53. rocznica największej tragedii w Karkonoszach
Lawina pędziła z prędkością 100 kilometrów na godzinę, miała od 25 do 70 metrów szerokości, a jej czoło było wysokie na 15 metrów (choć inne źródła mówią nawet o 25 metrach). W annałach tragedia zapisała się jako największa w powojennej historii polskich gór.
Lawina była tak potężna, że ratownicy ostatnie ciała odkopali dopiero na początku kwietnia. W zakrojonej na ogromną skalę akcji poszukiwawczej brali udział ratownicy GOPR-u, milicjanci, żołnierze, oraz mieszkańcy Karkonoszy - w sumie około 400 osób.
- Przebijanie się przez zbity śnieg zmieszany z kamieniami i gałęziami można porównać do drążenia w skale - relacjonował chwilę po katastrofie reporter Polskiego Radia Wrocław Kazimierz Mościcki. Jeden z ocalałych - turysta z ZSRR opowiadał, że nic nie zwiastowało nieszczęścia. - Szliśmy na Śnieżkę, nasza grupa rozciągnęła się i przez chwilę czekaliśmy na resztę. W tym czasie od lewej strony runęła lawina, nawet nie spostrzegliśmy, że kolejna jest już nad nami. Zostałem wyrzucony w powietrze, odrzuciło mnie na jakieś sto metrów, pomogły mi Niemki - opowiadał jeden z pięciu ocalałych. Jego znajomi nie mieli tyle szczęścia - w katastrofie zginęło aż trzynastu Rosjan, uczestników feralnej wycieczki. Wśród ofiar było też czterech obywateli NRD oraz dwoje Polaków.
- Były bardzo duże opady śniegu, potężna poducha śniegowa zeszła przed godz. 11 i zabrała 24 osoby. Pięć osób przeżyło, ale tylko dlatego się uratowali, że zostali odrzuceni, lawina ich po prostu "wypluła" - wspominiali ratownicy w reportażu Piotra Kaczmarskiego przygotowanego w 40 rocznicę tych tragicznych wydarzeń. Posłuchajcie: |
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.