DRJ: W zgodzie z naturą
Dobre jedzenie w cenie, ale też w cenie odpowiedzialne zachowanie w lasach, nauka tradycji i kultury dolnośląskiej a także świadomość, że polarową kurtkę robi się z 9 półtoralitrowych butelek plastikowych - choć może to zabrzmieć zaskakująco - to wszystko to ekologia. Bo nowoczesne rozumienie ekologii to nie wariaci wspinający się na kominy elektrociepłowni, choć może oni też. Jednak ekologia na co dzień to takie działanie by pozostał po nas jak najmniejszy ślad ekologiczny.
Co to takiego? Otóż życie w zgodzie z ekologią to takie działanie, by nasze postępowania wpływały jak najmniej na zanieczyszczenie przyrody i w sensie lokalnym i globalnym. Między innymi tego uczono w niedzielę na Ekologicznym Dniu Dziecka na terenie Dolnośląskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego na Partynicach.
Były produkty regionalne - ekologiczne bo wytwarzane bez chemii, pestycydów (m.in. znakomite soki z owoców rosnących w okolicznych sadach), szkodliwych dodatków konserwujących (prezentowały się lokalne zakłady mięsne), bez zagranicznych domieszek - jak miody to "wyciskane" z naszych a nie chińskich pszczół. Jak jajka to nasze od eksportowej już dolnośląskiej kuryzielononóżki. A jeśli mamy takie kury, to dlaczego nie robić z jej jaj ekologicznego makaronu?
Okazuje się, że ludzie są w stanie za jedzenie zapłacić więcej, niż płacą na co dzień w hipermarketach. Ale muszą mieć pewność, że jedzą zupełnie zdrowe produkty lokalne. Że nie tylko kura "wyrzucająca z siebie jaja z obniżonym poziomem cholesterolu" była szczęśliwą kurą grzebiącą na nieskażonym chemią podwórku, ale nawet, że pożywiała się ziarnem, które też nie miało kontaktu z herbicydami.
Że jeśli piją sok z jabłek kosztujący po 5 złotych za litr (w markecie sok taki kosztuje 2,30) to chcą mieć pewność, że wyciskano go wyłącznie z jabłek lokalnych, które w dodatku nie są w żaden sposób skażone chemią. Bo cóż z tego że w markecie sok jest "100% z koncentratu", jeśli nie wiemy co za jabłka i jak przetwarzane trafiły do wyciskarki. Tego wszystkiego można było dowiedzieć się od lokalnych producentów na terenie Partynic.
Ekologia to dla wielu jakaś "masowa kryptoreligia", na którą zachorował zachód Europy. Wraz z pustoszeniem kościołów zwiększa się liczba wyznawców ekologicznej marchewki, kur drapiących swobodnie w ogrodach znoszących niezestresowane jajka i energii wyłącznie z wiatru ewentualnie ze słońca. To że sprawność ogniw fotowoltaicznych wynosi 7%, a elektrownia wiatrowa nie wyprodukuje nigdy takiej ilości pracy, która zbilansowałaby wydatek energetyczny potrzebny na jej postawienie jest kwestię drugorzędną wśród wyznawców religii "ekologicznej"
Czy jednak ten kpiący ton jest na miejscu? Przykład Niemiec, które są europejskim ekologicznym prymusem wskazuje, że niekoniecznie. Jak pokazują wyliczenia - gdyby nie inwestycje związane z ekologią, zamykaniem elektrowni jądrowych i węglowych w miejsce których powstają biogazownie, fermy wiatrowe i słoneczne - niemiecki PKB nie notowałby dodatniego bilansu. Gdyby nie ekologia nasze PKB kurczyłoby się w 2012 roku o 7,8% - podliczyła na konferencji prasowej szefowa parlamentarnego ugrupowania Zielonych w Bundestagu.
A inny przykład - z Hiszpanii. W Vitoria-Gasteiz, które leży 50 km od Bilbao w północnej Hiszpanii, bezrobocie jest o połowę niższe niż w reszcie kraju. Jak to możliwe - z centrum miasta wyrzucono samochody. Na głównej ulicy miasta po trawiastym torowisku cicho sunie tramwaj, po szerokich ścieżkach jadą rowerzyści, dla samochodów pozostał tylko jeden pas w każdą stronę i strefa ograniczenia do 30 km na godzinę. Wraz z uspokojeniem ruchu samochodowego nastąpił siedmiokrotny wzrost liczby rowerzystów, reszta przesiadła się do komunikacji publicznej, a wzdłuż szerokich chodników powstały nowe kawiarnie i restauracje. Poprawił się stan zdrowia mieszkańców (dzięki większej ilości ruchu) ich finanse (ograniczając wydatki na benzynę) a nawet poziom zadowolenia (socjalizacja, życie towarzyskie).
A o co chodzi z bezrobociem? Dzięki zazielenieniu miasta stworzono dużą liczbę miejsc pracy dla nisko wykwalifikowanych ludzi - to właśnie ogrodnicy, pracownicy sektora budowlanego, ale też kierowcy zatrudnieni w komunikacji publicznej. Mają bezpieczną pracę, za którą płaci miasto. Z czego płaci - a z podatków od koncernów które sprowadził się do podmiejskiej specjalnej strefy ekonomicznej - wybrali tę lokalizację, bo wiedzieli, że dzięki ekologicznemu miastu będą mieli zadowolonych pracowników a i łatwiej będzie można znaleźć inżynierów i menadżerów, oferując dobre jakościowo życie w zielonym mieście. Tak ekonomia równa się ekologia!
Obok Toru Wyścigów Konnych na terenie Dolnośląskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego przeprowadzano prezentacje ekologicznych produktów z naszego regionu (wiecie, że produkujemy na dolnym śląsku masło z jabłek, a nawet wytwarzamy tradycyjnie francuski cydr?), były ekologiczne konkursy i zabawy, przyrodniczy spektakl dla najmłodszych "Księga Gór". Był też jarmark produktów ekologicznych, stoiska gospodarstw agroturystycznych i tradycyjne potrawy z Dolnego Śląska. Był też nasz wóz satelitarny.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.