Kończy się sezon pszczelarski. Rok dobry, jednak z problemami
Ten rok był dla pszczół dobry, choć np. lipy w Sudetach w zasadzie nie kwitły, bo zostały zmrożone, więc o miód lipowy jest trudno, mówi prowadząca z mężem pasiekę w Piechowicach Małgorzata Gajdamowicz. Nie zawiódł rzepak, nie zawiodła też gryka. Dużo było spadzi, w tym wyjątkowa, pojawiająca się raz na pół wieku spadź modrzewiowa, której częśc udało się wywirować, ale część krystalizowała w tzw. spadź cementową, której z powodu twardości nie są w stanie wykorzystać ani pszczoły, ani ludzie i trzeba było ja wypłukać z ramek by je uratować przed zniszczeniem:
"My jesteśmy tonę miodu na stracie w tym sezonie. No to jest dla nas bardzo dużo, tona miodu to jest raz, a dwa to ogrom pracy, która się z tym wiąże żeby odzyskać ramki dla pszczół. To się wiąże z dodatkową pracą, godzinami pracy. Moczenie ramek, wirowanie tego. No niestety wylewanie w kanał, bo przy 25 korpusach 10 ramkowych to jest olbrzymia ilość, jakiej nie mogliśmy wykorzystać."
Pszczelarze alarmują, że w Polsce dochodzi do pszczepszczelenia. Jest zbyt dużo uli i pszczelich rodzin, bo panuje moda na małe, przydomowe pasieki. Według wielu pszczelarzy, przepszczelenie i import miodów mają wpływ na zbyt niską ich zdaniem cenę miodu. Naukowcy wskazują jednak, że zbyt duża liczba pszczół miodnych, źle wpływa na dzikie gatunki pszczół. Entomolog Aneta Sikora, mówi, że dzikie pszczoły przegrywają konkurencję z hodowlanymi kuzynkami, bo nie są wspierane, leczone i rozmnażane przez ludzi, a muszą sobie radzić same:
"Na pewno wiemy, że jest za mało pokarmu dla owadów zapylających i tutaj jeśli się pojawia gatunek hodowlany pszczoły miodnej, którą my wprowadzamy do środowiska, to na pewno będzie ona konkurować z gatunkami, które mają podobne wymagania pokarmowe."
Na Dolnym Śląsku w prawie 3 tysiącach pasiek jest około 60 tysięcy uli. Dolnośląski miód wrzosowy jest certyfikowanym przez Unię Europejską naszym produktem regionalnym.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.