznie ogłosi wyroki. Ale już sama "ewentualność" poważnie zastanawia. Choć labirynty naszego wymiaru sprawiedliwości nie są niczym nowym, trudno przejść nad tym do porządku dziennego.
Nie chcę rozgrzeszać nikogo ze złamania siódmego przykazania. Kradzież, nawet taka, która wywołuje uśmiech na twarzy, musi być potępiona. A płonąca czapka na złodzieju ma być widoczna z daleka.
Ale w naszym XXI-wiecznym dekalogu istnieje także jedenaste, stosunkowo nowe przykazanie: "Piłeś, nie jedź!". I tu nie powinno być żadnej taryfy ulgowej, bo skutkiem miłosnych perypetii może być wielka tragedia, w której życie stracą niewinni ludzie. Tym razem nikt nie zginął...
Dziesięć lat za kradzież papierosów i dwa lata za stworzenie śmiertelnego zagrożenia na drodze. To wszystko oczywiście w bardzo dużym uproszczeniu, ale daje do myślenia...
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.