Znów walka z faworytem jak równy z równym. Ale znów siatkarze Cuprum bez zwycięstwa
Początek meczu był wyrównany, drużyny punktowały na zmianę. Pierwsze większe prowadzenie dał Miedziowym Kamil Maruszczyk, który najpierw postawił skuteczny blok, a następnie skończył atak z piłki przechodzącej. Rezultat na tablicy wyników prezentował się następująco: 8:4 dla gospodarzy. Serię przełamał Artur Szalpuk, lecz lubinianie wciąż utrzymywali prowadzenie. Dopiero z Michałem Superlakiem na zagrywce zaczęli odrabiać straty. Zbliżyli się na punkt (13:14), ale wtedy Miedziowi znów zaczęli odskakiwać. W obronie dwoił się i troił Bartosz Makoś, co przyniosło oczekiwany rezultat: 4 punkty w zapasie. Przewagę dowieźli do końca seta, a ostatni punkt ekipa Fronckowiaka dostała w prezencie, gdy Jan Król zaserwował w siatkę.
W drugiego seta lepiej weszli przyjezdni. W polu zagrywki litości nie miał Bartosz Kwolek. Prowadzenie rywala wynosiło 4 punkty. Ciężar gry na swoje barki wziął wtedy Ronald Jimenez i wynik się wyrównał (14:14). Rozpoczęła się zacięta walka po obydwu stronach siatki. Z czasem dominować zaczęli Miedziowi, w ataku świetnie spisywał się Kolumbijczyk. Potężne serwisy posyłał również Miguel Tavares, a dodatkowo umiejętnie rozdawał piłki do ataku. Ekipy grały punkt za punkt, zaczęła się widowiskowa wymiana ciosów. Dwudziesty trzeci punkt zdobył Maruszczyk atakiem na prawym skrzydle i w ten sam sposób dał swojej drużynie piłkę setową. Podobnie jak w poprzedniej odsłonie, zepsuta zagrywka przeciwnika dała im zwycięstwo w drugiej partii.
Po przerwie warszawianie wrócili na boisko zmotywowani, by odwrócić losy spotkania, jednak gospodarze szybko wrócili do swojej dobrej dyspozycji i zrównali się 8:8. Za chwilę wyszli na prowadzenie po pojedynczym bloku Tavaresa. Toczył się bój na siatce, obie strony miały ogromną wolę walki, toteż wynik wahał się w granicach remisu. Trener Andrea Anastasi wpuścił na zagrywkę Michała Kozłowskiego i wtedy rywale zaczęli budować przewagę, która wzrastała i z czasem wynosiła już kilka punktów. W ataku brylował Artur Szalpuk, jednak setballa wykorzystał Michał Superlak.
Wygrany set uskrzydlił drużynę ze stolicy. Nabrali wiatru w żagle i rozpoczęli kolekcjonowanie oczek już od początku seta (13:8). Trener Marcelo Fronkowiak skorzystał ze zmian i wpuścił na boisko Nikolaya Pencheva oraz Szymona Jakubiszaka. Reguły gry wciąż jednak dyktowali warszawianie. Nagle w ekipie Miedziowych nastąpiło przebudzenie mocy i zbliżyli się do rywala na punkt 18:19. Swoje pierwsze oczko w barwach Cuprum Lubin miał okazję zdobyć Nikolay Penchev – postawił skuteczny pojedynczy blok. Doprowadzić o remisu gospodarze jednak nie dali rady, więc nieuchronnie zbliżał się tie-break.
Piąty set zazwyczaj jest najbardziej nieprzewidywalny. O zwycięstwie często decyduje łut szczęścia lub zmęczenie, które po tak długim meczu jest nieodłącznym kolegą każdego zawodnika. Ekipy punktowały na zmianę. Atak za atak. Cios za cios. Na tablicy wyników wciąż utrzymywał się remis: 4:4, 7:7, 9:9. Dziesiąty punkt zdobył Penchev, a za chwilę blok postawił Wojciech Ferens. Lubinianie wyszli na prowadzenie 12:10, ale ostateczne końcówka należała do drużyny gości.
2. kolejka Plus Ligi:
Cuprum Lubin – VERVA Warszawa ORLEN Paliwa 2:3 (25:20, 25:23, 18:25, 21:25, 12:15)
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.