Nie żyje Tomasz Komenda. Miał 46 lat
Tomasz Komenda nie żyje, dowiedział się dziennikarz Uwagi! i Superwizjera Grzegorz Głuszak.
Jak informują media, Tomasz Komenda zmagał się z chorobą nowotworową. "Wydawałoby się, że po tych 18 latach nareszcie mu się życie ułoży, tym bardziej, że sytuacja finansowa była w tym momencie korzystna ze względu na uzyskane przez niego odszkodowanie i zadośćuczynienie, ale w rzeczywistości los zgotował mu dalszy ciąg tragedii, która doprowadziła do jego śmierci" - powiedział PAP prof. Zbigniew Ćwiąkalski.
Wspomniał, że był to bardzo spokojny i sympatyczny człowiek. "Nie słyszałem, żeby on kiedykolwiek podniósł głos, chociaż z drugiej strony wiadomo było, że 18 lat w zakładzie karnym, w bardzo trudnych warunkach, w celach wieloosobowych, gdzie szczególnie źle go traktowano, spowodował jednak zmianę w jego osobowości i trudno było mu się przystosować do warunków życia na wolności" - dodał prof. Ćwiąkalski.
Tomasz Komenda został skazany za tak zwaną „zbrodnię miłoszycką". W sylwestrową noc nieopodal dyskoteki została zgwałcona 15-latka. Oprawcy skatowali ją i ranną pozostawili na śniegu. Dziewczyna wykrwawiła się i zamarzła. Komenda został zatrzymany po obciążających zeznaniach Doroty P. Sąsiadka babci chłopaka rozpoznała go na portretach pamięciowych prezentowany w telewizji. Zeznała, że pożyczyła mu nawet pieniądze na autobus do Miłoszyc. Potem okazało się, że kobieta miała zatarg z rodziną Komendów i w ten sposób chciała się zemścić. Dorota P. zmarła w 2018 roku w nie do końca jasnej sytuacji.
W 2003 roku Tomasz Komenda usłyszał karę 15 lat więzienia. Rok później sąd apelacyjny podwyższył wyrok do 25 lat. 12 osób, z którymi miał spędzać feralnego sylwestra 1996/97 dawało mu alibi. Jednak zdaniem śledczych na miejscu zbrodni zabezpieczono wystarczające dowody, aby go skazać. Miał być to włos z kodem DNA i odcisk zębów na ciele ofiary. Sam Komenda na jednym z pierwszych przesłuchań został pobity i pod przymusem przyznał, że feralnej nocy był w Miłoszycach na dyskotece, poznał tam dziewczynę o imieniu Kasia, z którą miał odbyć stosunek płciowy. W kolejnych przesłuchaniach odwoływał te słowa. Mówił: „Przyznałem się, ale tylko z tego powodu, że ci, którzy mnie zatrzymywali powiedzieli, że mają na mnie (...) dowody. I zaczęli mnie bić, żebym się do tego przyznał. (...) Tak mnie bili, że nawet bym się przyznał do strzelania do papieża".
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Sprawa „Zbrodni Miłoszyckiej" rozstrzygnie się w europejskim sądzie
Przedstawiciele Tomasza Komendy zaskarżają decyzję łódzkiej prokuratury
Nikt nie odpowie za uwięzienie niewinnego Tomasza Komendy?
Do sprawy zbrodni w Miłoszycach policja i prokuratura krajowa wróciła w 2016 roku. W czerwcu 2017 ujawniono, że związek ze śmiercią nastolatki może mieć Ireneusz M., który kilka razy był już skazywany za gwałty. Stał się głównym oskarżonym w sprawie, gdyż okazało się, że w czasie przesłuchania wskazywał na elementy, które w ocenie prokuratury mógł znać jedynie sprawca: czarne rajstopy i białe skarpetki z charakterystycznym wzorem.
Jednocześnie po ponownej weryfikacji akt sprawy prokuratorzy ustalili, że dowody jednoznacznie wykluczają Tomasza Komendę z kręgu podejrzanych. Nigdy nie był w Miłoszycach i nigdy nie widział ofiary. Komenda w więzieniu spędził 6540 dni. Znęcano się nad nim psychicznie i fizycznie. Trzy razy próbował popełnić samobójstwo.
We wrześniu 2020 roku wrocławski sąd okręgowy za gwałt i zabójstwo w Miłoszycach skazał na kary po 25 lat więzienia Ireneusza M. i Norberta Basiurę. Obaj nie przyznają się do winy. Prokuratura cały czas szuka jeszcze co najmniej jednego sprawcy tej makabrycznej zbrodni.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.