Ta porażka bardzo boli
To porażka, w którą nikt nie może uwierzyć. I nie chodzi tylko o przegraną z Węgrami, ale o cały występ polskich piłkarzy ręcznych w finałach mistrzostw świata w Szwecji. Występ, który boli i o którym chciałoby się zapomnieć, choć zapomnieć- wręcz przeciwnie - nie można.
Trener Bogdan Wenta przed turniejem zapowiadał, że celem podstawowym jest zapewnienie sobie miejsca gwarantującego występ w kwalifikacjach olimpijskich - czyli co najmniej siódmego. Ósme miejsce też może dać nam awans, ale pozostawia ogromny niedosyt. Pewnie nigdy nie dowiemy się czy była to zwykła asekuracja, czy też realna ocena szans i możliwości naszej drużyny. Drużyny, którą on, jako selekcjoner znał najlepiej.
Opinia publiczna, kibice, a nawet sami zawodnicy chcieli zdecydowanie więcej. Mówiło się o medalu, ba - niektórzy nawet marzyli o złocie, ale okazało się, że chcieć w tym przypadku wcale nie znaczy móc!
Przed mistrzostwami wiedzieliśmy doskonale, że o medale może walczyć nawet dziesięć zespołów. Tradycyjnie - zdecydowanym faworytem była Francja, a potem w różnych konfiguracjach: Hiszpania, Niemcy, Islandia, Norwegia, Chorwacja, Dania, Serbia, Szwecja i Polska. Wszystko miało zależeć od ostatnich chwil przygotowań, no i dyspozycji dnia. Marzyliśmy o tym, że po srebrnym i brązowym medalu przyjdzie czas na złoto. Ale były to tylko marzenia! Już noworoczny turniej w Gdyni pokazał, że biało - czerwoni są dalecy od optymalnej, wysokiej dyspozycji.
A na mistrzostwach - męczarnie ze Słowacją, Argentyną i Serbią, zwycięstwa - nieco łatwiejsze - nad Chile i Koreą, ale też - a może nawet przede wszystkim - porażki ze Szwecją, Danią i Chorwacją. Porażki w kluczowych meczach. W spotkaniach, w których kiedyś oprócz szczęścia biało - czerwoni odznaczali się ogromnym hartem ducha i byli niezwykle zdeterminowani. Teraz jakby tego zabrakło.
Musimy być zespołem, walczyć i nie dawać za wygraną - mówił nie raz Sławomir Szmal. Ale te słowa trafiały w pustkę, choć akurat do Szmala można mieć najmniej zastrzeżeń.
Zapomnieliśmy już o firmowej polskiej obronie z Arturem Siódmiakiem na czele. Teraz rywalom nie sprawialiśmy większych problemów. Gwiazda Bundesligi - Marcin Lijewski - znów bez wielkiego występu - i nawet zmęczenie grą przez 60 minut w meczach Hamburga nie jest absolutnym usprawiedliwieniem. Więcej oczekiwaliśmy od Karola Bieleckiego, czy też Grzegorza Tkaczyka. Choć akurat Tkaczyk potrafił wyjść na parkiet i grać nawet z kontuzją. Nie zawiódł Tomasz Tłuczyński, ale już nasze prawe skrzydło z Mariuszem Jurasikiem okazało się kompletną klapą. Wiem, że zabrakło Krzysztofa Lijewskiego, czy też Michała Jureckiego, ale przecież Francuzi też musieli sobie radzić bez Guillaume'a Gilla i Daniela Narcisse'a.
A może po prostu ten team się wypalił i potrzebuje świeżej krwi, nowego zapału i odbudowania charakteru? Takiego, którego dobrym przykładem może być skuteczna gra Mariusza Jurkiewicza.
Wiem, że dużego wyboru nie ma. Nasi gracze do Bundesligi ostatnio nie wyjeżdżają. A występując w VIVE Targach Kielce trudno o maksymalną mobilizację, gdy w lidze udaje się wszystko. Pozostało trochę czasu - tak do przyszłorocznych mistrzostw Europy, ewentualnie do turnieju kwalifikacyjnego, czy też samych Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Wiele może się zmienić. A może trzeba się pogodzić z faktem, że to ósme miejsce odpowiada aktualnym możliwościom naszej kadry? Wszak z roku na rok, nie tylko my, ale i piłkarze ręczni staja się coraz starsi.
Jedno jest pewne - Bogdan Wenta nigdy nie był minimalistą i najlepiej będzie wiedział co z tym zrobić. Trzeba spokojnie, bez emocji dokonać analizy i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Od tego zależy przyszłość.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.