T. Siemoniak: Pierwszy kwartał 2023 przyniesie odpowiedź, jak idziemy do wyborów
Panie ministrze, święta za nami. Policzył pan, ile wszystko kosztowało i czy było drożej niż rok temu?
Z pewnością było drożej niż rok temu. Ja już się boję czasami na te paragony patrzeć, bo kwoty, jakie się płaci w sumie za drobne zakupy, czasami przyprawiają o szybsze bicie serca. No jest drogo i niestety to pewnie jedne z najdroższych świąt od dziesięcioleci. Więc sądzę, że to też doświadczenie każdego, kto robi na co dzień zakupy. Mocno to uderza w Polki i Polaków.
No i ma Pan pomysł, jak to zmienić? Na przykład w nowym roku, gdyby opozycja wygrała za 9 miesięcy?
Miałem okazję już wielokrotnie o tym mówić, bo to jest plan na przed wielu miesięcy, który pokazywał, co należy w krótkim okresie zrobić. To znaczy obligacje oprocentowane jak inflacja, no bo niewątpliwie inflację napędza to, że ludzie mają poczucie utraty wartości pieniądza i kupują dużo też, bo pieniądze w banku tracą na wartości. Sprawa kredytów, to znaczy zamrożenia rat kredytów na poziomie z 2021 roku, z grudnia, zanim się zaczęło to szaleństwo kredytowe. No i podwyżki dla sfery budżetowej, która jest najsłabsza. Myślę, że to są takie rzeczy doraźne i w gruncie rzeczy chyba ich specjalnie nikt nie kwestionuje. Natomiast, żeby zwalczyć inflację w długim okresie, potrzeba mądrej polityki Rady Polityki Pieniężnej i rządu, bo inflacja łatwo się uwalnia, dużo trudniej zagania ją się do jakiegoś poziomu kilkuprocentowego. Myślę, że wielu naszych słuchaczy pamięta przełom lat 80-tych i 90-tych. Strasznie boimy się tej inflacji, bo to wszystko przestaje być pewne w przyszłości, jeżeli nie wiadomo co ile może kosztować za pół roku i czy za rok.
Wielu słuchaczy pamięta to bez wątpienia. Ja wiem, że dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach i nie chcę w to jakoś głębiej wchodzić, natomiast czy pan swoje oszczędności inwestuje, czy jednak trzyma na koncie? Czy może część tak, część tak?
Trzymam na koncie. Nie mam aż tak wielkich oszczędności, żeby je jakoś specjalnie w coś się inwestować, więc bardzo byłem zainteresowany takimi ofertami banków, które pozwalają mieć taki spokój, że się nie traci na oszczędnościach. Dzisiejszy poziom oprocentowania depozytów, ja tam patrzę u siebie w banku, ale myślę, że to jest poziom wszędzie, jakichś 7-8-9 punktów procentowych, no jednak jest znacznie niższy niż inflacja. Na niektórych produktach, widziałem takie dane w mediach, zwłaszcza spożywczych, no to sięga czasami 50%. Myślę, że to wiele osób, które po prostu nie inwestuje, bo nie ma albo za dużych pieniędzy, albo obawia się ryzyka, chciałoby, żeby banki proponowały, czy państwo proponowało obligacje oprocentowane jak inflacja, żeby można nie zyskiwać specjalnie, żeby nie tracić. To często są, czy zawsze są ciężko wypracowane przez lata pieniądze, te oszczędności. Nie powinniśmy na nich tracić.
Koniec roku coraz bliżej. Do wyborów także coraz bliżej. Kiedy Platforma ogłosi kształt swoich list?
Tak formalnie to jest termin, który wynika z ordynacji i to jest ten ostatni moment, żeby pokazać kto, na którym miejscu i w jakim okręgu kandyduje. Natomiast niewątpliwie chcemy to wcześniej zrobić.
Kiedy?
Tak wcześnie, jak to możliwe, no bo chcemy, żeby kandydaci zaczęli pracować w okręgach, żeby nie zastanawiali się, które miejsce będą mieli, tylko żeby po prostu wiedzieli już, jeździli i spotykali się z ludźmi, de facto prowadzili kampanię.
Czyli kiedy?
No tak, ale to nie zależy tylko od nas, bo wciąż wyciągnięta nasza ręka do jednej listy, do jednoczenia opozycji. Wtedy na tych listach musi być miejsce dla wszystkich partii opozycyjnych. Więc no tutaj walczy ze sobą chęć taka, żeby jak najszybciej wszystko było jasne, z tym że chcielibyśmy, żeby te listy były maksymalnie szerokie, o czym Donald Tusk mówi, o czym nasza Rada Krajowa podjęła uchwałę. Więc myślę, że zaraz po 6 stycznia polityka bardzo mocno w Polsce przyspieszy i te sprawy będą się po prostu rozstrzygały. Nam zależy, nie z jakiejś niecierpliwości, tylko będąc doświadczonymi ludźmi i mając za sobą wiele kampanii wyborczych, wiemy, ja wiem to, że jak już wszyscy wiedzą gdzie, kto i na którym miejscu, to po prostu zaczyna się robota. Taka dobra konkurencja też czasami wewnątrz list.
Mimo wszystko dopytam jeszcze panie przewodniczący, czyli do kiedy dajecie sobie czas?
Gdyby to ode mnie zależało, to chętnie bym się z panem redaktorem i słuchaczami Radia Wrocław podzielił. Ja sądzę, że pierwszy kwartał przyszłego roku to przyniesie odpowiedź na wszystkie pytania polityczne o tym, jak idziemy do tych wyborów. Zresztą też zwrócę uwagę na jedną okoliczność, bo dzień przed Wigilią PiS złożył projekt zmian w ordynacji wyborczej. On wprawdzie dotyczy bardziej takiego mechanizmu wyborczego, natomiast kto wie, czy tu nie będzie jakichś poprawek, które wrócą do pomysłu 100 okręgów. Przecież PiS publicznie rozważał różne tutaj warianty, jak mogłaby wyglądać ordynacja. Pomijam to, że zostało mniej niż rok do wyborów i wtedy się ordynacji nie zmienia.
No to zatrzymajmy się tu na chwilę. Rozwiązania miałyby wpłynąć na zwiększenie frekwencji w wyborach przeprowadzanych na terytorium naszego kraju. Czy wy tak kierunkowo, co do tego ogólnego zapisu, popieracie ten projekt?
Każdy przytomny obywatel jest za tym, żeby frekwencja była jak najwyższa. To daje mocniejszy mandat i na tym polega demokracja, że jak najwięcej ludzi głosuje. Natomiast PiS, jak zawsze zresztą, robi to w fatalny sposób. Właśnie po cichu coś wrzucają, nie szanując tego, że zwyczajowo nie zmienia się już ordynacji na mniej niż rok przed wyborami. Jakoś te kwestie nie przeszkadzały PiS-owi przez 7 lat, wygrywał wybory i tutaj żadnych wątpliwości nie mieli co do tych kwestii ile Obwodowych Komisji Wyborczych. A przede wszystkim takie rzeczy załatwia się trochę tak, jak zmiany w konstytucji, tzn. zaczynając od rozmowy z opozycją w Sejmie, w Senacie, a nie tworzy się sytuacji takiej, że właśnie podejrzenia, że tu chodzi o politykę i interes PiS-u, są niesłychanie silne i obawa o to, że to po prostu jest parawan do dalszych poprawek, są bardzo mocne. Myślę, że nikt nie wierzy, że PiS-owi chodzi tak naprawdę o frekwencję i o małe miejscowości, tylko o własny wynik wyborczy. Tutaj taka wiarygodność też słaba jest PiS u w tym punkcie.
O tym też można porozmawiać w debacie. Ja o tę debatę Kaczyński-Tusk pytam już konsekwentnie od kilku tygodni. Spodziewa się pan, że faktycznie do takiej debaty w przyszłym roku może dojść jakoś na chwilę przed wyborami? Czy to jest trochę tak, że obaj liderzy ostatecznie nie będą chcieli ze sobą porozmawiać, bo to może być najzwyczajniej w świecie pocałunek śmierci?
Donald Tusk wiele razy o tej debacie mówił. Jest na nią gotowy i zawsze opozycja i lider opozycji ma tutaj taką pozycję trochę jak ten, który wzywa do walki mistrzostw świata w boksie, takiego challengera. Tak było w 2007 roku, pamiętna debata, gdzie Donald Tusk, no nikt nie ma wątpliwości, nawet prezes Kaczyński o tym sam mówił, wygrał zdecydowanie. Więc sądzę, że Tusk jest zawsze gotowy do tego.
Pan prezes też, bo osobiście go pytaliśmy o to na antenie Radia Wrocław.
No tak, ale od razu zasłania się jakimiś okolicznościami, a jego otoczenie natychmiast tak skomplikowało warunki tej przyszłej debaty. Wiadomo było, że niezręcznie było prezesowi w tej rozmowie jakoś zasłaniać się, czy wycofywać, a tak naprawdę tej debaty nie chce. Ale może być sytuacja taka, ja na to liczę, że po prostu opinia publiczna zmusi Jarosława Kaczyńskiego do tego, że musi do debaty stanąć. Albo jest liderem i jest gotów przed Polakami na argumenty walczyć, dyskutować z Donaldem Tuskiem, albo nie. Może to być dla niego sporym kłopotem, jeśli się na to nie zdecyduje. To będzie też jakiś fakt polityczny.
Przed Wigilią doszło do spotkania premier Morawiecki - minister Ziobro. Sądzi pan, że udało się osiągnąć porozumienie w ramach obozu Zjednoczonej Prawicy po spotkaniu? Chodzi oczywiście o uruchomienie środków z KPO dla Polski. Czy dalej będziemy w najbliższych tygodniach świadkami wymiany, może nie ciosów, ale argumentów i te środki do nas nie trafią?
Powiem, że nawet się szczególnie nie emocjonuję tymi rozmowami, bo to wszystko trwa już co najmniej od półtora roku, takie przeciąganie liny wewnątrz rządu. Ma znaczenie, co zrobi Jarosław Kaczyński, a nie premier Morawiecki, który nie ma tutaj żadnej pozycji, gdziekolwiek powie. Sądzę, że dalej będzie tak, jak to obserwujemy. Jarosław Kaczyński, własny przecież, klubu PiS, projekt zmian w Sądzie Najwyższym mocno zdezawuował w ostatnich wywiadach. Więc ja nie sądzę, żeby cokolwiek istotnego się rozgrywało na linii Morawiecki-Ziobro. Ziobro walczy o swoją pozycję i coraz bardziej ją wzmacnia, kosztem Morawieckiego. Bo jeśli wiceminister od Zbigniewa Ziobry jest w stanie krytykować premiera publicznie i nic się nie dzieje, poza tym, że na parę dni są zabierane mu kompetencje, po czym mu są przywracane, tzn. że nie mamy prawdziwego premiera. Jarosław Kaczyński albo zdecyduje się na ustawę o Sądzie Najwyższym, uwzględniając zdanie opozycji, wtedy ona przejdzie i tu Ziobro nie ma nic do rzeczy, albo nie. Więc będzie to pewnie trwało jeszcze wiele tygodni. Źle, że mamy rząd, w którym premier walczy z ministrem i jakimś wydarzeniem jest to, że premier spotykał się z ministrem. Ja, jako minister, się spotykałem dziesiątki razy z premierem. To jest rutyna po prostu, a nie żadne wielkie wydarzenie polityczne.
Posłuchaj całej rozmowy:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.